Poruszeni tą hiobową wieścią „redaktorzy naczelni” wydali rozdzierające oświadczenie, w którym można między innymi znaleźć takie zdania:
W listopadzie 2001 r. - gdy została ujawniona szokująca przeszłość Maleszki jako agenta SB, do czego się przyznał - zdecydowaliśmy, że nie może już publikować na naszych łamach. Zgodziliśmy się natomiast, by mógł on wykonywać niektóre prace redakcyjne dla "Gazety" w ograniczonym zakresie i poza siedzibą redakcji. Decyzja ta była wtedy trudna do przyjęcia dla naszego zespołu, podjęliśmy ją wyłącznie ze względów humanitarnych i socjalnych.
Humanitaryzm i oddanie względom socjalnym kierownictwa GW budzi najwyższy szacunek, choć przecież nie zdumiewa – dla ludzi honoru dobre słowo i łagodny gest zawsze się znajdzie. Współczucie natomiast budzą dramatyczne przeżycia psychiczne „redaktorów naczelnych”, którzy w listopadzie 2001 roku dostali szoku, kiedy okazało się, że przyjaciel Maleszka miał jeszcze innych przyjaciół, o których tych pierwszych przyjaciół nie poinformował, chociaż tych drugich przyjaciół raczył obszernymi raportami. To zupełnie tak, jakby nasz najbliższy kolega, ten co to chodził z nami ramię w ramię do bitki i wypitki, okazał się partnerem jakiegoś Biedronia.
Pieszczoszek „redaktorów naczelnych” za prl donosił na Pyjasa, po 1989 roku – na tych, co to chcieli lustrować oprawców odpowiedzialnych za Pyjasa zamordowanie. Spotkała za to Ketmana straszna kara: zakaz publikowania na łamach GW oraz zgoda na wykonywanie niektórych prac redakcyjnych (ostrzenie ołówków, pilnowanie parkingu?). Szykana dolegliwa, lecz, nie da się zaprzeczyć, humanitarna. Panowie Cenckiewicz i Gontarski! Kiedy wreszcie wyleją Was z IPN i zostaniecie bez środków do życia, to walcie jak w dym do Gazety Wyborczej. Złożycie samokrytykę, przeprosicie i na pewno pozwolą Wam wykonywać niektóre prace redakcyjne w ograniczonym zakresie poza siedzibą redakcji.
Inne tematy w dziale Polityka