Na spotkanie ze śmiercią idziemy nadzy, z pustymi rękoma, epatujący swoją wersją człowieczeństwa, wyhodowaną w okresie, gdy żyliśmy. Bezbronni, pozbawieni wsparcia, z wejściówką czynów dokonanych. W tej jednej chwili jesteśmy nikim, uwolnieni z relacji tego świata. Strach nas ogarnia, czasem wyczekiwanie śmierci i smutek z powodu straty poranków, przyjaźni, miłości, drobnych przyjemności życia. Płyniemy przez czas przejścia w niepoznane, oswojoną egzystencję zamieniamy na wielką niewiadomą z nadzieją na życie po życiu. W tej ostatniej chwili przychodzi chwila prawdy, albo odczuwamy spełnienie na koniec dobrze przeżytego życia, albo wstyd, gdy nasze życie było wypełnione uświadamianym złem.
Będziemy trwać w tej chwili pomiędzy, krótkiej jak mgnienie oka, czasem zaśniemy, by więcej się nie obudzić, czasem ból będzie rozrywał nam trzewia. Czasem dostaniemy od losu szansę, by uporządkować otwarte sprawy. Pojednać się z bliskimi, naprawić błędy, pooddawać długi. Po to by uwolnić ducha z więzów tego świata i dobrze zostać zapamiętanym. To jedyne, co po nas zostanie na tym świecie: pamięć.