
3 września 1980 roku, dokładnie o godz. 6,10, a więc pół godziny po podpisaniu porozumienia, plac przed kopalnią „Manifest Lipcowy” był pusty, niemal martwy. Wymiotło ludzi, autobusy i samochody.
Wszyscy pędzili do domów (zwłaszcza górnicy okupujący kopalnię od nocnej zmiany 28 sierpnia), delegacje zakładowych komitetów strajkowych spieszyły się do swoich kopalń i innych zakładów regionu, dziennikarze i fotoreporterzy – do swoich redakcji.
Ja też chciałam dotrzeć do swojej redakcji jastrzębskiego tygodnika „Nasze Problemy”, gazety o charakterze miejskim, ale wydawanej przez „samorządy robotnicze” pięciu kopalń: Boryni, Jastrzębia, Manifestu Lipcowego, Moszczenicy i XXX - lecia PRL, nazywanej i tak Pniówkiem, podobnie jak Manifest Lipcowy- Zofiówką.
Nie musiałam jednak spieszyć się do redakcji, bo protokół podpisanego porozumienia był już drukowany w katowickiej „prasie”, gdzie naczelny naszej gazety, Czesław Szafrański czekał od chwili rozpoczęcia rozmów na ostateczną wersję porozumienia. Doczekał się nad ranem i wtedy ruszyło drukowanie specjalnego numeru gazety. „Nasze Problemy” z tekstem Porozumienia Jastrzębskiego ukazały się w miejskich kioskach wczesnym popołudniem 3 września, a więc w dniu podpisania i były pierwszą gazetą, która opublikowała pełny tekst tegodokumentu.
Stan gorączki
Poranna pustka i cisza na placu przed kopalnią była tak szokującym dysonansem do tego wszystkiego, co działo się tutaj przez 5 ostatnich dni, że trudno było uwierzyć w realność tego wszystkiego, co się zdarzyło. Jeszcze 13 godzin temu, gdy rozpoczynały się rozmowy z komisją rządową napięcie siągało zenitu, bo ważyły się sprawy, przez które zrywano poprzednie rundy rozmów ze stroną rządową.
W kopalni od kilku dni przebywało kilka tysięcy górników oraz delegacje 56 zakładów pracy, które przyłączyły się do jastrzębskiego strajku, a na godzinę przed rozpoczęciem rozmów, cechownię kopalni opanował tłum dziennikarzy i fotoreporterów z całej Polski. Grzecznie wyproszona nas stamtąd na czas prowadzenia negocjacji – do Kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego. Rozmowy transmitowane były na teren całej kopalni.
Pobyt w stacji ratownictwa był dla większości dziennikarzy pozytywnym szokiem, bo oprócz eksperckiej roli ratowników w tłumaczeniu przybyszom z Polski, o czym mówią górnicy, traktowano nas tam niezwykle serdecznie i gościnnie, a wymiernym wyrazem tego były smaczne kanapki i porządna kawa.
O godz. 17.00 kopalnię zamknięto, pod bramami i wzdłuż ogrodzeń krążyły patrole straży robotniczej z opaskami na rękawach, a w głowach wszystkich tłukło się jedno pytanie: które postulaty przejdą, a które padną i co będzie, jeśli któraś ze stron się „zatnie”?
Manipulacja i jej skutki
Przedłużenie strajku o dwa dni i spotkanie MKS z komisją rządową dopiero 2 września było konsekwencją „zacięcia” się górników, po żałosnej manipulacji wykonanej w głównym wydaniu dziennika telewizyjnego.
A chodziło o sprawę fundamentalną, czyli o powiadomienie całej Polski o strajku górników. Postulat ten pojawił się w momencie, gdy Polska cieszyła się już pierwszym z porozumień i czekała na finał strajku w Gdańsku, natomiast w mediach nikt zająknął się o strajku w jastrzebskich kopalniach, trwającym przecież od 29 sierpnia i strajkach na całym Śląsku. Kolejne rundy negocjacji komisji partyjno-ministerialnych z Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym kończyły się fiaskiem, więc strajkujący podnieśli poprzeczkę, w kwestii bardzo czułej dla jednych i drugich. A była nią informacja o tym, że górnictwo nie stoi biernie i nie patrzy wiernie na swoją władze, lecz jest również „w strajku” i to od 29 sierpnia.
Tylko tyle i aż tyle
I dużo za dużo dla władzy przyzwyczajonej do bezkarnego manipulowania opinią społeczną, gdyż informacja o jastrzębskim strajku ukazała się wprawdzie w wieczornym dzienniku telewizyjnym, ale tylko na antenie TV Katowice. Reszta Polski oglądała w tym czasie jakieś wakacyjne obrazki i skwapliwie doniosła o tym - sobie znanymi sposobami (bo łączność telefoniczna była zablokowana) – strajkującym w Jastrzębiu górnikom, a potem ichrodzinom. No i „zacięło” się kompletnie, bo MKS dorzucił do swoich postulatów „warunek wstępny”, mówiący o rozpoczęciu negocjacji tylko z komisją rządową i dopiero po ukazaniu się w ogólnopolskim wydaniu wieczornego dziennika telewizyjnego informacji o trwającym w Jastrzębiu strajku górników.
Było to prawdziwe „tąpnięcie w górotworze”, gdyż sam początek strajku przyjmowany był przez mieszkańców raczej spokojnie, jako naturalna niemal kolej rzeczy w obliczu strajków na Wybrzeżu. Nerwowi byli jedynie przedstawiciele władzy wszelakiej. Jednak po telewizyjnej manipulacji nerwowość udzieliła się również strajkującym górnikom, bo po podpisaniu w niedzielę, 30 sierpnia porozumienia w Szczecinie, oczekiwano już tylko rzetelnej postawy strony rządowej. A tutaj wykręcono im taki numer!
Nie zapomnę reakcji naszego zespołu po obejrzeniu tego dziennika w mieszkaniukoleżanki; panowie zaczęli od śmiechu, a potem już tylko klęli, natomiast panie zapowietrzyło i zakrztusiło. Nikt z nas nie miał złudzeń, że sprowokowano tym ruchem radykalizację postulatów i górniczy gniew. Raczej groźny, co widać było i słychać na kopalnianym placu „Manifestu Lipcowego”, przez całe 5 dni.
Więc nie wiadomo było, czy śmiać się z głupoty manipulatorów, czy raczej płakać nad nią. Jedno było pewne, że dopiero teraz w Jastrzębiu zaczyna się zasadnicza rozgrywka. Dziś powiedziano by, że nastąpiło:

Drugie rozdanie
O jego kształcie dowiedzieliśmy się, gdy nocą dotarliśmy – na piechotę – do kopalni. Wielkim przeżyciem tego nocnego spaceru ku niewiadomej było spotkanie z karnym peletonem ponad stu górników, maszerujących czwórkami jezdnią ul. Średnicowej w stronę kopalni. Najpierw dostrzegliśmy w ciemnościach jakieś światła posuwające się jezdnią; dopiero po chwili dotarło do nas, że są to ludzie trzymający latarki i „robiący za odblaski”, gdyż szli na początku i końcu peletonu oraz na jego liniach skrajnych. Grupa maszerowała górniczym krokiem, więc zdecydowanie za szybko dla nas i dopiero na skrzyżowaniu okazało się, że była to zmiana zmierzająca do Pniówka...
Czekanie
A właściwie dwa dni czekania, bo 1 września dziennik telewizyjny nareszcie wyemitował informację o jastrzębskim strajku i pozostało „już tylko” dogadać się z komisją rządowa. Tej ostatniej przewodniczył wicepremier Aleksander Kopeć, który odegrał zasadnicza rolę w pozytywnym zakończeniu tej trudnej rozgrywki. Ekipę rządową „posadowiono” tyłem do sali cechowni, na której miejsca zajęli delegaci strajkujących kopalń i zakładów, natomiast członkowie Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, na czele z Jarosławem Sienkiewiczem usiedli twarzą do sali i zespołu rządowego. Uzgodnienie 29 punktów porozumienia jastrzębskiego zakończyło się o 23.00, po czym ogłoszono przerwę.
Bój o wolne soboty i niedziele
Ale w ciągu tych kilku godzin były momenty, w których słychać było ciężkie oddechy negocjatorów – po jednej i drugiej stronie, choć większość punktów uzgadniana była rzeczowo i sprawnie. Najgroźniejsza sytuacja powstała przy postulacie wolnych sobót i niedziel. Argumenty obu stron nie zmieniały się ani o milimetr, a powtarzanie ich zagęszczało atmosferę.
31 lat temu, w tekście „Porozumienie oczekiwane przez wszystkich” napisałam o tej przełomowej sytuacji dość krótko:
„Kilkadziesiąt delegacji zakładowych komitetów strajkowych odrzucało wszelkie modyfikacje tego postulatu. W końcu wicepremier Aleksander Kopeć zadał obecnym na sali i stojącym na placu pytanie: „ Górnicy, jeśli przyjmiemy ten warunek, pójdziecie jutro do pracy?” Gromkie TAK, połączone z burzą oklasków przesądziło tok męczących pertraktacji…”
Po jednej stronie stołu
Jednak podpisanie porozumienia nastąpiło dopiero o 5.40, czyli prawie po 7 godzinach od pomyślnego zakończenia negocjacji. Po wielu latach i śmierci kilku ważnych aktorów tych wydarzeń dowiedziałam się, co działo się w tym czasie za kulisami. Ale to już temat na inną opowieść.
„Jest 3 września. Światła lamp i obiektywy kamer oraz aparatów fotograficznych skierowane są na wicepremiera i przewodniczącego MKS, którzy podają sobie podpisane dokumenty i ściskają dłonie. Cichną oklaski, sala intonuje Międzynarodówkę.” To już ostatni akapit tamtej informacji.
Gdy po 31 latach wracam do tamtych 5 dni, które tąpnęły Jastrzębiem, górnictwem i Polską, nadal mam wrażenie, że to, co przeżyłam jako świadek walki o wynegocjowanie dokumentu, tak ważnego dla środowiska górniczego i całego Śląska było raczej snem jeno. Patos tamtych dni zwietrzał zbyt szybko…
Dodam jeszcze tylko jedno zdanie z tamtego tekstu, bo jest w nim informacja mogąca coś nam, społeczeństwu i dzisiejszym politykom podpowiedzieć:
„O tej godzinie obie strony zasiadły po jednej stronie stołu prezydialnego. Odczytano treść protokołu porozumienia, złożono podpisy i wygłoszono krótkie oświadczenia”…
Dopiero dziś uderzyła mnie treść tego zdania i fakt, że po tak trudnych negocjacjach usiedli obok siebie, ramię w ramię szef MKS , Jarosław Sienkiewicz i wicepremier Aleksander Kopeć – po jednej stronie stołu, twarzami do zebranych górników.
Czy ich wyobraźnia była większa od wyobraźni i rzetelności obecnych polityków, którym najlepiej wychodzi tworzenie ciągle nowych konfliktów w społeczeństwie?
http://www.nettg.pl W galerii: zdjęcia Józefa Żaka, fotoreportera tygodnika Nasze Problemy, ukazującego się przed lat w Jastrzębiu.
W mojej pracy zawodowej i społecznej spotykam się z wieloma problemami. Staram się dostrzegać je i pomagać w ich rozwiązaniu.Jestem Przewodniczącym Komisji Kultury Sportu i Turystyki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości