Czasem mam wrażenie że całe to moje zaangażowanie idzie psu na budę. Poświęcam swój czas w rozmaitych organizacjach. Kiedyś się w nich produkowałem, pisałem sterty wskazówek, uwag, dziś oglądam tylko działania innych.
Wieśniactwo
Weźmy sobie takie partie centrowe, centro-liberalne i centrolewicowe. Logika nakazuje się połączyć jeśli programy różnią się niewiele, a poglądy obyczajowe są bliskie. Tymczasem to połączenie wyglądało tak, że logo nowego ruchu napisano czcionką Times New Roman Italic, najzwyklejszą kursywą o gazetowym kroju. Lepiej przygotowane logo zaproponowano chyba na miesiąc przed terminem wyborów. Było jakby je robił 80-letni grafik w łindołsowym Pajncie. Brandowo było to ostatnie wieśniactwo, wyglądało jak miks wszystkich partii na politycznym firmamencie. Zresztą zmieniano je jeszcze w ostatnich chwilach kampanii, dodając hasło "Centrolewica".
Aha, program. Na spotkaniach „programowych” spotykali się jedynie „wodzowie” tych partii, partyjne doły nie miały tam nic do gadania. Na owych spotkaniach, zamiast układać program, kłócono się zawzięcie o miejsca na listach, dokonując niezwykłego wprost dzielenia skóry na niedźwiedziu. Taktyka ta budziła moje niezwykłe wprost zdziwienie. W ogóle wszystko robiono na zupełnie ostatnią chwilę. To było niespójne, niedograne. Decyzje podejmowano w ogóle poza ustalonymi gremiami.
W ogóle te partie tak naprawdę nie mają żadnego programu, niby są jakieś centro-liberalne jak się określają niekiedy, a liberalizmu tam znacznie mniej niż w PO. Część z nich nie ma takiego dokumentu jak program wyborczy, lub są to jakieś ogólniki. Tymczasem profesjonalny program to kilka stron dla każdej branży.
Budować na zgliszczach
Te ruchy się rozpadają. Z takiej Partii Demokratycznej liberałowie się raczej wynieśli, pisemnie udziela się już tylko jeden liberał z tamtej partii który prowadzi swój blog (liberalny demokrata.blox.pl) proponując „Partię Liberalną Polski” i układając jej program.
Całość tego ruchu nic sobą obawiam się że nie prezentuje. Ci ludzie nie mają kompetencji by zorganizować firemkę nawet, nie wspominając o prowadzeniu dużej organizacji jaką jest partia. Byle średnia firma jest nieporównanie lepiej zarządzana. Te ruchy zresztą rządzą się paskudną zasadą wynikającą z systemu finansowania polityki w Polsce. Nie ma w nich kasy, więc zostają nieliczni którzy krzeszą w sobie energię by coś działać. I jest to chyba selekcja negatywna.
Kto przy zdrowych zmysłach pcha się do parlamentu, który jest atrapą i maszynką do głosowania tylko? Po co? Oglądać marmurowe schody? Udawać, ze się na coś wpływa w komisjach które nie mają żadnej władzy? Można garnąć diety. Albo mówić swoją politykę w nadziei że się kiedyś dostanie do „wielkiej polityki”.
Media podstawą
Ale aby tego dokonać, parlament potrzebny jest psu na budę póki nie ma się znaczącego ruchu. Trzeba mieć swoje media. Te dzierżą w Polsce konserwatyści bądź socjaliści. Dziennikarze wg moich przypuszczeń oraz podejrzeń znajomego inwestora giełdowego o wielomilionowym majątku, są po prostu przekupni. Wg tych podejrzeń należy zapłacić aby opisali „naszą politykę”. Do tego przyjaciele polityków donoszą jak to przyjaźnie z właścicielami koncernów medialnych powodują że ma się topowe njusy w serwisach informacyjnych i jest się politykiem „pompowanym”. To się przekłada na plus jeden, dwa, pięć procent w sondażach a potem na wynik w wyborach.
Nie ma już wolnego rynku w mediach, tutaj się dostaje częstotliwości od polityków. Potem kapitalizuje się na tych częstotliwościach. Zarabia się te miliardy, i z tego buduje się koncerny medialne. Jak w latach 90-tych rozdali częstotliwości konserwatystom, to taki konserwatyzm będziemy mieli lat wiele.
Do tego jeszcze są media drukowane, a liberalnych wśród nich nie ma. Liberalnego czasopisma w Polsce nie ma ani jednego, podczas gdy np. w Wielkiej Brytanii są dwie liberalne gazety codzienne: The Independent i The Guardian.
Liberalizm po polsku
Podobno wyszło drukiem jedno wydanie czasopisma „Libertè”. W takim czasopiśmie można spotkać osoby uważające się za polskich liberałów. Wydaje mi się że mam liberalne poglądy gospodarcze. Tutaj zaś nie znajdę liberalnych zaleceń reformowania gospodarki. Tego „diabła od szczegółów”. Polscy liberałowie nie interesują się konkretami. Jak się liberalizuje rynek gazu, wywozu śmieci, elektryczności, komunikacji miejskiej. Co się robi z komunalnymi firmami, placówkami kultury?
Na Zachodzie Europy istnieją świetne think-tanki to wszystko mające w małym palcu. W Polsce ja załamuję ręce. Koło mojego domu jest think-tank liberalny. Idę tam, słucham, i to wszystko niekonkretne, takie rozwodnione, bez konkretów. Zero badań, nieprzygotowane. Wiadomo, nie ma kasy, rządzący konserwatyści na naukę nie dają, a na prywatną i jeszcze liberalną to już w ogóle nie. Jak ktoś coś robi za darmo, to akurat taką biedę wyprodukuje. Dobrze że w ogóle.
Kto był kiedyś na polskich instytucie ekonomicznym, wysłucha ciekawych opowiadań od ekonomistek starej daty jak to czasami nie było nawet na pensje. Jak taka pani mi opowiadała, kasa tam jest żadna, zdolni, chcący kariery uciekli za granicę, zostali miłośnicy chcący zmienić ten kraj. Zresztą w takich instytutach malutko ludzi na pierwszych etatach pracuje, normą jest praca w biznesie i wpadanie na chwil parę. Na bezrybiu i rak ryba. Z placówki badawczej ostają się rozreklamowane przez niezorientowanych, nic-nie-wiedzących dziennikarzy szyldy. I robione po łebkach badania. Zwykle badania nie tego co aktualnie byłoby potrzebne, ale tego, co z różnych powodów ciekawiło badaczy.
Liberał z latającego spodka
Liberałowie nie spadają z kosmosu. Obawiam się że też się nie rodzą z takimi poglądami. W Polsce nie ma liberałów, bo skąd. Czasem komuś się wydaje, że jest liberałem. Ale- czy na uczelni uczyli go liberalni ekonomiści? Poświęcający tysiące godzin by zasypiającym nastolatkom wbić do głowy setki wzorów, wykresów, cały dorobek mikro- i makroekonomii? Czy przychodziliście na wykład, a pan wykładowca rozpoczynał pracę z ogromnym modelem mikroekonomicznym od miejsca w którym urwał tydzień temu? I tak przez okrągły rok? Mieliście tak że za oszukiwanie na egzaminie się wylatuje, tudzież ma się takowy wpis na dyplomie?
Przecież tego w Polsce w ogóle nie ma. Ekonomistów wolnorynkowych którzy coś zbadali, są świadomi pewnych zależności, reprezentują poziom ich zachodnich kolegów jest może kilkudziesięciu w całym kraju. Choć mi się wydaje że takich w ogóle przekonanych do zalet wolnego rynku i mających większą wiedzę fachową jest kilku. Rasowego ekonomisty od polityki gospodarczej nie widziałem ani nie czytałem w tym kraju żadnego. Nie ma takich po prostu. Jak ten kraj ma być zamożny?
Pamiętam moje poglądy przed dostaniem się w ręce naukowców. Wiarygodne wydawały mi się rozmaite teorie spiskowe. Byłem podatny na „roszczeniową” argumentację i retorykę odrzucającą choćby to, że wolny rynek nie jest grą o sumie zerowej, że to że ktoś zarobi pieniądze nie oznacza że ktoś inny musi stracić, że wiele bogactwa jest po prostu wypracowywanych od zera.
Bajki na dobranoc
Możemy sobie mówić wielkie bajki. Zrobimy Unię Demokratów- zaproponowała pani Kuźniak z demokratów.pl szefom SD, Zielonych, SdPL. Potrzebna jest alternatywa dla postkomunistów, dla konserwatystów. Ale czym się ta alternatywa będzie wyróżniać? Ci ludzie już wypadli z polityki. Nic nie oferują, a porażka „Porozumienia bez Przyszłości” pokazała jak nijakość i bezwyrazowość przekłada się na wynik wyborczy. Demokraci sądzili wówczas że coś ugrają nazwiskami promowanymi przez Gazetę Wyborczą. Przeliczyli się.
Tam prawie nie ma ludzi z jajami. Z wiedzą. Widzę ich raczej wokół tych ruchów, rozdrobnionych, zdezintegrowanych. Jest w nich podział na młodych i starych, i to stara generacja wciąż trzyma tamte ruchy. Tymczasem nawet LPR wystawiło młodych gniewnych na pierwsze linie. Tutaj są na dołach. Dali się wypchać przez starsze pokolenie prawiące im o takcie i kulturze, trzymające zaś ich w przedpokoju. Tutaj wciąż dominuje partyjny beton. Pomarańczowy, zielony, czerwony.
Gdy zaprosimy na rozmowę kwalifikacyjną menadżera z jajami, to zażąda od nas kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, ale obieca wielki program reform i zmian, mając ku temu odpowiednią wiedzę i kwalifikacje. Ludzie z tych środowisk zaś mają jedynie życiorysy, niekiedy tylko idee. Nie chcą pogodzić się z tym że nie reprezentują kompetencji i wiedzy by konkurować z inteligencką i młodszą PO. Bo nie jest inteligenckim ruch który odstawia takie wieśniactwo, a jego członkowie, nawet jeśli to widzą i krytycznie oceniają, to nie przebijają się, ich krytyka niczego nie zmienia.
Polityka „na pałę”
Dominuje podejście „na pałę”. Jakoś to będzie, jakoś się uda. To środowisko wypaliło się, młoda krew się wyniosła albo w ogóle jej nie ma. Nie wykształcono, nie nauczono. Chodziłem na różne niepolskie uczelnie, z różnych grantów i stypendiów zagranicznych opłacone, myślę że pół miliona najmarniej czesne tam kosztowały. Sam za tą naukę za dużo nie zapłaciłem, a nawet jakieś stypendia kiedyś dostałem, tylko trochę lepiej się ucząc, ale bez żadnych cudów. A przecież wcale za dużo nie wiem.
Może to chamskie i nieuprzejme. Ale ta „Unia Demokratów” to jest tak jakby szewc z kowalem politykę robić chcieli. Ci ludzie którzy są w tych różnych partiach mają bardzo płytką i wyrywkową wiedzę, nie reprezentują poziomu wyższego niż nader przeciętny, choć może mają się za „wybitnie oświeconych”, o jakich pisał niepokorny ekonomista Sowell w książce „Oni wiedzą lepiej”.
W Polsce, kraju uwiądu nauk ekonomicznych, uwiądu erystyki, retoryki, nie będzie żadnych liberałów chyba że sympatycy takich idei zrzucą się każdy po milionie w jakimś geście nadludzkiej dobroczynności. Bowiem taki pan Celiński z Forum Liberalnego twierdzi że liberałowie spokojnie mieliby w wyborach „te 5 %” tylko trzeba rozmaite środowiska zjednoczyć. Ale zjednoczyć kogo? Co z tego wyjdzie? SLD w wersji lajt najprawdopodobniej. I kto zapłaci kilka baniek za minimalną kampanię?
Odgrzewanie kotleta
Przygoda z PdP nikogo nic nie nauczyła. Teraz odgrzejemy tego kotleta. Partyjni wodzowie kilku kanap się zejdą i pogadają. Zbiorą podpisy, zrobią szyld jak na straganie, i ruszą ze swoją wiochą. Nawet jeśli niektórzy z nich sądzą o tym ruchu to co ja, to dziwne że zdobywają się na szczerość, ale nie przy tych ludziach. Przy tych betonowych pogrobowcach polityki sprzed dekady, żyjących przeszłością która już nie wróci. Nie rozumiejących, że są nieprofesjonalni, że marnują być może już ostatnią szansę ich ruchów.
Może podpisy pod listami powinni zbierać fani legalizacji konopii indyjskich, mający organizację swoją sprawnością i popularnością nakrywający wszystkich tych liberałów, lewicowców i środowisko Gazety Wyborczej razem wzięte. Trzeba pójść najpierw na spotkanie takiego „Porozumienia bez Przyszłości” a potem na takie spotkanie młodych ludzi. W Polsce może coś się zmieni w liberalnej części spektrum politycznego, ale za lat 10, może 15.
Nie, nie, nie.
Jak na razie, po liberalnej i socliberalnej stronie spektrum (dwuwymiarowego, zamiast nieaktualnej, jednowymiarowej dychotomii lewica-prawica) nie ma praktycznie nic poza rozdrobnionym betonem i kilkoma bardziej konkretnymi osobami wołającymi by się zjednoczyć.
Nie ma pieniędzy, nie ma członków, nie ma kompetencji, nie ma wiedzy, a przede wszystkim nie ma pomysłów. Jest za to gigantyczne ego, przesadna buńczuczność niektórych. I pomyśleć, że Estończycy już tyle lat są rządzeni przez koalicję dwóch czysto liberalnych partii, przy których PO czy PSL to typowi konserwatyści.
Era wielkich reform gospodarczych do Polski jeszcze długo nie zawita. Nie będziemy mieli e-państwa, obciążeń podatkowych o 1/3 mniejszych niż w Polsce (31.1 % w Estoni wobec 47.3 %). Będą nas goliły monopole, będziemy płacili każdy po 80 złotych rocznie na "narodowych przewoźników" (LOT i PKP Cargo, w sumie ok. 2,5- 3 mld strat rocznie). Nawet nie chodzi mi o niskie podatki, ale o walkę z monopolami, o rządy ludzi z wiedzą, o meritokrację jaką widzę choćby u naszego zachodniego sąsiada.
Inne tematy w dziale Polityka