Grzegorz Kołodziejczyk Grzegorz Kołodziejczyk
156
BLOG

Prezydencja w budowie

Grzegorz Kołodziejczyk Grzegorz Kołodziejczyk Polityka Obserwuj notkę 0

 

 

Minęły dwa miesiące od rozpoczętej z wielką pompą polskiej prezydencji w UE. W tym czasie rząd polski zapowiadał realizację wielu priorytetów, których lista rosła lub malała w zależności od potrzeb propagandowych ekipy Donalda Tuska.  

 

Krytycy rządowi wskazywali na brak konkretnych propozycji polskiej prezydencji, hasłowe podejście do programu prac Rady UE, duże koszta przewidziane w budżecie (prawie 500 mln zł, wraz z zakupem nowego budynku ambasady w Brukseli). Po dwóch miesiącach naszego przewodnictwa można bez cienia przesady stwierdzić, że obecny rząd w Polsce traktuje prezydencję w UE jako propagandowy show. Tym samym wykazuje się nie tylko brakiem kompetencji do rządzenia krajem, ale również do przewodzenia UE jako jej pełnoprawny członek. To instrumentalne traktowanie obywateli polski i instytucji UE pokazuje jedynie skalę wyrachowania obecnej ekipy.

Zero zobowiązań
Prezydencja zamiast być formą dyplomatycznego i politycznego instrumentu służenia interesom Europy i swojego kraju zarazem, stała się tylko kolejną maskotką, która Polakom ma udowodnić, jacy to sympatyczni ludzie rządzą naszym krajem.


Brak faktycznych priorytetów naszego przewodnictwa i wynikający z tego brak programu prac rządu w tym czasie pokazuje, że taktyka ekipy Tuska jest w polityce europejskiej zbliżona do propagandy wyborczej. Rozliczanie z konkretów i brak tych konkretów w polityce krajowej ma zakryć hasło wyborcze PO "Polska w budowie". W polityce europejskiej tego rządu, czy też raczej -należałoby powiedzieć - w braku europejskiej polityki, idealnie pasowałoby hasło na najbliższe miesiące "Prezydencja w budowie". Jeśli zdarzy się w tym czasie coś dobrego, Komisja Europejska lub Rada UE dopnie jakiś projekt, to wtedy Donald Tusk będzie mógł powiedzieć, że oto udało się rządowi w czasie naszej prezydencji coś zrobić. Przecież premier nie zobowiązał się do doprowadzenia żadnego projektu normatywnego czy instytucjonalnego UE. Cokolwiek więc stanie się pozytywnego, będzie mógł to przypisać swojemu rządowi. Wszelkie negatywne zjawiska nazwie zaś siłą wyższą, nieprzewidywalną (np. rozwój konfliktu w Afryce). Tak jak na budowie, jeśli załamie się belka z rusztowania, zawsze można powiedzieć, że to nocny wiatr lub sabotaż. Przecież nasi architekci polityczni nie zobowiązali się do tego, że rusztowanie się nie zawali. Oni nie zobowiązali się po prostu do niczego. Jeśli żaden ważny projekt nie zostanie w czasie prezydencji zakończony, to będziemy karmieni po prostu relacjami medialnymi ze spotkań ministrów UE, którzy intensywnie pracują nad kolejnym ważnym projektem europejskim, sprawując godnie przewodniczenie UE. W każdym przypadku fotki i relacje telewizyjne, szczególnie TVN, będą miłe, ładne i sympatyczne. Hasło "Polska w budowie" oraz realizowana na naszych oczach taktyka prezydencji w budowie jest niezobowiązujące, a zarazem jakże sympatyczne. Przecież posuwamy się, jeszcze trochę, a dom będzie zbudowany, tylko zaufajcie obecnej ekipie. Ona nigdy was nie zawiodła...


Zwróćmy uwagę chociażby na inaugurację prezydencji, która miała miejsce w Polsce 1 lipca w Warszawie oraz 6 lipca w Strasburgu, podczas wystąpienia Donalda Tuska w Parlamencie Europejskim. W Warszawie widzieliśmy niejakiego Kubę Wojewódzkiego (specjalista od bezczeszczenia flagi polskiej w imitacjach różnego typu wydzielin), starającego się udowodnić na estradzie wśród zaproszonych przez siebie gości, że prezydencja jest ogólnie OK, będzie fajnie, cool, no i w ogóle gra muzyka... Przekaz propagandowy skierowany co najwyżej do grupy części tzw. młodych, wykształconych z dużych miast. Statystyki okazały się tego dnia bezlitosne dla rządu. Pomimo wielomilionowych nakładów w imprezach warszawskich mających uczcić naszą prezydencję uczestniczył jedynie ułamek jednego procenta mieszkańców stolicy. Za to przekazy medialne... Fantastyczne. Jaka dobra estrada, ładne, uśmiechnięte buzie, świetna muzyka. Jaka fajna prezydencja.

 

Na podobnym poziomie odbyły się wystąpienia premiera Tuska. Zamiast powiedzieć chociażby kilka słów o tym, co zamierza zrobić, brał on chyba przykład ze swojego młodszego kolegi, wspomnianego Kuby, i przekonywał polityków i dyplomatów, że prezydencja polska będzie OK, ogólnie miło i europejsko. Ani w Warszawie 1 lipca, ani w Strasburgu 6 lipca premier Polski nie zająknął się o jakimkolwiek konkretnym projekcie ekonomicznym, instytucjonalnym czy legislacyjnym, który zamierza przeprowadzić dla dobra UE czy Polski jego ekipa. Same uśmiechy, gładkie słowa, uściski i wymiana podarunków. Prawie jak na uroczystym zawieszeniu wiechy na budynku w budowie. W Warszawie obecny premier wręczał poprzednikowi, premierowi Węgier Viktorowi Orbánowi szablę i przyjmował beczułkę wina. Jakie to miłe i sympatyczne. Lepiej i pożyteczniej byłoby natomiast powiedzieć, co zamierza zrobić z zainicjowanym przez Węgrów projektem bezpieczeństwa energetycznego północ - południe Europy. Ten węgierski projekt doskonalewpasowałby się w politykę bezpieczeństwa Europy i Polski zarazem. O tym projekcie nie było ani słowa w wystąpieniu Donalda Tuska. Zamiast tego przyjdzie nam pogodzić się z zakończeniem pierwszego etapu prac projektu energetycznego Rosja - Niemcy, w formie rury gazowej na dnie Bałtyku. Rosja i Niemcy będą miały gazociąg, a my będziemy mieli uśmiechy Donalda Tuska w czasie prezydencji. 


Wystąpienie premiera w Parlamencie Europejskim na otwarcie prezydencji było w podobnym stylu. Hasło tam rzucone: "Więcej Europy", nie znaczy dosłownie nic. Powinny temu towarzyszyć jakieś konkrety, akty legislacyjne, chociażby projekty rezolucji. Na wystąpienie premiera przyszło kilka procent członków Parlamentu Europejskiego, co samo w sobie wskazuje, jak wielką estymą realnie cieszy się ten podobno europejski polityk.

Konkretów nadal brak
31 sierpnia br., w czasie sejmowego posiedzenia Komisji ds. Unii Europejskiej, odpytano polskiego ministra ds. europejskich Mikołaja Dowgielewicza, jakie konkretnie cele realizowane są obecnie przez polski rząd spośród mglistej listy priorytetów naszej prezydencji. Odpowiedź była niezwykle znamienna: "Na pytania o konkrety odpowiem w połowie października", tzn. po wyborach... Nic dodać, nic ująć. Prezydencja w budowie. Najpierw jednak zagłosujcie na nas. Prowadziliśmy Polskę przez cztery lata, poprowadzimy teraz Europę! Najpierw jednak zagłosujcie, potem zobaczymy. W tym czasie jednak, nie zapomnijmy, podatnik polski wyda dużo pieniędzy na polskich urzędników, polityków i dyplomatów. Do hasła "Prezydencja w budowie" należałoby więc dodać inne hasło z epoki minionej, które - wydaje się - stosują polscy luminarze naszej polityki europejskiej: Czy się stoi, czy się leży, 500 mln zł na prezydencję się należy.


Nie mając żadnych konkretów, niczym magik z czarnego kapelusza minister Dowgielewicz wyciąga na konferencjach, co się da, aby tylko pochwalić się czymkolwiek. I tak na konferencjach ministra od europejskiej propagandy mogliśmy się dowiedzieć, że sukcesem polskiej prezydencji był wyjazd polskich urzędników wraz z urzędnikami Komisji Europejskiej do tzw. Rogu Afryki (Sudan, Etiopia) celem ewaluacji pomocy humanitarnej. Warto zaznaczyć, że pomoc taką wiele organizacji świadczy w tym regionie już od dziesiątków lat. Innym sukcesem polskiej prezydencji, zdaniem ministra, jest wykonanie stress testów dla banków. Szkoda, że nie słyszeliśmy o tych stress testach w czasie przygotowywania listy priorytetów w pierwszej połowie roku. Kolejny to tylko dowód na to, że jeśli coś się uda zrobić w czasie prezydencji, nawet nieprzewidzianego, to zawsze ekipa Tuska może powiedzieć, że to dzięki polskiemu przewodnictwu. W tej konkretnej sprawie wydaje się, że gdyby takie stress testy wykonano wśród członków rządu polskiego, to musiałyby one wypaść chyba jeszcze gorzej niż w bankach europejskich.

Zamiast sukcesów - porażki

Nie zapomnijmy bowiem o dwóch dużych sprawach zakończonych porażką polskiej prezydencji, które miały faktycznie miejsce w ostatnich dwóch miesiącach, a które były zapowiadane jako nadchodzący sukces prezydencji. Pierwszą z nich jest upadek negocjacji delegacji Rady UE, której przewodniczył polski minister, w sprawie uruchomienia programów pomocowych UE ds. promocji demokracji poza krajami Unii. Miał to być - zgodnie z zapowiedziami ministra Sikorskiego - jeden z flagowych projektów polskiej prezydencji. Jak widać, zabrakło determinacji i zdolności negocjacyjnych polskim dyplomatom. Projekt upadł w tym tygodniu. W mediach na ten temat cisza. Drugą kwestią, nagłośnioną już na początku prezydencji jako sukces, miał być udział Polski jako kraju prezydencji w posiedzeniach państw strefy euro, tzw. eurogrupy. Mimo tego odtrąbionego medialnie sukcesu do dzisiaj nikt polskiego ministra kraju, który podobno sprawuje prezydencję, na posiedzenie tej elitarnej grupy decydentów europejskich nie zaprosił. Na ten temat żaden analityk czy tzw. europeista jednak się nie wypowiada, ani rządowy, ani tzw. niezależny. Wszystko bowiem przykrywa przyjęta kilka miesięcy temu strategia. Polska w budowie, Europa w budowie, prezydencja w budowie, wszystko w budowie. 
   

Obecny rząd w Polsce traktuje prezydencję w UE jako propagandowy show

Andrzej Rudań Nasz Dziennik

W mojej pracy zawodowej i społecznej spotykam się z wieloma problemami. Staram się dostrzegać je i pomagać w ich rozwiązaniu.Jestem Przewodniczącym Komisji Kultury Sportu i Turystyki.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka