RadoslawKowalski RadoslawKowalski
247
BLOG

Niekończące się przekleństwo !!!

RadoslawKowalski RadoslawKowalski Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Dzisiaj będzie nietypowo. Pisze ten tekst jako nieszczęsny fanatyk Arsenalu ogłupiony miłością do tego klubu. Proszę, więc wybaczyć mi moją dziecinną emocjonalność. Prawdę mówiąc artykuł powinien ukazać się, zaraz po przegranym finale Pucharu Anglii. To wtedy narodziły, się w mojej głowie smutne wnioski oraz spostrzeżenia. W Arsenalu juz dawno czas zatrzymał się w miejscu, także data publiakcji nie ma  tutaj absolutnie żadnego znaczenia.

Wielu z nas z pewnoscią pamięta sezon, w którym Arsenal przez większą część piastował zaszczytny tytuł lidera Premier League. Ten piękny okres zakończył się po zremisowanym spotkaniu z Birmingham. Warto przypomnieć, że Kanonierzy grali większą część spotkania w przewadze ( brutalny faul na Eduardo) a i tak nie udało im się wywieźć kompletu punktów, bowiem w doliczonym czasie gry gospodarze zdobyli bramkę na wagę remisu.  Nonszalancja oraz beztroska piłkarzy Wengera została ukarana,i jak później się okazało był to kluczowy mecz tego sezonu.

Kilka lat później Arsenal trafiił na tą sama drużynę,  tego samego menadżera, i w taki sam frajerski sposób zmarnował swoją szansę. Co więcej porażka jest jeszcze bardziej bolesna, ponieważ rzecz dotyczy samego finału pucharu Anglii, jednak skutki będą najprawdopodobniej takie same - Arsenal po raz kolejny przedwcześnie zakończy sezon bez większych efektów.

Alex McLeish z pewnością zalicza się do tych wychowanków, któych Ferguson musi darzyć sympatią. Po pierwsze jest Szkotem, pod drugie skutecznie potrafi zaleźć za skórę jego rywalom. Arsenal jest tutaj idealnym przykładem. Bo chyba nikt nie ma wątpliwosci, że nieuadny mecz z Sunderlandem pozostaje w ścisłym zwiazku z szokującą porażką z Birmingham. Co prawda z uporem maniaka można powtarzać, że Arsenal gra na trzech frontach. Ale czy nie jest to przypadkiem zakłamywanie rzeczywistosći. I czy przypadkiem nie mozna było tego samego powiedzieć w poprzednich latach

W swoim ostatnim felietonie, wspominałem o tym, ze zwycięstwo nad Barceloną niczego nie dowodzi. Apelowałem o hamowanie rodzącego się w szczęściu żarliwego optymizmu, o nie zapominaniu madrego przysłowia o matce-nadziei. Co niektórzy mogą pomyśleć, że autor tego artykułu, zgrywa cwaniaka. Nic bardziej mylnego. Każdy, kto obserwuje ligę angielską od lat postawiłby identyczną diagnozę .Kilka lat temu Arsenal ogrywał Real Madryt,AC Milan, Manchester United,Chelsea, - krótko mówiac, czołówkę światową Zwyciężał jako zespół młody, utalentowany, grający bez kompleksów, ale nie mistrzowski. Arsenal potrafił wygrać ,wtedy, kiedy nie był faworytem, nie wiedząc, czym jest ciężar presji. Kiedy pojawił się tzw. „nóż na gardle”i trzeba było na zimno zainkasować trzy punkty z Wigan , Birmingham, Sunderlandem i Bóg wie kim jeszcze, nogi robiły się ciężkie, a punkty odlatywały w próżnię.

Nadszedł czas, aby zrzucić maskę hipokryzji. Nie ma żadnej nowego, mądrzejszego, lepszego Arsenalu. Jest ta sama drużyna, która potrafi zaskakiwać, ale nie zdobywać. I choć lata lecą, charakterystyka Arsenalu nie ulega żadnym zmianom.

Nie jest to kwestia umiejętności, przecież Fabregas, Nasi , Van Persie to piłkarze klasy światowej. Wegner to jeden z najlepszych fachowców w swojej dziedzienie. Nikt nie może mu dorównać w kwestii szkolenia piłkarzy, czy umiejętnego prowadzenia polityki transferowej. Jednak jeżeli chodzi o mentalne przygotowanie drużyny, to jest dużo gorzej.. Francuz od lat uchodzi za dżentelmena, człowieka , który przywiązuje ogromną wagę do poprawnego zachowania, osobistej kultury. Swoją życiową filozofię umiejętnie wpaja swoim zawodnikom. Arsenal przypomina przepiękną księżniczkę, która każdą czynność wykonuje z charakterystyczną dla siebie gracją. Nikt inny nie potrafi tego tak zrobić. – zachwycają się nią inni. Problem polega na tym, że robi tak zbyt często, niebezpiecznie zmierzając do granicy kiczu. Jeżeli, ktoś chce w taki sposób wykonywać czynności, które narzucają nam zupełnie inne miny , ten naraża się na śmieszność. Oprócz piękna jest jeszcze normalność. Barcelona jest symbiozą tych dwóch wartości, i dlatego jest królową, a nie księżniczką. Arsenal przekona się o tym , boleśnie już niedługo – w rewanżowym spotkaniu Ligi Mistrzów na Camp Nou. 

I jak tu nie wierzyć w twierdzenie, iż historia lubi się powtarzać ora zataczać koła. Kilka lat temu Birmingham pomogło Arsnalowi szybciej zakończyć sezon. W tym roku uczyniło to samo. Scenariusz jest prosty : najpierw puchar Anglii, następnie Liga Mistrzów , potem liga, a na sam koniec ekipa Fegusona pozbawi nas wszelkich złudzeń i wyeliminuje z kolejnego pucharu. Wszystko przed nami !!! Co prawda obserwowanie czyjegoś upadku, nie należy do najmilszych zajęć. Ale, jak wiadomo co jakiś czas warto oczyścić swoją duszę.

Musze powiedzieć, że dawno już nie oglądałem spotkania zaangażowany w pełnii :  sercem, duszą, rozumem. Wraz z każdą minuta nerwy były coraz większe, serce biło szybciej i mocniej. Mam na myśli oczywiście , ostatni mecz z Sunderlandem. Emocji dodawała świadomość, iż jest to idealny moment , aby Kanonierzy mogli nas znowu zawieść. W końcu można było odrobić stratę do lidera, a przeciwnikiem nie był ani Real, Bayern czy Inter. To jest jakieś przekleństwo !!! Sędzia dwukrotnie skrzywdził Arsenal , nie dyktując karnego, oraz nie uznając prawidłowo zdobytej bramki. Niech nikt, tylko nie próbuje usprawiedliwiać niedołęstwa Arsenalu, fatalnym sędziowaniem arbitra. Każdy przecież, wie, że to nie przez sędziów Wegner przez sześć lat nie może zdobyć kompletnie niczego.  

Jest jednak coś, co nie pozwala mi ostatecznie stwierdzić koniec walki o tytuł. Mam tu na myśli charakterystyczną tendencję.Kiedy Arsenal nie potrafił obronić czterobramkowej przewagi  na St.James Park i tylko zremisował, większość obserwatorów była pewna, iz ich największy rywal do tytułu skorzysta z tego prezentu. Okazało się jednak, że nieobliczalny Wolverhampton sprawił niespodzienkę i wygrał z druzyną Sir. Alexa. Podobną sytuację mamy teraz : Arsenal nie wygrywa arcyważnego spotkania z Sunderlandem a Manchester przegrywa z Liverpoolem. Jeżeli ta zależnosć okaże się trwała, to z całą pewnoscią będziemy mieli ekscyntujący finał rozgrywek. Tym bardziej, jeżeli uświadomimy sobie, że Arsenal ma tylko 3 punkty straty i o jeden mecz rozegrany mniej.

 

 

 

 

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości