Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
73
BLOG

My, ofiary centralizacji kraju

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 0

Touchdown Mazury. Jakiś czas temu zapisałem się do szkoły snowkite'a, a że trzeba się spieszyć gdy jest śnieg i jednocześnie wieje, to po telefonie że „wieje” wbiłem do pociągu i z Łodzi przez Warszawę dotarłem do malutkiej mazurskiej wsi. Zjadłem kolację z lokalną społecznością i odbyłem długaśne dysputy, w których starałem się tylko pytać i słuchać, naprowadzając na różne wątki.

Często powtarzającym się argumentem, na zarzut że innym krajom regionu udało się lepiej, jest to że są one mniejsze ludnościowo i przestrzennie. Że niby mały ma łatwiej. Ten zarzut, który nazwę „big-size fallacy”, powtarza się uporczywie w wielu przystołowych dyskusjach. To właśnie wiara w tą „big-size fallacy” jest dla mnie główna przyczyna polskiej porażki. Bo zarzut dużego rozmiaru jest zarzutem nieprawdziwym.

 
Już pobieżnie rozeznany w europejskiej polityce obserwator zakwalifikuje Polskę do prymusów centralizacji w Europie. Na przeciwległym biegunie znajdują się kraje z samorządami regionalnymi mającymi niemal pełnie wszelkiej władzy, z których nieliczne kompetencje scedowane są do organów centralnych. Regiony ustalają wysokości podatków, zawzięcie między sobą konkurując. Nagle okazuje się że konkurencja podatkowa prowadzi do tego że nie ma miejsca na korupcję, na zamulanie. Jeśli jakiś region w Szwajcarii wprowadzi jakąś innowacje, inne regiony dość szybko ją kopiują, inaczej marnowałyby podatki i przegrywałyby w konkurencji o mobilną ludność,.

 
Kraje popadłe w federalistyczną skrajność dziesiątków i setek małych ojczyzn są jednocześnie tymi gdzie znajdziemy sygnalizację świetlną na skrzyżowaniach ścieżek rowerowych oraz umoralniające napisy na budynkach stacji kolejowych pouczające pasażerów o znaczeniu przyjaźni. Kolejka wąskotorowa którą jechałem na takiej trasie, rozpędzała się do 80 km/godz, budząc zawrotną prędkością moje niebotyczne zdziwienie. Dlaczego Polska ma nie być Szwajcarią? Czy tylko dla tego, że rozmowa o federalizmie jest dla mas polskich dziennikarzy niezrozumiałym Star-Trekiem?

 
Polska, aby być krajem lepiej zarządzanym, musi obalić centralną czapę. Pełnia władzy musi trafić do regionów. To one powinny trzymać pieczę nad policją (poza jakąś niewielką policją federalną), uniwersytetami, infrastrukturą torów kolejowych, głównych dróg. To w każdym regionie powinien być regionalny rząd z kompletem regionalnych ministrów i ministerstw. Tak wygląda Europa Federalna. Europa Zdecentralizowana.

 
To jest rząd w twoim województwie. To jest minister który nie ma pod sobą 16 tysięcy szkół, ale ledwie 500 czy 1000. To jest minister od torów koło twojego domu, a nie od torów na 300 tys. kilometrów kwadratowych. To minister od policji w twoim mieście i regionie, a nie od policji dla 36 mln obywateli. To minister od nauki w twoim regionie, od uczelni w promieniu 100 km wokół ciebie, a nie od uczelni pół tysiąca kilometrów dalej.

 
To jest parlament w twoim województwie. Który ustala prawdziwe ustawy. Parlament centralny, federalny, ustala tylko prawa ramowe, a nie jak dotychczas, prawa szczegółowe. Proszę sobie wyobrazić, jak odmienna jest jakość stanowionego prawa gdy każdy z kilkunastu regionów uchwala podobne kwestie i kserując trafne rozwiązania od siebie nawzajem, prześcigają się na stanowieniu najlepszego prawa.

 
Że regiony zamożniejsze nie będą wspierały biedniejszych? Ależ tak nie jest. W krajach o długiej tradycji federalizmu są specjalne mechanizmy wyrównywania finansowego, w ramach których bogatsze regony przekazują część swoich dochodów na rozwój regionów biedniejszych. W Polsce tą rolę spełnia kocioł w Warszawie, zabierając jednocześnie wszelkie decyzje do rządu centralnego.

 
Dziś w Polsce regiony i ludność regionów, ich elity gospodarcze mają tyle do powiedzenia, że jedna z działaczek biznesowych powiedziała „pierwszy sekretarz nie dojechał”, komentując nieobecnośc rządowego superministra obecnego reżimu, którego dziełem są odgórnie wyklejane strategie rozwojowe regionów okupowanych i polskich kolonii na tzw. „Ziemiach Odzyskanych”.

 
Tereny nazywane przez komunistyczną propagandę Ziemiami Odzyskanymi są czystym przykładem postkolonialnych problemów nowopowstałych społeczeństw, które utraciły narzucone elity, a nowych nie wykształciły. Nadanie terenom postkolonialnym autonomii lub niepodległości, niezależności, jest światowym standardem. Polska zaś swoje kolonie wciąż okupuje, gwałcąc prawo mieszkańców tych ziem do autonomii, do określenia swojej tożsamości, na ziemiach, które częstokroć z Polską mają historycznie mniej wspólnego niż z Czechami czy Skandynawią. Kiedy skończy się okupacja?

 
Kiedy będzie można określać swoją tożsamość np. w takim województwie braniborskim? Dziś jest ono mylnie zwane „lubuskim”, która to nazwa miała propagandowo nawiązywać do przejściowo polskiego księstwa zachodniosłowiańskiego na malutkim fragmencie tych ziem. Tymczasem poprawna historycznie nazwa regionu pochodzi od Braniboru, dziś Brandenburga. Ten przykład pokazuje skalę manipulacji historią jakiej dopuścili się po wojnie komuniści, a dziś panuje cenzura dla kwestionujących narodowosocjalistyczną propagandę.

 
Nie można budować trwałych gmachów na fałszywej tożsamości. Budować na zastępowaniu lokalnej tożsamości narzuconą tożsamością polskiego okupanta. Polskie kolonie potrzebują najbardziej niezależności, autonomii, umożliwiającej samoookreślenie, odkrycie na nowo. Nie ma wg mnie nic gorszego niż mieszkać w terenach których prawdziwą historię schowano, zastępując ją wyrywkową wzmianką o epizodzie wokół którego propaganda narodowosocjalistyczna wyhaftowała „tożsamość”.
 
Polska okupuje jakąś 1/3 terytorium kraju. Co możemy zrobić my, okupowani? My, ofiary socjotechnicznych zabiegów reżimowej propagandy?

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka