Rafał Osiński Rafał Osiński
456
BLOG

Wina tylko celibatu? Co dzieje się u dominikanów?

Rafał Osiński Rafał Osiński Społeczeństwo Obserwuj notkę 7
„Ja wiedziałem, że tak będzie” – to zdanie powtarzane przed laty w kabarecie przez Grzegorza Halamę (w kreacji hodowcy kurczaków) wpadło do głowy, kiedy upubliczniono informację o odejściu z zakonu 57-letniego dominikanina Wojciecha Jędrzejewskiego. To nie był jednak przejaw triumfu. Na jakiej podstawie Jędrzejewskiego można było zaliczyć do przedstawicieli grupy wysokiego ryzyka odejściem z kapłaństwa?

Pierwsze publikacje dominikanina w latach 90. były zeświedczałe, podczas gdy nowo upieczeni księża zazwyczaj są w drugą skrajną stronę przesiąknięci retoryką seminaryjną. I nie chodzi tylko o odważny język, ponieważ przecież ks. Mieczysław Maliński też pisał prosto – wręcz czasem dosadnie, ale tak po kapłańsku. Trzeba przyznać, że paradoksalnie Jędrzejewski z wiekiem jednak „kapłaniał”, natomiast otwierał się przed nim świat okazji – znaczy pokus...

Mówi się, że odejścia z kapłaństwa wynikają ze skostnienia środowiska, nieprzystawania tej roli do realiów świata współczesnego. Natomiast zakon dominikanów to taki konglomerat skrajności. Towarzysząc im w śpiewanej liturgii godzin, można mieć wrażenie, iż pozostają w duchu głębokiego średniowiecza. Ale słuchając wielu ich kazań, duchowość postępowości dominuje ponad wszystkim innym, co przydałoby się w duszpasterstwie i kaznodziejstwie. Okazuje się, że postępowość i otwarcie na świat wcale nie chronią dominikanów przed odejściami z zakonu – to przecież kolejny znany zakonnik z tego zgromadzenia, jaki uczynił „comming out”. Lecz przynajmniej w uczciwości. Tyle że wydaje się, iż w kolejce są następni, którzy bardziej wolą kolorowe światła niż habit czy choćby koloratkę.

Kłopotem dominikanów stało się gwiazdorstwo, które w tej grupie ma ponadreprezentatywność na tle tego zjawiska wśród różnych środowisk kapłańskich. Mocni w filozofii i teologii, błyskotliwi w analogiach i puentach, ujmujący inteligencją i wyrazistymi osobowościami. Obecni na You Tube czy w kanałach telewizyjnych, publikujący książki o treściach, których kilkadziesiąt lat temu nie mógłby firmować żaden duchowny, stają się atrakcyjni – również dla kobiet, stanowiących większość wśród fanów. Bycie popularnym, rozpoznawalność, liczne słowa uznania i skracanie dystansu ze świeckimi budują klimat dla nowych znajomości. A coraz mocniejsze i podwyższone „ego” zwiększa potrzeby (nie tylko duchowe…) – zgodnie z powiedzeniem, iż „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Zwłaszcza kiedy w komentarzach pod nagraniami nierzadko czyta się pod własnym adresem słowa uwielbienia (w dosłownym znaczeniu). Okazuje się, że księża nie odchodzą tylko z powodu niespełnienia w posłudze wskutek nietrafionych arbitralnych decyzji przełożonych, ale też wskutek – nazwijmy to – dobrobytu, niekoniecznie w znaczeniu materialnym. W przypadku Wojciecha Jędrzejewskiego chyba „przysłużyło się” dodatkowo częste obracanie się w ostatnich latach również w środowisku coachingu – szkoleń, co zazwyczaj wiąże się ze wspólnymi długimi godzinami i nierzadko wyjazdami z udziałem niebrzydkich kobiet. To już było chyba za wiele dla błyskotliwego samotnego mężczyzny w średnim wieku. Wojciech Jędrzejewski będzie miał teraz możliwość zostania prawdziwym ojcem – a nie tylko tytularnym. Ale czy zasługuje na ostracyzm ze strony środowiska katolickiego? Paradoksalnie zachował się przyzwoicie, gdyż mimo łamania ślubu celibatu (co sam wskazał jako przyczynę odejścia z zakonu), postanowił nie prowadzić tzw. „podwójnego życia”, lecz postąpił uczciwie. I nie pluje przy okazji na Kościół, co zdarza się w środowisku byłych zakonników (myśląc choćby o niewiele starszym jego byłym współbracie), lecz deklaruje chęć pozostania w katolicyzmie - chociaż w innym statusie, natenczas raczej o wiele trudniejszym niż poprzedni. Natomiast peany wypisywanie w internecie przez niektórych ludzi mediów nt. (jeszcze) dominikanina Wojciecha Jędrzejewskiego to chyba przesada?

Czy apeluję o zakony za wysokimi murami? Absolutnie NIE. Księża i zakonnicy mogą być i działać wśród świeckich ludzi, ale w granicach rozsądku i umiaru; niekoniecznie stawać się kumplami do grupowych wyjazdów pozaduszpasterskich czy quasi-celebrytami medialnymi ze sztabem usłużnych współpracowników i nieformalnymi fanklubami.

Znani już leciwi dominikanie poprzedniego pokolenia jak Jacek Salij (skrzydło konserwatywne) czy Ludwik Wiśniewski (krytyk hierarchów kościelnych, który w 2019 roku nawet gościł na festiwalu Owsiaka) pewnie z bólem patrzą na to, co dzieje się w zgromadzeniu. Bo oni – mimo rozpoznawalności i wyrazistości – potrafili zachować dystans wobec ducha tego świata i nie zostali celebrytami.

Rafał Osiński
Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj7 Obserwuj notkę

Sprawy społeczno-polityczne i kościelne, edukacja, ochrona zdrowia to bliskie tematy. Ale nie tylko. Jestem uważnym obserwatorem i pomagam, abyśmy nie utopili się w naszej rzeczywistości. Prowadzę kanały na You Tube oraz X: @RafalOsinski-WnikliwyKanal @RafalOsinski-psychoedukacja https://twitter.com/RafalOsinski_

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo