
Podziękowania dla Wikimedia Commons za możliwość reprodukcji zdjęcia z Karnawału Weneckiego.
Warszawa 2009 przełom maja i czerwca, sobota, niedziela: u przyjaciół i na konferencji dotyczącej pewnej anonimowej kobiety. W maju 1982 miałem już pracować w Warszawie – 13 grudnia 1981 wprowadzono stan wojenny i do dziś mieszkam nie tam gdzie miałem mieszkać i chciałem. 29 lat do tyłu, stracone lata. Warszawę więc traktuję jako trochę „moje” miejsce, „my place”, mam tam przyjaciół, swoje ulubione skwery, nawet trawniki, kawiarnie. W Parku Ujazdowskim od niedawna rośnie sekwoja mająca 35-40 mln lat, w Łazienkach są moje ulubione pawie. A więc to co trzeba jest:) Wczoraj w Warszawie wiedziałem bardzo dobrze co robić w tej chwili w życiu i jak pisać na bloga: w życiu uczyć się (co na szczęście mnie nie opuszcza – ale trzeba mocniej i intensywniej), a na bloga po prostu pisać i wrzucać teksty. Niestety miasto, w którym obecnie przebywam (trudno tutaj o pojęcie mieszkać, habitat, mieszkam w mieszkaniu...) nie ma formy. Dobra myśl jest zablokowana, lub gdzieś krąży jak ptak, który szuka gniazda.
1.
U przyjaciół jak zawsze pięknie, świeże kwiaty, irysy, wszyscy czytają, dzieciaki rysują, leci muzyka z radia, nie ma telewizora, co chwilę ktoś wpada, i jak zawsze dobre wino. W parku pachną przekwitłe bzy aż kręci się w głowie. W nocy spacer, wybrałem kwartał Mochnackiego, Mianowskiego i okolice: piękna architektura, neosecesja, podziwiam piękne proste linie i mansardy z liniami przypominającymi Gaudiego. Na Mianowskiego 15 tablica upamiętniająca zamordowanie Polaków przez nazistowskie komando, m.in. Jana Salamuchę znanego katolickiego filozofa. Przed 12,oo w nocy u studentów: muzyka (Zappa, Dylan); siadam za elektroniczną perkusję (stary bębniarz...) i przywracam normalny rytm poruszania nogami i rękami;
2.
Poniedziałek: nogi wytrenowane na bębnach, gotowe do roboty. Idę tam:
http://www.sdp.pl/
Konferencję prowadził Mariusz Świetlik.
Mówił np. ten:
http://prawo.vagla.pl/
http://prawo.vagla.pl/node/8509
Trochę ten:
http://juljas.net/s24/sdp-kataryna/album/dsc_5701.jpg.html
A i ten:
http://jankalemba.salon24.pl/
Natomiast ten mówił i słusznie o pseudonimach jako o konwencji maskowego balu (co rozwijam w tym eseju; dzięki blogerze Orzechowski – mój blog ma tytuł „Świat jako teatr”:):
http://juljas.net/s24/sdp-kataryna/album/dsc_5730.jpg.html
A także ta (poczytaj FORUM DZIENNIKARZY 91-92/2009/118-119. B.ważne)
http://juljas.net/s24/sdp-kataryna/album/dsc_5728.jpg.html
A zwłaszcza podobało mi się jak mówiła ta:
http://magdazena.salon24.pl/
3.
Dlaczego musimy ciągle zaczynać dyskusję od końca XVIII wieku i niemieckiego filozofa oświecenia Imanuela Kanta, który zdefiniował kulturę :) Albo od trzech muszkieterów, gwardzisty kardynała, i Zorro? Michel Foucault powiedział nam przecież, że Kant chorował na modę na chińszczyznę. A więc co – mamy się cofać do Chin, do „I Ching–Księgi Wróżb”? I przypiekać ceremonialnie żółwie, aż pojawi się jakiś wzór na skorupie i wróż powie, że pewnych rzeczy się nie robi gdyż nie wypada ze względu na literę „K”? A tak łatwo można powiedzieć literę „K”: ka ka ka ka ka ka! Albo do teatru greckiego gdzie swoje kwestie aktorzy wygłaszali w maskach, zwanych „persona” czyli po polsku – osoba? Termin „osoba” do człowieka zastosował w I w.n.e. filozof rzymski Epiktet, kontynuator ateńskiej Stoi. A więc mówiąc „osoba” mówimy „maska” i żyjemy nadal w cieniu greckiego dramatu lub komedii. I grzejemy nasze europejskie kości przy chlebowym piecu ubogiego Heraklita w Efezie, który pierwszy podał definicje „nauki” jako „logosu” i „etyki” jako „miejsca życia”. Lub siedzimy na wykładach Arystotelesa w ateńskim Likeionie powtarzając jak zaklęcia jego sylogizmy: przesłanka, przesłanka, konkluzja.
Życie zawsze miało elementy gry i zabawy, mniej czy bardziej dowcipne.
Jedynie filozofia uprawiana porządnie przez niektórych filozofów może dać odpowiedź na pytanie: czy całe życie jest grą, czy tylko jej niektóre fragmenty? Czy człowiek odgrywa w życiu jedną rolę czy kilka? Ja twierdzę, że najlepsi z nas potrafią odegrać w ciągu dnia kilkadziesiąt i całkowicie różnych od siebie ról.
4.
Po kilku godzinach rozmyślań nad zawiłymi losami filozofii Kanta, czas nadszedł na małą czarną w ulubionej kawiarni (nie powiem która, nie), potem na Uniwersytet Warszawski a tam wystawa o prezydencie II Rzeczpospolitej Ignacym Mościckim. Zdjęcie Sz. P. prezydenta z wczasów z Juraty z ministrem Beckiem i żonami, w białych spodniach, białych butach...Zacząłem myśleć o tym czy w białych spodniach i butach można wygrać wojnę...Trochę w tym myśleniu artystycznej przekory, jestem świeżo po „Gwarancjach brytyjskich dla Polski” Simona Newmana i wielu innych lekturach; wojna po 163 latach okupowania Polski przez 3 cesarstwa była nie do wygrania. Benedetto Croce pisze w „Historii Europy w XIX wieku”, że Niemcy parły do wojny już pod koniec XIX wieku. Wynika z tego, że I wojna to tylko epizod. Wracam, mijam Nowy Świat 47, budynek, w którym mieszkał Karol Szymanowski, o którym tekst przygotowuję. Też z nim – największym wtedy polskim kompozytorem - prowadzono w Warszawie wojnę podjazdową, aż dostał nerwicy serca...
5.
I tak to jest w tym kraju: jak nie rozbiory to wojna. Jak nie kolejna wojna to kolejna okupacja, jak wykończyła tę okupację „Solidarność” - to stan wojenny, internowania. Jak się skończył stan wojenny, to wojna z bezrobotnymi. A teraz kolejna wojna: z blogerami. Taki kraj, ciągle wojna i wojna. Jedni pajace przyjeżdżają, biorą swoje lewy, wyjeżdżają. Potem następni. A my siedzimy pod stołem do brydża i czyścimy im buty. Albo napuszczą jakiegoś „zmiłuj się Boże” patriotę a ten gryzie znajomych i kolegów z zadowoleniem jak czekoladę...Ciągle jacyś nieproszeni goście. Żreć im dać, kłaniać się nisko, celebrować – a oni ciągle zaprowadzają tutaj porządek. Albo cywilizują bankomatami. A schabowego drań nie potrafi ugotować, kiełbasy przyrządzić jak trzeba, chleba dziad nie upiecze, ogórka kiszonego u nich nie ma, mleka zsiadłego, ziemniaków nie zje jak człowiek tylko masło kakaowe, albo wódę wali z wiadra. Kolonialiści. Co ich tak gna po tym świecie? Może nie ma jeden z drugim kobiety, może coś tam nie gra między łopatkami a zgięciem kolan? Może mają jakieś robaczki uniemożliwiające rośnięcie w mózgu wyższych uczuć? Diabli ich wiedzą. Diabli ich nadali. Diabli ich wezmą.
6.
Lubię piękne kobiety, jak piękne kwiaty, poezję, muzykę, pawie, sekwoje, szum morza, lub cichy plusk czystej rzeki o zmierzchu. Warszawa jest pełna pięknych kobiet. Ale czy zobaczyłem w poniedziałek chociaż jedną, taką w moim typie, na Nowym Świecie (życie mija, nie? Można je w końcu anonimowo popodziwiać, nie przejmując się swoimi spojrzeniami, a w razie czego udać, że patrzyło się na kogoś innego)? Zobaczyłem. Jak wyglądała nie zdradzę; mogę tylko tyle powiedzieć:), że miała metr wzrostu, była gruba jak beczka i cała ubrana na biało:D. No i już wiadomo jakie kobiety wpadają mi w oko.
7.
Ludzie w pewnym wieku, nie zawsze mogą postawić pointę, zamknięcie tekstu, jak touche przy pojedynku, czy rzut poświęcenia w judo: „tomoenage!”, jak kropkę nad „i”. Raczej jakąś aluzję, możliwie daleką, lub jakieś skojarzenie, nawet nie wprost. No bo nieraz nie za bardzo mają możliwość powiedzenia czegoś sensownego, gdyż jakby oddech stawał się krótszy, albo włosy robiły się coraz bardziej białe od samego myślenia. Ludzie w pewnym wieku już wiedzą, że myślenie jest tożsame z fizjologią. I wcale nie jest niematerialne jak chcieliby niektórzy filozofowie z Akademii.
Więc niech gra Dylan - dla anonimowej piękności idącej szybko Nowym Światem z dedykacją ode mnie, obywatela Anonimowego Społeczeństwa Przechodniów. A dodatkowo niech gra dla blogerki Magdy Zeny - też ode mnie zakrytego tutaj scenicznym kostiumem „publicysty”:
Inne tematy w dziale Rozmaitości