rafał sulikowski rafał sulikowski
96
BLOG

„Chce Pan o tym porozmawiać?” O zjawisku psychologizacji Tradycji chrześcijańskiej.

rafał sulikowski rafał sulikowski Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2
Psychiatria i psychologia, a także inne dziedziny humanistyki i nauk społecznych bardzo pomagają człowiekowi; ale nie dadzą nikomu głębszego spokoju i na dłuższą metę, nie mówiąc o celu życia każdego człowieka – szczęścia na wieki. Należy zatem sprzeciwić się sprowadzaniu wszystkich przeżyć zarówno normalnych, jak i „fantastycznych” do jednego worka z napisem „omamy i urojenia”, bo to okropne uproszczenie tak skomplikowanej materii, jaką stanowi podmiotowość osoby i godność ludzka.

     Celem artykułu jest wskazanie, że zarówno psychologia, szczególnie „naukowa”, „akademicka” z jej racjonalizmem poznawczym oraz empiryzmem metodologicznym, jak i psychiatria będąca najwyższą dziedziną medycyny, czyli nauki o organizmie ludzkim i ciele człowieka - sprowadziły niemal do parteru w ciągu XX wieku wszelkie „fantastyczne” przeżycia ludzkie, sięgające pytań ostatecznych i egzystencjalnych. Mówiąc prościej: nie mam zamiaru negować zarówno faktu, że obie nauki niesamowicie wiele zrobiły, aby pomóc rzeczywiście rzeszom cierpiących nerwowo i psychicznie. Nie neguję, że psychologia wraz z psychoterapią, nawet 'freudowską' (która opiera się zasadniczo na tradycji negacji faktu istnienia „duszy nieśmiertelnej”) oraz psychiatria z metodami fizycznymi i biologicznymi (leki, terapia wstrząsowa, operacje neurochirurogiczne) wspaniale radzą sobie z doczesną częścią ludzkiej psyche; ignorowanie przeżyć duchowych może wynikać z faktu, że jak mi powiedział wprost lekarz - „my nie leczymy duszy”. W domyśle - „my leczymy nerwy”. Może istnieje potrzeba rozgraniczania obu porządków: neurologiczno-psychiatryczny i psychologiczny dotyczy „normalnych”, codziennych przeżyć człowieka od poczęcia do śmierci. Jednak rzecz jest w czym innym.

     Albowiem czym innym jest sytuacja, kiedy lekarz, powiedzmy neurolog, mówi: „leki pana wyleczyły, na ile mogły; swoje zrobiliśmy. W sprawach duszy proszę się kontaktować z teologiem, filozofem czy kapłanem, a nawet specjalnie przygotowanymi osobami do posługi egzorcystycznej”; a czym innym, kiedy psychiatra wprost neguje treści wiary chorego i mówi, że człowiek to tylko geny, chemia i układ nerwowy. Ta jaskrawość obrazu celowo została tu ukazana. Ostatecznie cała psychiatria stanąć musi przed dylematem: czy wszystkie przeżycia chorobowe i normalne można tłumaczyć w sposób naturalny czy istnieją rzadkie, ale nieraz spektakularne zjawiska z innego porządku bytowego i epistemicznego, wobec których mądry lekarz przyjmie przynajmniej postawę „możliwe najbardziej życzliwego stanowiska wobec omawianych spraw”.

     Tej dobrej woli zdaje się brakować szczególnie w szpitalach dla nerwowo chorych, gdzie lekarze wyznają i kierują się paradygmatem ściśle materialistycznego obrazu kondycji ludzkiej, jako rzekomo zawieszonej między dwiema nicościami. Jakże ubogi ten obraz! I jak smutny, gdyby był prawdziwy.

***

    Na szczęście jak zwykle okazuje się, że kondycja ludzka pełna jest tajemnic i nie daje się sprowadzić do warunków materialnych, środowiskowych, a nawet psychologicznych czy osobowościowych. Psychiatryzacja jest jednak faktem. Będąc niejeden raz na hospitalizacji, miałem okazję próbować zagadnąć o kwestie, umownie mówiąc, „pozagrobowe”. Prawie żaden lekarz nie był kompetentny: z tym proszę do swego spowiednika. I dobrze, że tak mówili. Inni pacjenci jednak napotykali nie tylko na zwykłą „spychologię”, ale wręcz zachęcani byli do porzucenia „fantastyki religijnej”, a w najlepszym razie – do traktowania udziału w Eucharystii czy liturgii jako „ciekawego obyczaju z punktu widzenia teorii kultury”. I nic ponadto.

   Nic dziwnego, że dość szybko zdałem sobie sprawę, że zarówno stosowane leki, obecnie na skalę masową, jak i powstające wciąż „terapie świeckie”, i to coraz częściej spoza nurtu akademickiego (co niekiedy bywa jeszcze gorsze od klasycznych terapii, które przynajmniej w teorii nie szkodzą), nie dadzą mi pełnego zdrowia ani tym bardziej nie rozwiną duchowo. Jednak zanim to zrozumiałem minęło wiele lat szamotania się między lekami, terapią i spowiedzią oraz egzorcyzmami, które wydawały mi się sprzeczne. One się uzupełniają, ale pod warunkiem, że nie negujemy z góry żadnej z nich: jeden potrzebuje leków, inny tylko dobrej spowiedzi generalnej, inni potrzebują terapii czy porady, a ktoś może modlitwy uwolnienia, czy ostatecznie egzorcyzmu. Ale. …

***

    Ale tak się dzieje tylko, jeśli psychiatra nie będzie z góry zakładał, że człowiek to tylko hormony, i w zasadzie „nic więcej”; z drugiej strony mądry kapłan, widząc, że penitent jest ewidentnie w kiepskim stanie, wypowiada dziwne treści, a może ma myśli samobójcze, też nie poprzestanie na sakramencie pojednania, tylko wręcz skieruje penitenta na konsultację do psychologa, który w razie stwierdzenia, że przeżycia są normalne uspokoi penitenta, a w razie stwierdzenia zaburzenia, skieruje na terapię. W skrajnych wypadkach, psycholog, jak również spowiednik, powinni skierować do ambulatorium, a jeśli ktoś wydaje się sobie lub innym zagrażać – wezwie pogotowie. To oczywiście jest tak rzadka sytuacja, że tylko teoretyczna, ale zawsze trzeba mieć na uwadze, że zarówno spowiednik, jak i świeccy pracownicy pracują z ludzką psychiką, a kapłan – z duszą, dającą życie wieczne. Jest to tak delikatna materia, że nic dziwnego, że coraz częściej księża kończą kursy psychoterapeutyczne, studiują psychologię, a na Zachodzie nawet medycynę. Niemniej trzeba mieć na uwadze, że czasem panuje tu taki chaos, że trudno rozróżnić, co jest najbardziej potrzebne: jeśli przeżycia kogoś wydają się bardzo niepokojące, panuje zasada, że najpierw leczymy i chronimy życie fizyczne człowieka, podobnie jak w wypadkach drogowych, a potem wieńczymy cały proces leczenia terapiami chrześcijańskimi, spośród których spowiedź, zwłaszcza regularna, częsta i u stałego spowiednika góruje nieraz znacznie nad niekiedy bardzo efektownymi, ale mało efektywnymi praktykami egzorcystycznymi.

    Psychiatria i psychologia, a także inne dziedziny humanistyki i nauk społecznych bardzo pomagają człowiekowi; ale nie dadzą nikomu głębszego spokoju i na dłuższą metę, nie mówiąc o celu życia każdego człowieka – szczęścia na wieki. Należy zatem sprzeciwić się sprowadzaniu wszystkich przeżyć zarówno normalnych, jak i „fantastycznych” do jednego worka z napisem „omamy i urojenia”, bo to okropne uproszczenie tak skomplikowanej materii, jaką stanowi podmiotowość osoby i godność ludzka. Przypomnę na koniec taki kawał, smutny, ale oddający w pełni opisane krótko zjawisko „psychiatryzacji religii i wiary”, nie tylko naszej: „Kiedy mówisz do Boga, nazywają to modlitwą. Kiedy Bóg mówi do Ciebie – nazywają to schizofrenią”. Myślę, że w tym miejscu zakończymy bez dalszego komentarza, podkreślając, że wszystko ostatecznie ma swój sens i że naukę tworzą ludzie omylni, więc trudno wymagać od lekarzy, że byli jeszcze specjalistami z zakresu teologii życia wewnętrznego. Ale nie powinni negować ani faktu, że ktoś w ogóle wierzy, ani – tym bardziej – istotnych treści wiary swoich beneficjentów, a tak się dzieje wciąż jeszcze w dawnym, przypominającym „jedynie słuszny, naukowy pogląd na świat”, stylu działania lekarzy w wielkich szpitalach dla cierpiących nerwowo i psychicznie. Ktoś przecież powiedział, że „wszechświat ma się tak do duszy, jak kropla do oceanu”. Duszy ludzkiej zważyć, ani zmierzyć – na szczęście – się nie da.

Rafał Sulikowski


Ur. 1976 w Krakowie, doktorat w UJ (2012), absolwent polonistyki, eseista, publicysta, poeta i kompozytor muzyki elektronicznej. Mieszka i pracuje w Wielkopolsce.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo