Ponoć równość nie jest od linijki. Cóż, wygląda na to, że są równi i są równiejsze.
Żyjemy w oparach absurdu, powszechnej manipulacji i wszechobecnego kłamstwa. Ci, którzy - jak w baśni Andersena - głoszą, że król jest nagi, są kancelowani. Bezkarnie oszukują nas politycy, dziennikarze, a na czele ministerstwa równości stoi osoba, która otwarcie przyznaje, że jest feministką. Sama nazwa ideologii feministycznej wskazuje, kto jest faworyzowany, ale to drobiazg!
Feminizm a mizoandria
Nic dziwnego, że mężczyzna w tym kraju traktowany jest jak tania siła robocza, która ma utrzymywać obcych a nawet wrogich wobec niego ludzi płci przeciwnej. Choć żyje statystycznie krócej, do systemu ubezpieczeń społecznych wnosi więcej i ostatecznie wyjmuje z niego o wiele mniej, nazywany jest ucieleśnieniem opresyjnego patriarchatu. Samiec gatunku ludzkiego zostaje sprowadzony do roli niewolnika utrzymującego państwo opiekuńcze, które pluje mu w twarz.
Równość płci w krzywym zwierciadle
Co mężczyzna otrzymuje w zamian? Systemową mizoandrię, pogardę ubraną w słowa ustaw i rozporządzeń. W razie potrzeby ma zostać zmieniony w mięso armatnie i ginąć za kraj, który traktuje go jak rodzica drugiej kategorii, maszynkę do zarabiania pieniędzy na rozdawnictwo, kupowanie głosów lewaków. Nie ma wątpliwości, że niezbędna jest emancypacja mężczyzn, wyzwolenie z chorego systemu.
Matriarchat wprowadzony pod pozorem walki o równouprawnienie
Warto to rozpocząć pytaniem, czy tzw. ministra ds. równości pójdzie na front w razie wybuchu wojny i równo, ramię w ramię z mężczyznami będzie walczyć o ten kraj? A może o matriarchat mają jednak ginąć tylko mężczyźni, bo mamy do czynienia z wielkim przekrętem, o którym kiedyś będą opowiadały podręczniki do nauki historii?
Inne tematy w dziale Polityka
