Ostatnio dwa razy odwiedziłem rady miejskie. Jeśli to ma być szkoła w której się rodzą polskie talenty polityczne, to już rozwiązałem tą zagadkę nieudolności polskiej polityki. Siedzę właśnie jako konsultant na jednej z rad miejskich i jest to niewyobrażalne marnotrawstwo czasu, niewiarygodnie nudne. Za publiczność w dwóch miastach które odwiedziłem robią głównie lobbyści oraz strażnicy miejscy, nie wiedzieć czemu stale kręcący się w godzinach pracy na loży publiczności.
Kto normalny przebrnie przez to niewiarygodne zbieractwo paplaniny, czczej gadaniny, poruszania trywiów przez osoby bez wiedzy fachowej, a przekonane że pojadły rozumy? Kto przejmuje się stanowiskiem Rady Warszawy w spawie kotów wolno żyjących? Pierdy opowiada się takie, że radni kwikają ze śmiechu. Kot jest bytem poczętym. Pół godziny o kotach. Nudne niesamowicie i niewiarygodnie. Marnotrawstwo czasu. Ultrakatolicy skierowali porównanie kota do człowieka do komisji etyki, nie wiadomo czy żartem, czy nie. Teraz głosuje się nad zamknięciem dyskusji o kotach. Przy okazji kłótnia o to ile osób głosowało. Ta rada trwa już 11. godzinę, jest 9-ta wieczór. Szatniarka już zamyka szatnię, jak obwieszczono przez mikrofon. Ktoś powiedział na jakąś panią „biurwa”. Sala zdominowana jest przez starsze wiekiem pracownice biurowe w okularach.
Na początku było 5 godzin dyskusji o tym kto ma dyskutować. Radni opozycji kłócą się że nie dopuszcza się ich punktów do porządku obrad. Polska polityka nie ma nic wspólnego z elitami wiedzy, intelektualistami. Jeśli ktoś normalny tu trafi, z pewnością szybko ucieknie. To kwestia specyfiki tego towarzystwa. To nie jest świat biznesu, gdzie można znaleźć ujście własnej kreatywności, gdzie można coś stworzyć. Tutaj osoba kreatywna i uzdolniona miałaby uczucie marnowania swojego życia na bezowocne spory, drobiazgi, miałaby poczucie rozmieniania się na drobne, wysłuchiwania ludzi mających problemy z poczuciem samooceny.
Dziwimy się że w polskiej polityce nie ma młodych pokoleń, nie ma nowych nurtów politycznych. Byłem na radzie miejskiej w Y., gdzie też prezentowałem jakieś konsultingowe rzeczy. Widząc inwestycje przeprowadzane w marnotrawiący miliony sposób, rozmawiałem z radnymi. Okazuje się że trzeba być prezydentem miasta, by móc rządzić, by móc decydować o tym jakimi sposobami wykonywane są inwestycje. Radny sam jeden nic nie znaczy.
Kiedyś chciałem być radnym, chcąc coś zmienić w moim rodzinnym mieście. Dziś widzę że to bez sensu. Że ten cały świat jest nudnym światem Gazety Wyborczej, światem starszych pokoleń. Jeśli chcielibyśmy znaleźć tutaj jakichkolwiek młodych ludzi, to są to w normalnym życiu środowiska całkowicie zmarginalizowane, ale tutaj ożywające, rozpychające się i próbujące wchłonąć do siebie wszystko.
To środowisko młodych i nudnych aparatczyków w garniakach. To rozmaite karierowiczowskie młodzieżówki partyjne pełne absurdalnej ambicji w walce- no właśnie, o co? Albo jakiś właściciel klubu sportowego z kibicem traktujący radę jako sposób na wyciągnięcie miejskiej kasy na stadion i klub sportowy.
Polityka nie jest dla normalnych ludzi. Nawet dla tych którzy chcieliby pomóc innym ludziom. Każdy robiący karierę, czy to w biznesie czy w nauce dojdzie do wniosku że taka rada miejska cofa go w rozwoju. Że on traci czas na bezowocne spory zamiast zarobić przez te zmitrężone godziny kolejne kilkadziesiąt tysięcy. Ci ludzie nie szanują czasu. Swojego i cudzego. Nie znają jego wartości, nie cenią życia.
Tutaj nie ma żadnej wiedzy niemalże. Tutaj nie pojawiają się naukowcy, tutaj wiedza fachowa jest zbyteczna. To nie Wielka Brytania gdzie dla samorządowców pracują naukowcy realizujący finansowane przez rząd projekty współpracy nauki z samorządami. Nawet w Warszawie czcza gadanina nie osiąga poziomu merytorycznego typowego dla drobnych biznesmenów chociaż. To ktoś kogoś nazywa obłudnikiem, a to kłócą się o trywia.
W Polsce nie można zdaje się nic zmienić, z racji owego niesłychanego tragizmu „polskiego sejmiku”. Tam się nie garną ludzie przećwiczeni w pracy w wielkich korporacjach, ludzie nauki, tu nie zaglądają dobrzy menedżerowie. A my, jako młodzi Polacy, nie jesteśmy nawet w stanie zrobić ruchów społecznych które coś wymuszą na politykach bez wchodzenia w ten świat procedowania o rzeczach nudnych niewymownie.
Można przecież robić politykę ciekawą, atrakcyjną, jako ruch społeczny, oddziaływujący na ludzi, w tym na polityków. Także tego niemal nie mamy, choć to jest chyba ostatnia szansa na uratowanie sensu polskiej polityki. Reszta zgniła. Te rady miejskie, te brukowce codzienne o nich donoszące. Jakież rozczarowanie przeżyłem odwiedziwszy dwie rady miejskie w tym tygodniu. Siedziałem słuchając osób mówiących rzeczy nieciekawe, tracąc okazję spotkań z przyjaciółmi, którzy teraz siedzą sobie w klubie, nie byłem na treningach.
Kto normalny proceduje po nocy, jak ci panowie na tej radzie jeszcze? Te dyrektorki biur zamówień, raportujące radnym w godzinach typu 11 w nocy, w których być może wolałyby już spać, nie mówiąc o zjedzeniu dobrej kolacji czy cieszeniu się wolnym czasem ze swoimi przyjaciółmi. Ten jarmark, ten brak wiedzy. To smutne. I jak zauważyli radni w kuluarach, jest to samonapędzające się zamknięte koło. Nikt z innych grup tam się nie garnie, bo tak tam jest.
Inne tematy w dziale Polityka