R. odjechal, rzuciwszy mi na pozegnanie nazwe miejsca gdzie mialem dortrzec moto-taxi. Droga byla w remoncie, budowano jakas stacje wody, wiec autobusik do faweli nie kursowal. Z przerazeniem popatrzylem za oddalajacym sie R, probujac zapamietac nazwe na tyle by jej nie przekrecic. Jego polska dziewczyna tak marudzila nie mogac doczekac sie pojscia do lazienki, ze nawet nie mialem mu tego za zle.
Przychodzili co chwila nowi chetni na mototaksi, kolejka byla calkiem spora. Wreszcie przyjechal sympatyczny czarnoskory nastolatek, ktoremu powiedzialem owe magiczne slowo. Probowal ze mna dyskutowac, ale bezskutecznie. Moglem mu jeszcze dodac ze to jest ostatni przystanek autobusiku na fawelowej trasie i to wszystko.
Oddalalismy sie bynajmniej nie w kierunku ktorego sie spodziewalem. Mototaksi wjechalo z impetem w wielkomiejskie ulice Copacabany, omijalo korki jadac po chodnikach, zafundowano nawet mi, niedoszlemu pasazerowi autobusika, skok na mototaksowce z kraweznika na ulice.
Ulice sa tak krete ze mototaksi za kazdym razem trabila przed zakretasem serpentynowej drogi przez fawele. Oto dzis wielkie swieto na faweli, tutejsza ekipa samby wygrala karnawalowy konkurs. Teraz akuratnie gra w oddali. Ja siedze teraz w domu T. i za chwile idziemy sie bawic. Wielkie limuzyny sponsorow fawelowej szkoly samby juz wjechaly stroma uliczka. Juz wrocil na nia i autobusik, i mnostwo samochodow, nie wiadomo dokad ciagnacych, bo ulica jest slepa i tak ciasna ze nie sposob zawrocic. Reszta faweli to sciezki miedzy nawet 5-ciokondygnacyjnymi budynkami fawel. Tu sie nie zmieszcza samochody. Ta fawela to miasto bez samochodow.
Zaraz wychodzimy. Bebny samby wala w oddali.
Inne tematy w dziale Rozmaitości