I to nie byle jakimi ludźmi, lecz reprezentantami państwa, które jeszcze niecały wiek temu było największym mocarstwem kolonialnym na świecie:
Grupa Anglików zgubiła się w lesie pod Opolem
[...] trójka młodych turystów angielskich (21-23 lat) podróżowała z Opola do Pragi [...] Posługiwali się nawigacją satelitarną. Za Opolem wjechali na zamkniętą z powodu remontu drogę. Skorzystali ze wskazań nawigacji satelitarnej, która poprowadziła ich przez tereny leśne.
Niestety ich samochód - renault laguna na jednej z takich dróg ugrzązł. Początkowo zagubieni turyści powiadomili swoich rodziców w Anglii, a ci zawiadomili ambasadę. Następnie młodzi podróżnicy zawiadomili pomoc drogową. Ta jednak nie dotarła, nie potrafiąc ich odnaleźć w kompleksie leśnym. Anglicy czekali na nią prawie 9 godzin.
Po godzinie 21 zdecydowali się powiadomić policję. [...] dodzwonili się do dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Prudniku. Policjanci ustalili położenie pojazdu na podstawie wskazań urządzenia GPS turystów i Anglików odnaleziono.
Pomocy zagubionym udzielili również dwaj okoliczni mieszkańcy, którzy ciągnikiem wyciągnęli zawieszony na koleinach samochód turystów. Dostarczyli również napoje, które z uwagi na panujący upał w trakcie dnia oraz kilkanaście godzin spędzonych w lesie bardzo się przydały.
Ludzie młodzi, a już mają rzeczy właściwie poukładane w głowach – nie liczą się wrażenia wzrokowe i zdrowy rozsądek, lecz wskazania aparatury DżiPiEs. Gdyby system satelitarny wskazał drogę przez rzekę lub przepaść, to pewnie też by pojechali jak w dym. No i te priorytety podczas organizowania wybawienia… Utknęliśmy w dżungli na terenach dzikiej wschodniej Europy, więc najpierw dzwonimy do rodziców w Anglii, no bo w takiej głuszy to nie wiadomo gdzie jest wschód, zachód, północ i południe oraz pozostałe strony świata. Lepiej zawczasu pożegnać się z najbliższymi… Po załatwieniu spraw rodzinnych można wreszcie zadzwonić po pomoc drogową. Niestety drzewa w lesie nie są numerowane, zatem pojawiają się trudności z podaniem dokładnego adresu. No ale nic to, Polska to kraj pierwotny, więc trzeba czekać w samochodzie, nie próbując cofnąć się po śladach, bo a nuż z głuszy jakiś potwór wyskoczy – film „Park Jurajski” mamy przecież zaliczony. Siedzimy i czekamy, nie wykazując żadnej inicjatywy.
Zaczyna się ściemniać, ojojojoj. Z ciemności mogą wszak jakieś wschodnioeuropejskie monstra wychynąć, poza tym jakiegoś sandwicza by się zjadło albo frytki z majonezem. Dzwonimy na policję. O, jacyś dwaj autochtoni ciągnikiem jadą! Ratunek przybywa w ostatniej chwili, niczym jankeska kawaleria. Jeszcze chwila, a towarzystwo umarłoby z głodu i pragnienia. Tubylcy wyciągają samochód terenowy typu renault laguna z kolein, podziwiając ów niecodzienny wyczyn cudzoziemskiego kierowcy, kontrastujące w wątłymi mięśniami jego i jego przyjaciół.
Gdyby tym typowym ludziom epoki elektronicznej wyczerpały się baterie w komórkach oraz akumulator w terenówce, to zginęliby marnie na pełnym kolein dukcie. Starożytne metody radzenia sobie w środowisku naturalnym znane są najwyraźniej jedynie entuzjastom survivalu, przeciętny człowiek cywilizowany z Albionu okazuje się bezradny w starciu z przyrodą, nawet jeśli to jest jakiś zagajnik w środku Europy. Kiedy elektrogadżety zawiodą, samodzielne poradzenie sobie z sytuacją go przerasta. Aż się wierzyć nie chce, że Robinson Crusoe był Anglikiem…
A przecież jeszcze niedawno za śmieszny uchodził następujący dowcip, obrazujący nieustraszony hart ducha Brytyjczyków:
Anglik opowiada Francuzowi historię wyprawy w niedostępne rejony Afryki.
- No i tak, wędrujemy dzień, dwa, tydzień, whisky się nam skończyła, umieramy z pragnienia, mówię ci, sytuacja robi się tragiczna i beznadziejna!
- Ojej – współczuje Francuz. – Naprawdę nie mogliście znaleźć żadnego źródła wody?
- Wody, wody – irytuje się Anglik. – Uważasz, że ktoś wtedy myślał o myciu?
Inne tematy w dziale Polityka