Skan ekranu zdjąłem z wp.pl.
Nie zamierzam w tej notce nikomu tłumaczyć kto i dlaczego wygrał/przegrał wybory.
Nie interesuje mnie również dlaczego obywatele zbojkotowali referendum (politycy, którzy do tego namawiali to wyjątkowe szuje).
Intryguje mnie sposób w jaki standardowo nasza demokracja traktuje głosy wyborców. Przyjęty i powszechnie akceptowany system, daje w wyniku "przecudowne" różnice, gdy dochodzi do przeliczenia głosów wyborców na ilość stołków w sejmie.
Na starcie 4% procent głosów wyborców demokratycznie wkłada się do wora, a wór do jeziora. Wiadomo 5% próg wyborczy (koalicje mają 8%), kosi małe ugrupowania. Ich głosy przestają się liczyć w politycznej rozgrywce.
Co z ugrupowaniami, które przeskoczyły powyższą przeszkodę?
5-ta Konfederacja ~7,3% głosów = mandatów 14.
4-ta Lewica (tylko niecały punkt procentowy więcej niż poprzednicy) = 30 mandatów )) , ponad 2 razy więcej.
Niemożliwe? A jednak.
3-cia Trzecia Droga ~14,4% głosów = 57 mandatów.
Dwa razy więcej głosów zebranych niż Konfa, stołków poselskich ponad 3 razy więcej.
I dwa tłuste koty na koniec:
2-ga KO 27,8% głosów = 161 mandatów
4-krotna różnica ilości głosujących na KO przekłada się na ponad 11-krotną różnicę w ilości mandatów.
1-szy PIS ~38,3% głosów = 198 stołków w sejmie.
Ponad 5 razy więcej głosów wyborczych niż otrzymała Konfa, przekłada się na 14 razy więcej mandatów poselskich.
System nazywa się metodą d'Hondta i elegancko kasuje możliwości wpływu na politykę ugrupowań, które otrzymały mniejszą ilość głosów, promując wygranych.
Metoda ta jest jednym wielkim oszustwem, które zżera polski system polityczny, różnicując głosy wyborców oddane w trakcie wyborów. A podobno każdy, pojedynczy głos się liczy i jest na wagę zwycięstwa.
G.... prawda.
Pzdr wyborczo.
ps.
System ten podowoduje, imo, odklejenie się od rzeczywistości i następnie degenerację partii rządzących.