Rafał Kołodziej Rafał Kołodziej
167
BLOG

Syndrom udanych wakacji

Rafał Kołodziej Rafał Kołodziej Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Wakacje skończyły się na dobra. Już nawet osoby, którym przysługuje najdłuższy odpoczynek – studenci – zakończyli leniuchowanie i wrócili na uczelnie. Jedyne co nam wszystkim z tego radosnego okresu pozostało, to wspomnienia.

Zdarzają się wczasowicze, którzy tego, co najlepsze wcale nie czerpią z podróżowania czy słodkiego nic-nie-robienia, ale z opowiadania o wczasach znajomym i rodzinie, z pokazywania zdjęć i publikowania ich na portalach społecznościowych.

Naczelną zasadą udanych wakacji jest: im dalej, tym lepiej. Cóż z tego, że i w Polsce można zobaczyć niesłychanie urokliwe miejsca, opalić skórę na kolor spieczonego kartofla czy zanurkować w ciepłej wodzie. Ale czy na znajomych z facebooka zrobi wrażenie zdjęcie podpisane Bory Tucholskie albo Łeba? Nie bardzo.

O ileż cudowniej brzmi Majorka, Minorka czy Potatopulos. Już sama nazwa wzbudza zazdrość, bo żeby ją zobaczyć na znaku drogowym trzeba przebyć setki kilometrów i minąć (częściej przelecieć ponad) kilka granic. A takie mazurskie jeziora? Toż to o rzut beretem, zaraz za Ostrołęką. Jeszcze lepiej, gdy uda nam się ominąć oklepane Egipt, czy Tunezję, ale za to zjeść miskę ryżu w Kambodży lub Wietnamie, albo zobaczyć lwa na safari w sercu Czarnej Afryki. Wtedy podziw znajomych mamy gwarantowany. Serwery fejsiaka będą się przegrzewać publikując te wszystkie och-owe i ach-owe komentarze pod fotkami. Do zdjęcia najlepiej dodać jakiś zblazowany komentarz, świadczący, że niejedno już w życiu widzieliśmy, np.: „pieczona gazela zdecydowanie przereklamowana – smakuje jak królik, tyle, że sierść zostaje między zębami”, albo „Kambodża to wcale nie taki koniec świta; też mają elektryczność”. Ach, jacy z nas globtroterzy!

Byle do wakacji

Turyści zazwyczaj organizują wczasy z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Przez ten czas przybliżający do upragnionego urlopu, zwłaszcza gdy słońce zaczyna mocniej przygrzewać, zaczynają oni coraz częściej rozwodzić się nad tym, że jeszcze tylko kilka tygodni i będą się wylegiwać w Maroku albo Turcji. I żyją tymi swoimi marzenia, i zarażają optymizmem (albo smucą, jeśli interlokutor już jest po urlopie i przez resztę wakacji musi tyrać), i zapatrzeni w tę majaczącą na widnokręgu fatamorganę, jadą dalej z robotą. Byle do urlopu!

Tak więc wczasy objęte są wspaniałą klamrą – z jednej strony marzeniem o odpoczynku, a z drugiej miłym jego wspomnieniem. A co pośrodku? Niemiły obowiązek! Właśnie tak; niechciane utrapienie. Nie należy się łudzić, że na wakacjach człowiek wypocznie. Użeranie się z biurem podróży, popsuta klimatyzacja, niewygodne łóżko, leniwa obsługa, masa naciągaczy, nieziemskie upały, za duże dawki alkoholu, brak czasu, bo ciągle trzeba zwiedzać, fotografować i kolekcjonować wrażenia. Można by wymieniać w nieskończoność.

Nic przyjemnego, ale jak mus to mus: skoro żeśmy tyle zapłacili, się naczekali, no to jedziemy! Ale nie ma tego złego, bo by na dobre nie wyszło; przecierpieć to co trzeba, ale potem powrót do własnego domu, wygodnego łóżka, ciepłych kapci. Wtedy dopiero możemy odpocząć; w domowych pieleszach, w zaciszu własnego kąta. Jakie to szczęście, że zostały jeszcze 3 dni przed powrotem do pracy...


 

Rafał Kołodziej
02.10.2013 r.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości