Czy w kraju bez szans dla innych partii poza wielką czwórką jest jakiś sens uprawiania polityki, zajmowania się działalnością społeczno-polityczną? Czy jest sens kształcenia się na kompetentnego polityka w zachodnioeuropejskim stylu wyspecjalizowanych merytokratów? Okazuje się, że nie. Wypaczonych przez polityków zasad finansowych bowiem nie przeskoczymy.
System finansowania partii politycznych w Polsce spowodował sytuację w której osoby zainteresowane działalnością polityczną nawet jej nie próbują podjąć, będąc doskonale świadomym dyskryminacji wobec nowych ruchów politycznych, jakie istniejący system finansowania polskiej polityki powoduje.
Po prostu ci ludzie nie robią nic, poza rzadkim narzekaniem w kącie. Są świadomi, że ich ewentualna organizacja nie jest w stanie zebrać ok. 4 mln PLN koniecznych by dotrzeć do wyborców w skali kraju choćby w postaci jednorazowej ulotki. Po-prostu prawdopodobieństwo jest tak niskie, że wg nich nie jest to możliwe. Do takiego zadania wypadałoby mieć środki finansowe co najmniej kilku posłów-Palikotów.
Stąd ta dominacja 4 ruchów i brak jakiejkolwiek alternatywy gdziekolwiek poza nimi. Jest jakieś SD, które istnieje w mediach jako potencjalny konkurent tylko dlatego że może mieć pieniądze ze sprzedaży nieruchomości. Inne ruchu, jakie dostały się do polityki, zrobiły to dzięki (możliwe że mającym rynkową wartość wielu milionów złotych) wsparciu konkretnych mediów (w tym przypadku Radia Maryja).
Samoobrona, podawana jako przykład że do polityki w Polsce można się dostać z zewnątrz, wg opowieści p. Strzembosza z Prawicy Rzeczpospolitej była wykreowana przez dziennikarza-cyngla z TVP, pana N., celem rozbicia jednego z rządów (bodajże rządu AWS- UW). Te blokady dróg w kraju były celowo nagłaśniane, i jako efekt uboczny wykreowały ten ruch. Nikt w TVP za darmo nie wpuściłby tam politycznej konkurencji. Gdy prezes Farafał promował za swojej władzy w TVP ruchy narodowo-katolickie, jeden z nich na krótko osiągnął wsparcie w sondażach powyżej 5 %. To pokazuje, czym wciąż jest dostęp do propagandowej machiny TVP.
W polskiej „oficjalnej polityce” zatrzymały się rozmaite skamieliny, których śladów poparcia w społeczeństwie nie widać. Próbuję od kilku lat dociec, czy jacyś znani mi ludzie głosują na SLD, i jest to poniżej jednego procenta spośród kilkuset dobrze znanych mi osób. Możliwe jest że ruchy polityczne, którym te osoby deklarują poparcie, nie biorą udziału w fasadowych wyborach, więc końcowo nieco więcej osób oddaje głos na postkomunistów. Ale- czy w realnej walce politycznej ta partia miałaby jeszcze szanse?
Polską polityka rządzi układ mediów, wg mnie wspierających „wielką czwórkę”. Jest to jakiś świat telewizji komercyjnych z koncesjami i częstotliwościami przyznanymi przez tych samych polityków których one bezustannie pokazują. Świat prorządowej prasy, z tekstami wpisującymi się w sztampę powtarzania tego samego co inni.
Wyjaśnić to może Panpolska Teoria Chaosu którą wyznaje jeden z moich kolegów w pracy. Wg tej teorii w Polsce panuje chaos. Populacja jest generalnie wykształcona na poziomie podstawowym, żadna wyższa nauka nie istnieje bądź jej nauczanie jest hucpą, oszustwem, szalbierstwem, pozorowanym tylko na metody naukowe. Wiedzę jakąkolwiek, na poziomie często podstawowym, ale jednak, prezentuje tak mały odsetek ludności, że jest on pomijalny. Propozycje i tezy tych jednostek nie są przez pozostałą część społeczności rozpoznawane jako słuszne, ponieważ członkowie tych społeczności nie posiadają ani zdolności wysłuchania słowa mówionego (potrafią jedynie słyszeć), ani tym bardziej zrozumienia wygłaszanych treści.
Brakuje struktur ustalania porządku, programu działań, z powodu chaosu w głowie tutejszej populacji. Wg krytyków, poza taboidami w kraju nie ma ani jednej codziennej gazety opiniotwórczej na poziomie mediów krajów Europy Zachodniej. Teksty prasy brukowej są ciągami znaków spełniającymi kryteria naukowej definicji chrzanienia, pieprzenia, opisane w arcypopularnym eseju "On Bullshit" (dokładnie: "O Gównoprawdzie") amerykańskiego filozofa Harry'ego G. Frankfurta. Polskim czytelnikom naukową definicję pieprzeniowego słowotoku wyjaśnia Leszczyński, w eseju pt. "O skutkach intelektualnego niedbalstwa" („Odra”, nr 10/2007)
Wg definicji Leszczyńskiego, jest to „wypowiedź lub ciąg wypowiedzi sformułowanych bez troski o związek z faktami (prawdziwość bądź fałszywość), wyłącznie po to, aby osiągnąć pewien efekt, którym może być na przykład chwilowe zaciekawienie słuchaczy, wpłynięcie na ich poglądy lub emocje, promocja pewnych postaw czy też ukazanie siebie w pewnym świetle.”
Język polski jest językiem tak trudnym w komunikacji, że wielu rodzimych mówców bezbłędnie włada angielskim, hiszpańskim, francuskim czy niemieckim, a mówiąc w języku polskim są wysyłani przez słuchaczy do logopedy. Jest to język trudny w wymowie. Osoby znające inne języki potrafią, mówiąc w nich, modulować tembr głosu, akcentować słowa. Mówiąc zaś w języku polskim, z racji zawodności szkolnictwa podstawowego i średniego nie są nauczone poprawnej wymowy, jaką nauczyły się wraz z nauką języków obcych z zagranicznych materiałów dydaktycznych. Najwybitniejsze niekiedy jednostki nie są więc w stanie przemawiać publicznie po polsku- mówią słowa w sposób jednostajny, zlewający się, nie mogący zainteresować słuchaczy.
Kompletne upolitycznienie mediów tradycyjnych, wciąż nierozwinięty Internet, brak silnych mediów społecznych, Panpolska Teoria Chaosu, deficyty werbalnej komunikacji- wszystko to tworzy klimat powodujący że z awangardy młodego pokolenia kwestie polityczne podnosi nieliczny margines osób, a jakąkolwiek wiedzę i doświadczenie posiada wręcz garstka. Co więcej, nawet obracając się w środowiskach stołecznych debat i dyskusji publicznych, nie trafia się na „ekipę z Zakazanego Miasta”, czyli polityków z wielkiej czwórki partii finansowanych i setką milionów na każde z ich wyborczych kampanii parlamentarnych. Ci ludzie żyją w bańce, nawet nie słyszą tych narzekań na polską demokrację fasadową.
Czy zmiany są możliwe? Wymagają ogromnej pracy, wielkiego kapitału ludzkiego. Te składniki są zaś nieobecne. Ktoś naiwny, żyjący nadziejami, może naiwnie liczyć na cud. Tymczasem osoba lepiej poinformowana wie że obecna klasa polityczna nie ma nawet jakiejkolwiek sensownej alternatywy. Osoby które może i by mogły coś zmienić, wiedzą że z powodów finansowych nie jest to nijak możliwe. Potrafią ocenić sytuację. Gdy pytane, czy chcą coś czynić, odpowiadają, że znają warunki działania i ewentualne szanse, więc nawet nie podejmują najmniejszego wysiłku w obawie marnowania energii.
Inne tematy w dziale Polityka