Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
942
BLOG

Atrapolska. Atrapokraj widziany z wesołego miasteczka

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 2

Chciałem byśmy wybrali się na nową operę P. Glassa, „Kepler” w Linzu, ale gdy grupa z którą podróżowałem decydowała się jakąż to atrakcję wybrać na piątek, oddaliłem się akurat. Gdy wróciłem dowiedziałem się że jedziemy do Wesołego Miasteczka. Pobladłem na twarzy. Z dzieciństwa została mi niechęć, ba, nienawiść do klownów.

Jak wyczytałem w prasie skejtowej, podziela ją nader wiele osób, do tego stopnia że oprócz arachnofobii (strachu przed pająkami) ukuto także termin „kourlofobii”, strachu przed klownami. Istnieje w kulturze postać „złego klowna”, spopularyzowana przez Stephena Kinga („To”), złym klownem jest Batmanowy „Joker”. Istnieje cały gatunek filmów zwany „killer clown” lub „evil clown”. Ostatnio badania dizajnu dokonane przez Uniwesytet w Sheffield pokazały że dzieci są przerażone postaciami klownów jako motywem dla dziecięcych pokoi szpitalnych.

Gdybym odmówił wyprawy, musiałbym spędzić 6 godzin samotnie w oczekiwaniu na resztę towarzystwa, więc dałem się zaprosić. Generalnie nie wierzę w popkulturę, kulturę masową, której takie instytucje jak wesołe miasteczka są ucieleśnieniem. Uwspólnionym gustem jestem przerażony, zaniepokojony. To dla mnie oznacza równanie w dół. Oddawanie się jarmarcznym instynktom, odruchom z niższych szczebli drabiny Maslowa. Myślę sobie że przenigdy nie zaprowadziłbym swoich dzieci do takiego miejsca. A teraz mnie tam zaciągnięto.
Ja bym w Polsce zainstalował taki lunapar. Zamiast rozrywkującego- raczej edukujący i umoralniający. Lunaparów ludycznych bowiem nie lubię. Zamiast amerykańskich musicali- współczesna opera. Zamiast westernowego miasteczka- prawdziwe zachodnioeuropejskie miasto z wyborem mnóstwa piw w barach, a nie oligopolu kilku produkujących sikacze korporacji. Miasto z rowerami, tramwajami i strefą pieszą. Miasto zieleni i ładnych ulic wyłożonych białym kamieniem. Jedno czy dwa muzea, jeden teatr z jakimiś współczesnymi fajnymi musicalami w stylu „Jerry Springer the Opera”.
Aha i gry terenowe. Jeden szoł byłby bigbrotherem, w którym obywatele mogą zaglądać do swoich teczek, czytać co na ich temat zbadał współczesny wywiad. Oglądaliby samych siebie na żywo transmitowanych w CCTV. Śledziliby każdy swój ruch w kuchni, na setkach kamer oglądaliby swoje czynności w łazience. Do tego przemówienia aktualnego wodza Donka.
Inna wycieczka byłaby do polskich igrzysk biedy. Do biedaszybów, do slumsów Górnego Śląska. W czwórwymiarowym kinie w orgii zapachów udawaliby się do noclegowni dla bezdomnych. Odwiedzaliby lokalne socjalne na przedmieściach polskich miast. Wraz z mrówkami przeczesywaliby śmietniska strzelając z pistoletów laserowych w każdą puszkę, a potem na wyświetlaczach w ich wagonikach odczytywaliby sumy utrafione w złotówkach. 50 puszek to chyba 3 złote po ostatnim spadku cen aluminium.
 W specjalnej bujającej się sali kina trójwymiarowego  braliby udział w podróży polskich chlorów po alk. Przezywaliby zderzenia z drzewami i przedmiotami na drodze. Oraz bójkach z napotkanymi chlor-wrogami. W osławionych walkach meneli.
Wybieraliby się na podróż do Moherowni Centralnej. Braliby udział w podróży wagonikami przez Sanktuarium Królowej Polski w rytm rasistowskich teorii spiskowych. Oblewani święconą wodą wytryskujących z plastikowych madonien z odkręcanymi główkami. Oglądaliby kościoły wypełnione kiczowatymi freskami z blondynkami- madonnami. Docieraliby do punktu kulminacyjnego – Cudownej Plastikowej Madonny 2-litrowej z Nagwintowaną Główką, której cudowność polega na tym że przecieka w kącikach oczu roniąc łzy gdy wypełni się ja wodą do pełna. W sklepiku przy wyjściu sprzedawałoby różne rodzaje takich madonien.
Aha byłaby też i wycieczka do wnętrza pudełeczka. Do polskiego imperium natchnionych parlamentarzystów. Zaproszonoby ich do Atraparlamentu. Witaliby ich atraparlamentarzyści, układajacy w zaciszach swoich gabinetów Atrapy Prawne. A następnie oddający głosy mając ręce poprzywiązywane jak manekiny. Braliby udział w Sesji Planetarnej Połączonych Izb Atraparlamentu nad Dekonstytucją Atrapospolitej. Uchwalonoby że oligarchowie polityczni przyznają sami sobie dotacje ponadto co obecnie dostają, czyli te 400 czy 600 mln na kadencję. A następnie głosowanoby nad programem Atelewizji Atrapolskiej.
Trafiliby też do Biura Królika po przejściu przez lustro Atraparlamentu. Królik rządziłby wszystkim i niczym. Miał milion sznurków do pociągania i sto tysięcy pieczątkowych. Pieczątkowi tańczyliby przed Królikiem, a on wydawał dyspozycje pieczęciom. Wirujący bal pieczęci i pieczątkowanych i podpisywanych kwitków płynących tylko z góry na dół, z góry na dół. Królik przyznawałby otwarcie, że nie ma nawet czasu ciągnąć za sznurki które zgromadził, ale przecież jest Nader Ważny. Bo przecież idzie o bycie na szczycie, o ilość sznurków i pieczątkowych, a nie o jakość nimi sterowania. Przy wyjściu możnaby zakupić głosy króliczych atraparlamentarzystów oraz stos rozmaitych pieczątek.
Pospływałem w styropianowych kanionach. Dałem się zaskoczyć plastikowemu tygrysowi w plastikowo- prawdziwej dżungli. Postrzelałem do ożywionych mumii w realnej grze wewnątrz piramidy. Oglądałem najprawdziwiej trójwymiarowe filmy w kinie 3D, dziwiąc się na tak dobry trójwymiar w którym bohaterowie pojawili się nagle na wyciągnięcie dłoni. Polazłem też do kina 4D, gdzie pryskała mi woda w twarz, a paski poprzyczepiane pod siedzeniami w jakimś strasznym momencie zaczęły muskać mnie w nogi, wobec czego dalej oglądałem czwórwymiarowe filmy w kucki.
Poszedłem też na rewię mjuzikalową, dziwiąc się że jakiś inwestor wywalił ot-tak kilkanaście czy kilkadziesiąt milionów euro na najprawdziwszy teatr ulokowany w lunaparze na przedmieściach. Oglądałem salta na lodzie podczas jakiegoś łyżwiarskiego szoł. Próbowałem jak to (niestrawnie) jest latać myśliwcem w tych ogromnych przeciążeniach, gdy wciska lub wyrzuca z fotela.
Polacy chyba nie potrzebują wesołych miasteczek, żyjąc na co dzień w świecie potiomkinowskich atrap. Jak w takim miasteczku, tutaj także muzeum jest atrapą muzeum, park jest atrapą prawdziwego parku, droga jest atrapą drogi, kolej jest atrapą prawdziwej kolei. Uniwersytet ma szyld i renomę rozdmuchaną przez atrapy gazet. Nauki w nim nie znajdziemy poza jakimiś atrapami wiedzy. W Polsce znacznie lepszy sukces finansowy odniosłoby chyba jednak coś prawdziwego. Niestety- także władza to atrapa, podobnie jak atrapą są procedury jej wyboru. Żyjący w atrapach ludzie udają się na atrapy wyborów mogąc wybrać jedynie atrapy. Żyją w atrapach bloko-slumsów, całe ich życie jest atrapą. Na normalne warunki życia mogą pozwolić sobie nieliczni.
Literatura:
BBC News „Dlaczego klowny straszą?” http://news.bbc.co.uk/2/hi/uk_news/magazine/7191721.stm

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka