Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
59
BLOG

Babilon zamiast czwartej władzy

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 3

O polskich mediach mało piszę, bo nie wiem czy jest sens. Moja ocena jest taka: cała prasa codzienna w Polsce to tabloidy, nie ma ani jednej gazety opiniotwórczej, może poza „Rzeczpospolitą”, której jednak z racji dramatycznie odmiennych poglądów gospodarczych i obyczajowych nie mogę strawić. Tak samo jak w Polsce brak jest prawdziwej telewizji, także publicznej, prawdziwego radia. Gdy macie problem, i dzwonicie do telewizji, to ci mówią od razu: zróbcie show, wielki spektakl, demonstrację, to może przyjedziemy. I to jest akurat ta najlepsza z polskich stacji.

A prasa? Znajomy oburza się, że w „Wybiórczej” w artykule dotyczącym zabytków zupełnie ocenzurowano to co mówił, na chama poprzyklejano jego nazwisko do nie jego wypowiedzi. Naukowcy śmieją się że czołowe polskie tabloidy notorycznie mylą miliony z miliardami, przekręcają sumy o kilka zer a brać tabloidowa ma takie pojęcie o wartościach i cenach że tych kosmicznie ewidentnych bzdur nikt nie wyłapuje.
Świat tabloidów
Jeśli w Polsce jest czwarta władza, to jedzie ona w dużej mierze na wariackich papierach. Ludzie nauki nawet nie traktują większości polskich dziennikarzy poważnie, teksty wypisywane przez nich wpisując od razu w kategorię egzotyki społecznej. To dziwne że ja pisząc bloga staram się wszystko posprawdzać czego nie jestem pewien na 100 % a i tak zdarzają się błędy. Tymczasem nawet fachowi dziennikarze często puszczają teksty ze sporą dawką nieprawdy.
Tabloidy publikują krótkie teksty, dziennikarze nie siedzą w temacie ani nie docierają do ludzi którzy mają coś do powiedzenia na dany temat. Nowi dziennikarze po krótkim czasie są podkupywani przez różne lobbies, jak grupa moich znajomych, płacąca dziennikarzom „nagrody” w ramach „konkursów” za to że piszą na temat jednej z branż. W mojej opinii „nagrodę” można dostać gdy się pisze tak jak chcą ci ludzie, a ich interesem jest obrona dominacji sektora państwowego, bo są dyrektorami z państwowego nadania.
Ludzie biorą prasę w Polsce za dobrą monetę a robią ją, poza grupą niewielu profesjonalnych i rzetelnych dziennikarzy, ludzie albo przekupieni, albo mający niewielką wiedzę z zakresu np. gospodarki. Tacy ludzie nie wiedzą co jest celem działania państwa w gospodarce, jakie są różnice między systemami gospodarczymi, jakie są przyczyny polskiego ubóstwa, stawiającego nas w ogonie trzech najbiedniejszych państw w UE. Piszą teksty sławiące lub akceptujące polski etatyzm i korporacjonizm- dwie nienazwane ideologie które po cichu zdominowały polską gospodarkę po 1989 roku.
Porównajmy
Jeśli porównany teksty na temat tej samej branży opublikowane w prasie niemieckiej czy brytyjskiej z prasą polską, to narzucają się trzy wnioski. W Polsce zamiast gospodarki wolnorynkowej, opartej na konkurencji i walce państwa z monopolami, mamy ustrój etatyzmu i korporacjonizmu. Secundo: przytłaczająca większość prasy w Polsce jest w pełni zależna od rządu, z Gazetą Wyborczą, a de facto  „Gazetą Rządową” na czele (ufundowaną zresztą przez komunistów, którzy wg St. Remuszki przekazali dla opozycji m.in. „druk, kolportaż, lokal, łączność, transport, kredyty” na niezależne pismo, a majątek ten zagarnęła grupa 100 osób). Tertio: w Polsce brak jest sektora nauki, B&R, którego dorobek możnaby cytować, powielać. Nieliczne lepsze jakościowo czasopisma kolorowe, jak „Wprost”, czerpią i cytują z dorobku naukowców zagranicznych, są to jednak chlubne wyjątki.
