Po paru latach nieustannego szlochania i narzekania na wrogość mejnstrimowych mediów doszło do ostrego, aczkolwiek przewidywalnego zwrotu – jeden z topowych funkcyjnych PiS z małpią zręcznością uwił sobie gniazdko we wrażych do niedawna okopach. Funkcyjny Błaszczak od wczoraj nie widzi niczego niestosownego w organizowaniu kampanii nienawiści wobec pewnego dziadka z muszką pod brodą, choć żarliwie i pompatycznie pomstował na wszystkich, którzy do niedawna dręczyli innego dziadka, dziadka bez muszki, ale za to z kotem.
Dlaczego awans na salony funkcyjnego Błaszczaka nie dziwi? No cóż, Banda Pięciu jest blisko skoligacona, wbrew oficjalnym zapewnieniom wszyscy ci sitwiarze są elementami systemu: Rurka od dawna snuł marzenia, aby w centralną sieć dojenia, gdzieś w plątaninie rur i rurek malutki zamontować kurek. To po pierwsze. Po drugie, Banda Pięciu uznaje się za elitę i ludzi honoru, wszystkich spoza kręgu siedzących przy stole w Czerwonej Oberży uznając za pariasa: Gdy się już spili autokraci, jak zwykle u szlacheckiej braci zaczęły straszne się przechwałki, kogo herb lepszy, kogo — pałki. Dziś bowiem u partyjnych w modzie jest pleść koszałki o swym rodzie, gdyż ci zaciekli demokraci strasznie lgną do arystokracji. Wpierw szarże były wielkim szykiem, lecz dziś z nich każdy — pułkownikiem, przejadł się także im doktorat, więc na tytuły przyszła pora. Prawda, że od czasów Szpotańskiego nic się nie zmieniło?
Funkcyjny Błaszczak wybrał zatem towarzystwo osobników, którzy przed chwilą otarli pianę z ust po zakończeniu recenzowania postępowania profesora Chazana, a wcześniej planowali eksterminację watahy i takie tam kiedyś ekscytujące funkcyjnego Błaszczaka drobiazgi. Zwinność moralna funkcyjnego Błaszczaka wywołuje podziw połączony z zazdrością – nie każdy uczciwy człowiek potrafi być tak obrotowy.
Dlaczego jednak w ogóle funkcyjny Błaszczak stanął przed wyborem „dołączyć się do palących na stosie wolnomyślicieli czy nie?” Otóż odpowiedź na to pytanie jest również bardzo prosta: 9 na 10 zdań o panu JKM jest kłamstwem.
JKM kocha Rosję ogólnie i pana Putina szczególnie, lubi gwałcić żony, matki i kochanki (a po zakończonych brutalnych czynnościach odsyła je zakneblowane do garów), bije dzieci, jest fizycznym zagrożeniem dla każdego polityka, wielbi Hitlera i rasizm, chce znieść wszystkie podatki oraz wręczyć każdemu broń, byśmy się wszyscy pozabijali i tak dalej. Wszystko to powyżej to wersja ekskluzywna, obowiązująca wśród ludzi z co najmniej licencjatem z modnego kierunku typu świecka turystyka czy politologia XVII wieku. Mniej rozgarnięci używają skrótowców: cymbał, pajac, głupek, durny dziadyga, cham, rasista, idiota, antysemita. Najodważniejsi dodają jeszcze czasami faszystę, aczkolwiek przekraczają w ten sposób granicę śmieszności.
We wszystkie te brednie publika bez zastrzeżeń wierzy. Nie dlatego, że JKM jakoś wyjątkowo nie lubi, skądże znowu. Publika jest leniwa, więc samodzielnie niczego nie weryfikuje. Obwieszczą coś, cokolwiek, w TeFałEn czy innej Trybunie Wybiórczej W Sieci i obwieszczenie to staje się faktem, który następnie jest intensywnie obgadywany w internecie, biurze czy autobusie. Pisarz Mark Sołonin z lekkim niedowierzaniem opisywał, co się dzieje, kiedy za komentowanie jego książek bierze się e-lud: w internecie toczą się zajadłe spory na temat detali, o których Sołonin nigdy nie pisał. W świetle współczesnych esemesowych standardów dzieła Sołonina są stanowczo zbyt grube jak na możliwości przeciętnego człowieka po licencjacie, co niejako tłumaczy ich mętny odbiór. Medialne wrzutki są jednak cienkie jak ich treść – a mimo to stanowią zaporę nie do przejścia nawet dla ludzi potrafiących jeszcze czytać coś bardziej skomplikowanego od objaśnienia hasła w krzyżówce panoramicznej.
Zauważmy, że każda wizyta JKM w telewizorni zaczyna się od prostowania jego medialnie przetworzonej wypowiedzi. „Pan powiedział, że...”, „nie, ja jedynie wspomniałem, że”, „ale przecież...”, „tłumaczę Pani, że było inaczej...” Zgadza się? Z JKM jest jeszcze dodatkowy problem – często korzysta z analogii. No a analogia dla wytresowanych politpoprawnością posłusznych potakiwaczy to już czarna magia albo coś jeszcze gorszego. Jeśli w analogii pojawi się słowo aresztowane i uwięzione przez kapłanów nowomowy, to odbiór wypowiedzi JKM staje się bodźcowy, tak jak to ostatnio było z „Murzynami”. JKM wywnętrzył się na temat europejskiej młodzieży, wymusztrowani politpoprawnością usłyszeli jedynie słowo „Murzyn”, po czym dostali automatycznie apopleksji i trzeba im było zmieniać pieluchy.
To nic nowego, zaprawdę. Prawo Lema działa. Tyle, że coraz bardziej intensywnie.
Inne tematy w dziale Polityka