Arcybiskup Marek Jędraszewski podpadł towarzyszce filozofce i teolożce Hartman Janinie. „Janinie”, ponieważ zgodnie ze słowami samej zainteresowanej, płeć to coś w rodzaju odrastających paznokci, raz są dłuższe, a raz – kiedy się je ogryzie ze wściekłości na jakiegoś czarnego – krótsze. Tak więc, zgodnie z przekonaniem Hartmanowej, można opisywać Ją dowolnie. Co niniejszym Mła czyni.
Czym arcybiskup podpadł tow. filozofce? Ano tym, że ma wyobraźnię i z niej korzysta. Arcybiskup wyobraził sobie, że za parę dekad cywilizacja europejska upadnie i białych ludzi będzie się widywać jedynie w rezerwatach. Wizje JE Jędraszewskiego Hartmanowa uznała ochoczo za przejaw rasizmu na poziomie Ku-Klux-Klanu. Gorliwość w poszukiwaniu przestrzeni do niekontrolowanego ataku na purpuratów przyćmiła samozwańczej teolożce rozumienie języka polskiego: według Niej wyobrażanie sobie upadku cywilizacji europejskiej białych ludzi w wyniku samobójczego przyjmowania za obowiązującą ideologii gender to przejaw agresywnego rasizmu. Biskup, błądząc myślami w wydumanej przyszłości, zachęca jednocześnie do pogromów. Jest to „wypowiedź alarmująca”, orzeka z przekonaniem tow. Janina.
Chętni mogą rozdzielić włos na cztery i przeanalizować, czy niezobowiązujące lansady wyobraźni przekładają się na rzeczywiste, klarowne zachęty czy apele o zdecydowane czyny agresywne bądź propagowanie nierówności ras, rozrywka na długie grudniowe wieczory gotowa. Nie jest to jednak aż tak istotne – czy też, pisząc hałaśliwą składnią tow. Harmanowej – aż tak „alarmujące”. Alarmujące jest co innego.
Otóż filozofce Janinie ulało się takie oto zdanie:
Biskupi należą do nielicznych, którzy czasem mówią, co myślą. Przywilej to ludzi z gminu, bez żadnych aspiracji.
Wynika z powyższego, że ludzie wykształceni ukrywają swoje myśli i mówią zupełnie inne rzeczy, niż naprawdę myślą. Innymi słowy żyją w zakłamaniu i hipokryzji. Życie w zakłamaniu i hipokryzji, zdaniem tow. Hartmanowej, to przejaw wyższej kultury, cnota, rzecz godna naśladowania. Prawdę są zdolni wysłowić jedynie prostacy, ciemne chamstwo bez aspiracji. I w tym momencie napotykamy na paradoks. Jak bowiem wyjaśnić zagajenie wpisu towarzyszki filozofki, brzmiące tak:
W zalewie biskupich bredni…
Towarzyszka Janina z całą pewnością nie jest człowiekiem z gminu, a zatem nie mówi tego, co myśli (choć słówko „brednie” wskazywałoby na coś innego). Towarzyszka Janina to persona kulturalna, więc kiedy coś mówi, to kłamie. A skoro kłamie, to krytyka purpuratów jest w istocie ich pochwałą. A skoro to pochwała, to tow. Janina jest rasistką, co było do udowodnienia. Tak się kończy korzystanie z lewackiej logiki.
Oczywiście powyższy akapit tylko krotochwila. Pretensja Czerwonych, że są jeszcze na świecie ludzie, którzy bezczelnie korzystają z wolności słowa i przekonań, dowodzi wprost jednego: totalitarnych, faszystowskich ciągotek współczesnej lewicy i ideologów ruchu gender. To nie jest dyskusja, ważenie argumentów, propozycja intelektualna, lecz bezwzględny dyktat narzucający jedynie słuszny ogląd świata, gdzie nie ma miejsca na wątpliwości czy polemikę. Albo uznajesz ideologię gender i ogólnie neomarksistowskie aksjomaty, albo popełniasz myślozbrodnię i powinieneś ponieść karę.
Ciekawe, czy towarzyszka Hartman orientuje się, że się zdemaskowała jako despotka i że zakończenie jest wpisu doskonale Ją opisuje:
No ale tak to już jest – szydła z worków prędzej czy później wyłażą.
Inne tematy w dziale Polityka