W Polsce wciąż kwitnie cenzura. Polityczna, obyczajowa, wyznaniowa. Po 1989 roku szansą dla wielu środowisk na zaistnienie i zdobycie popularności było docieranie do opinii publicznej za pomocą własnych mediów: zrobili tak terceryści skupieni wokół Radia Maryja, odnosząc wielki sukces i tworząc własny rząd. Ale środowisko to zdobyło drogą polityczną koncesję na radio ogólnokrajowe. Trudno też dociec jak bardzo pomogło zdobycie ogólnopolskiej koncesji telewizyjnej przez sieć przezywaną Tusk Vision Network, wspierającą dwa dominujące polskie ruchy polityczne. Dosyć powiedzieć o Milanie Subotiću, pełniącego funkcję sekretarza programowego wspomnianej sieci TVN, ale także agenta wojskowych specsłużb PRL i WSI.
Lokalny Babilon
Inni takich szans nie mają. Aby ich usłyszano, muszą parać się działalnością wydawniczą, mimo że głoszą poglądy mieszczące się w ścisłym europejskim mainstreamie (choć niekoniecznie polskim). Prowadzimy stronę internetową w Y., wyposażoną w różne technologiczne fajerwerki (syndykowanie lokalnej blogosfery, sieć społecznościowa etc.). Widzę jak wiele z tego co pisze się na blogach w ogóle nie jest podchwytywane przez lokalne media, głównie postkomunistyczne gazety. Cenzuruje się szokujące dane o poziomie biedy przebijającym nawet ścianę wschodnią, albo zaczerpnięte z mediów ogólnopolskich zestawienia prezentujące niewydolność lokalnych władz.
Gazeta Wyborcza z takiej lokalnej perspektywy jawi się „Gazetą Babilońską”. Kiedyś prawicowcy ogłaszali konkurs na parodię loga „GW”, u mnie byłaby to czerwona wieża Zigguratu Etemenaki (tzw. Babel), symbol Babilonu. Dziennikarze tej gazety cenzurują zdecydowanie najbezczelniej, jednocześnie kreując się na obrońców różnych wartości, co wg mnie jest szczytem bezczelności, takim skondensowanym chamstwem. W dwóch miastach kraju likwidują linię szybkiego tramwaju, mimo że na świecie trendy są dokładnie odwrotne? Ci ludzie nie napiszą, mimo że idzie o jakiś miliard majątku. Mafia ciągle ściąga haracze? Nie napisali słowem, mimo że dzwoniłem, prosiłem. Za to piszą o bzdurach.
 
Są jeszcze inne lokalne tabloidy. Kiedyś nabijano się z Amerykanów że u nich w prasie wiadomości z kraju i ze świata są na 4-tej stronie. W najpoczytniejszych lokalnych tabloidach w regionie Y. te wiadomości z kraju i ze świata są chyba 2 strony dalej, upchnięte w jednej kolumnie. Najważniejsze  że znów złapali browniarzy, że koło M. znów doszło do karambolu. Drogi w tym regionie są chyba najniebezpieczniejsze w Unii, skoro w ogóle Polska jako kraj ma drugie najniebezpieczniejsze w UE, a tu jest jakiś biegun niebezpieczeństwa. Szef od tutejszych dróg sam zresztą miał żyłkę pirata drogowego i zginął w karambolu jadąc na otwarcie nowego ronda.
Ach, są jeszcze me(n)dia publiczne. Są całkowicie przewidywalne, nikt się nie sili na najmniejszy przebłysk samodzielności w swoich sądach i opiniach. Aby zrobiono debatę o problemach regionu, pierwszą i jedyna jaka się odbyła w tutejszej telewizji, słałem skargi aż do Warszawy, podając przykład z Krakowa, że tam w studiu lokalnej telewizji publicznej jest debata kilku polityków, a u nas wciąż robią wywiady z tylko jednym politykiem obecnego reżimu. Debatę zrobiono więc raz jeden, w budynku starej opery, na zawsze zamkniętej po zajęciu tych terenów przez Polaków przed 60 laty.
Lokalnie z Warszawy
Padła też lokalna telewizja, która mogła nadawać tylko przez kabel, i mogła ją oglądać zaledwie 1/10 mieszkańców aglomeracji. Częstotliwość i nadajnik dla miejskiej stacji telewizyjnej owszem istnieje, za komuny zbudowano go na jednym z wieżowców, i nadawano nawet lokalny kanał dla miasta, ongiś nawet prywatny. Tylko że jakiś czas temu tą częstotliwość i ten nadajnik przejęły ogólnopolskie (de facto warszawskie) prywatne sieci, zdaje się że sieci Polsatu. Sieci te miały nadawać lokalny program, ale szybko ten pomysł porzuciły. Tymczasem prawdziwie lokalna stacja upadła, choć utrzymałaby się na rynku, gdyby otrzymała dostęp do nadajnika naziemnego. Sam nigdy jej nawet nie oglądałem, chyba że u znajomych. I tak zresztą w kółko puszczała autopromocję miejskich radnych, jako że Rada Miejska dopłacała prywatnemu właścicielowi za puszczanie krypto-reklamówek radnych. Ale była.
W Niemczech jest tak że w każdym regionie jest publiczna korporacja medialna. Nie jest tak że media są zcentralizowane tak absurdalnie mocno jak w Polsce. MDR, BR- kto zna te nazwy regionalnych kanałów niemieckich publicznych telewizji regionalnych? W jedną korporację publiczną połączono tam lokalne radio i telewizję. Lokalnie produkuje się całe kanały, a nie tylko pasma z informacjami. Decentralizacja aż do przesady posunięta jest w publicznej telewizji PBS w USA, złożonej z produkcji 354 lokalnych stacji niekomercyjnych.
Warszawocentryczność
W Polsce niemal całą produkcję telewizyjną i gros medialnej skupiono w Warszawie. Tymczasem jest to miasto jak na Polskę i Europę wyjątkowo odmienne. Jest nieporównanie bardziej konserwatywne wyznaniowo, i co wyjątkowe w skali kontynentu, jest pozbawione funkcjonującego centrum miasta. Nastąpił tutaj na największą wg mnie skalę w Europie proces urban sprawl, czyli dezurbanizacji spowodowanej nadmierną motoryzacją masową. Spowodowało to przeniesienie się aktywności gospodarczej i społecznej z centrum na obrzeża miasta pod wpływem zmian w środkach transportu jakie ludzie wykorzystują do przemieszczania się w nim.
Przestrzeń dróg jest zasobem skąpym. Gdy zamożniejsze klasy ludzi przesiadły się na samochody osobowe, nie znalazły one dostatecznej ilości przestrzeni transportowej w centrum (bo centrum polega właśnie na tym, ze owej przestrzeni tam brak), więc zaczęły korzystać z galerii handlowych na obrzeżach. Centrum Warszawy upadło do tego stopnia że nie sposób tam znaleźć sklepów typowych dla historycznego centrum sporo mniejszej przecież Pragi Czeskiej. Nawet skejtszopy wyniosły się z podupadłego centrum.
Warszawa ma dziś opinie miasta w którym tylko się pracuje, miasta pozbawionego strefy publicznej, bo ta istniejąca została skanalizowana do roli szlaków transportowych. Centrum tego miasta zupełnie nie istnieje w porównaniu z centrami Berlina, gdzie są np. place miejskie. Gdzie jakoś odkryto, choćby tylko miejscami, rzekę dla miasta. W Warszawie jedynym placem miejskim o funkcji integrującej społeczność jest tragicznie brzydki placyk przed wejściem do Metra Centrum, gdzie ktoś mógłby choć namalować jakieś jedno dobre graffiti zamiast tej ciapo-bazgraniny na okalającym go murze. Nad rzeką Wisłą zbudowano zaś autostrady. Nie ma tak ani w Budapeszcie, ani w Pradze, ani gdziekolwiek w znanych mi aglomeracjach Europy. Nawet w prosamochodowych miastach Stanów Zjednoczonych nadrzeczne autostrady polikwidowano dekady temu.
Ale ci ludzie o tym nie napiszą. Właściciele jednego z warszawskich mediów łożyli (całkowicie jawnie, przecież wolno) na kampanię obecnej prezydentki. Drugie warszawskie medium to te same klimaty polityczne, nie napiszą krytycznie choćby marnowano miliardy. Inne medium lokalne wkręciło mnie kiedyś, gdy nie miałem pojęcia o polityce, w kampanię jakiegoś tercerystycznego prezydenta miasta, wklejając moje pomysły w jego program wyborczy. De facto to oni robili mu kampanię.
Co dalej?
Metodą na przepychanie własnych poglądów w polskiej rzeczywistości jest chyba tylko sieć i blogosfera. To jednak wciąż margines. W Polsce brakuje znanych, charyzmatycznych bloggerów, a może też po prostu są nieznani. Podobnie jak sam Internet, wciąż dostępny nielicznym. W Polsce nie ma ambitnej telewizji dla intelektualistów raczącej ich także polityką, choć dobre standardy dziennikarstwa wprowadza TVN24, zestawiając choćby satanistę z publicznie oskarżającym go chrześcijaninem. Podobnie- nie ma prasy dla intelektualistów, chyba że tych katolickich. Lumpenliberałowie mają swój tabloid- „Wyborczą”, której naczelny pan Michnik twierdzi że obecnie krajem rządzą liberałowie. To jednak rzadkie by do tego stopnia nie rozróżniać ideologii politycznych. Liberalna to jest niemiecka FDP, nigdy zaś ludowa PO. Ale p. Michnik wie wszystko lepiej.
Tymczasem prawdziwa gazeta codzienna nie kosztuje 2 złote, ani nawet 3. Zachodnioeuropejskie gazety opinii to wydatek złotych kilkunastu. Wielkie, opasłe, na godziny czytania. Czasem teksty na takim poziomie ukazują się w weekendowych dodatkach- magazynie „Europa” czy naśladującej poziom „Europy” lumpenliberalnej „Świątecznej”. Całostronnicowe reklamy, jak w „New York Times”, celne riposty, mistrzowie pióra kompetentni w swych bardzo wąskich działkach.
Nie zanosi się na to by ktoś zechciał w Polsce otworzyć Prawdziwą Gazetę Codzienną (niebędącą tabloidem). Nie wiadomo nawet czy istnieje grupa docelowa, czyli inteligencja. 514-tysięczny nakład lumpenliberalnego tabloidu nie świadczy o tym że produkt dobry jakościowo, ale drogi, sprzeda się choć w 200 tys. Otwierają się zaś nowe tabloidy. Ostatnio pojawił się dziennik „Polska” który swe bardziej ambitne przemyślenia wydaje nader rzadko i aż w formie kolorowego dodatku „Forum Polska”. Grupa „Media Regionalne” planuje od dawien-dawna ten sam krok scalenia lokalnych tabloidów w jeden ogólnopolski.
Kult pompatycznych nazw
Wciąż nie doszło do rozdzielenia polityki i mediów. Właściciele mediów promują w nich zaprzyjaźnionych polityków, niekiedy tych którzy im dali częstotliwości. Wiodące w Europie Zachodniej ideologie polityczne (choćby chadecka, liberalna, konliberalna, zielona, socjaldemokratyczna, no wszystkie prawie) są w Polsce na cenzurowanym. Przedstawiecieli takowych latami nigdzie nie cytowano, nie prezentowano ich odmiennych poglądów. Podobna cenzura dotyczy odmiennych poglądów wyznaniowych. Polacy nie wiedzą co jest istotą innych wyznań niż katolickie, bo jest ban na mówienie i pisanie o tym. Także w sprawach obyczajowych (choćby n/t seksu) panuje nieopisywalna pruderia, choć przecież są środowiska mówiące o tym otwarcie. Generalnie w części mediów osoby o poglądach odmiennych od katolickiego mainstreamu traktuje się z uprzedzeniem, jak brudy czy wykolejeńców.
Podobnych rzeczy odnajdziemy więcej. W Polsce generalnie panuje kult nazwy. Jak się daną rzecz odpowiednio nazwie, to już nią jest. Mamy więc w Polsce „kolej pasażerską” (przewożącą trzykrotnie mniej podróżnych niż w Czechach czy byłym DDR), „telewizję publiczną” (chyba polityczną), „porty morskie” (w istocie upaństwowione zmurszałe nabrzeża), „narodowego przewoźnika lotniczego” (latające zombie przynoszące dziennie 2 mln PLN straty), „narodowego przewoźnika cargo” (także bankrut, ok. miliarda strat rocznie na dochodowym dla konkurencji rynku). Mamy też „demokrację” którą już w nawet obrzydliwie mainstreamowych mediach nazywają teatrem, w którym władzę dzierży ten kto trzyma pieczę nad rządowymi dotacjami na kampanie wyborcze.
Mamy nawet „parlament” który jest pozbawionym znaczenia teatrzykiem lalkowym pełnym ubezwłasnowolnionych kukiełek, pamperków muszących grać tak jak im każą oligarchowie którzy trzymają miliony na kampanie wyborcze i ustalają miejsca na listach. To wszystko dzieje się na oczach panów z me(n)diów, „dziennikarzy” z pro-rządowej Gazety Babilońskiej. Sprzeciwiają się temu zaś jedynie nieliczni. Media komercyjno-rządowe w Polsce są na dnie, jeśli w ogóle kiedykolwiek istniały ponad poziomem tabloidu. Panowie wydawcy, jeśli coś w ogóle robić, to czemu akurat kupę?

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka