Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
113
BLOG

Polska wieś. W jakim kierunku reformować miejsce zamieszkania 38

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 1

Polskie społeczeństwo pokonało nie tylko komunizm, ale, jak zauważa S. Sierakowski (Europa 15/2008, s. 12-13), również postkomunizm. Przynajmniej w walce politycznej, bo ideologia postsowiecka wciąż jest głęboko wrośnięta w polskie społeczeństwo. W Polsce, patrząc po systemie polskiej pomocy społecznej, wciąż nie ma tradycji dawania osobom nie radzącym sobie wędek. Zamiast rzeczywiście pomagać, wolimy przedłużać ich niedolę, dając im conajwyżej nieco ryb, tak by mogli zazdrościć posiadaczom wędek.

Kultywujemy wielkie państwowe przedsiębiorstwa mające nawet 100-tysięczne przerosty zatrudnienia, państwowe firmy w których powinna pracować tylko co 4. osoba. Wspomnienie o tych przerostach zatrudnienia jest wielkim faux-pas. A jeszcze więszym nietaktem jest wspomnienie o wielomilionowym ukrytym bezrobociu na polskiej wsi.

We współczesnych gospodarkach sektor rolniczy daje 4-5 % miejsc pracy. A dziś na polskich wsiach mieszka 38 % mieszkańców kraju, a rolnicy to 15 % ogółu zatrudnionych. Szczególnie w byłych zaborach rosyjskim i austrackim, gdzie doprowadzono do powstania niewielkich gospodarstw o areałach wielkości większego ogrodu, to ukryte bezrobocie ma ogromny rozmiar. Migracje ze wsi do miast wg wielu źródeł ustały. Polska zamienia się dzięki unijmym dotacjom w rolniczy skansen Europy.

Ma to także swoje konsekwencje polityczne. Wieś z uwagi na mniejszą gęstość zaludnenia i wysokie koszty transportu tworzy środowisko w którym trudniej o kontakty społeczne. Trudniej o akceptację dla różnorodności, bowiem osób o różnorodnych zachowaniach jest tam liczbowo zdecydowanie mniej. Przez co tolerancja dla odmiennych zachowań jest zawężona. Powstaje w ten sposób matecznik skrajnego konserwatyzmu.

Polska wieś nie jest wsią niemiecką. Na niemieckiej wsi trafimy na nawet sporo zbuntowanych intelektualistów, może i starszych wiekiem, którzy w miejscowym gimnazjum uczą młodzież niewiary w propagandę rządowych mediów, w oficjalne powody np. wojny w Iraku (które, jak się okazało po wielu latach, opierały się na sfingowanych faktach opublikowanych w „nadwornej" pro-waszyngtońskiej gazecie). W Polsce takich krytycznych ocen nie mówi sie nawet w mediach.

Centralnym zadaniem szkolnictwa niemieckiego jest nauczyć uczniów myśleć i analizować rzeczywistość samodzielnie. Tymczasem w polskim szkolnictwie od lat trwa tradycja szkoły totalitarnej, z tą różnicą że polscy nacjonaliści po 1989 roku w miejscu treści komunistycznych umiejscowili swoje treści propagandowe. Polska szkoła uczy nacjonalistycznego szowinizmu (bo raczej nie patriotyzmu), i akcentuje na wykuwanie treści zamiast analizowania i twórczej, krytycznej oceny. Szkolnictwo na terenach wiejskich te wady powiela.  

Od lat nie ma pomysłu na wieś. Kolejne rządy z tematem wsi obchodzą się jak z jajkiem, woląc dopłacać na utrzymywanie kolejnego - po państwowych kopalniach, portach czy kolejach- skansenu. Wizyta na lubelskiej czy małopolskiej wsi to oglądanie konnych zaprzęgów, tych samych widoków co na rumuńskiej wsi, z tym że u nas koni jest już mniej.

Mieszkałem spory czas na niemieckiej wsi oraz kilka tygodni na wsi angielskiej. Życie na wsi niemieckiej było bardzo „zurbanizwane" dzięki linii kolejowej która bezprzesiadkowo dowoziła do centrum Berlina i innych większych miast regionu. W Niemczech koleje regionalne to głównie „ekspresy regionalne", które na dystansie 150- 60 km od aglomeracji zatrzymują się na mniejszych stacjach zbierajac pasażerów, a ostatnie kilkadziesiąt km mkną niemal bez zatrzymania, rozpędzajac się i do 160 km/h, jak moja linia.

Jeśli nie ma kolei, to są autobusy, niskopodłogowe, prawie miejskie. Kursują często, choć w weekenduy i wieczorem może być problem. W Polsce to wszystko upada lub upadło. Po kursach do wiosek często została samotna nazwa miejscowości na tablicy odjazdów dworca PKS. moja ostatnia wizyta na Słowacji to jedno wielkie zdziwienie ile kursów (po kilka na godzinę) ma miejsce między tamtejszymi wioskami. 

W Polsce wieś to zwykle zdychający jeszcze państwowy PKS, albo busy jeżdżace bez stałego rozkładu jazdy. Transport zbiorowy w Polsce nie jest nijak organizowany. Nikt nie dba o to by był wspólny biklet umożliwiający przesiadki między przewoźnikami bez potrzeby kupowania np. dwóch biletów miesięcznych (mój kolega żyjąc w Polsce musiał kupować dwa miesięczne- na linię podmiejską i na autobusy miejskie).

Nikt nie koordynuje rozkładów jazdy, przez co np. w lubelskim w wielu rejonach nie ma żadnej komunikacji zbiorowej, bo busiarze tak podbierali klientów sobie nawzajem, że w końcu wygryźli przewoźników jeżdżących wg stałego rozkładu jazdy. Kolei w zdecydowanej większości już nie ma, a jeśli jest, to czasy przejazdu i częstotliwości kursowania zniechęcają do czegokolwiek. PKP to wciąż dinozaur komunizmu. Konkurencja prywatna w Polsce obsługuje znikomy procent linii.

Rząd tego kraju dopłaca do zwierzęcego piekła skupując wieprze od rolników. Czemu nie skupuje od nich starych gazet? Wspierałby przynajmniej czytelnictwo. A tak wspiera zabijanie zwierząt. To jasne że bez rządowych dopłat zabijanoby mniej zwierząt.

Jeśli już dopłacać, to choćby do internetyzacji wsi. Rolnicy mieliby możliwość zmiany kwalifikacji, e-learningu, skonfrontowania swoich poglądów z poglądami innych internautów etc. Przynajmniej „spacyfikowanoby" społeczne zacofanie części wiejskiej społeczności, wynikające z osamotnienia powodowanego niską gęstością zaludnienia. Dopłacać możnaby też do przeprowadzek rolników do miast. Tudzież do ich dowozu do miast. Tymczasem jeśli dopłaca się do transportu, to raczej są to dopłaty do związkowej karykatury kolei. Który na wieś już nie jeździ, bo jako monopol nie musi.

Wieś tymczasem to wg wielu moich rozmówców siedlisko obyczajowego konserwatyzmu przybierającego groteskowe formy. To tu mieści się siedziba wyborców różnej maści populistów- od lewicowych po skrajnie prawicowych. Obecny rząd nic nie robi by wieś zmienić, dając wyłączność na sprawy wsi panom z PSL-u. Kupuje tym spokój polityczny, ale problemu nie rozwiązuje.

Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by dojść do wniosku że taka taktyka zmiatania pod dywan się zemści. Polska wieś pokazała że może być hamulcowym polskich przemian. Trzeba ją spacyfikować, przerwać politykę bezustannego pielęgnowania status quo. Polska wieś potrzebuje gruntownych zmian.

Tymczasem nawet nie ma dyskusji, w jakim kierunku powinna się rozwijać. Czy, jak w Niemczech, Czechach i przed wojną na Ziemach Odzyskanych, powinna być „wohnortem", rodzajem podmiejskiego osiedla, bardziej odległego suburbium powiązanego z pobliskimi miastami często kursującymi autobusami czy sprawną koleją? W którym się mieszka, ale już do pracy czy nauki jedzie do miasta?

Czy może powinna być rodzajem samochodowego przedmieścia, jak w Stanach Zjednoczonych? Niestety, takie usamochodowienie, o które walczą producenci samochodów, stwarza ogromne masy wykluczonych-biednych, starszych, młodszych. Dzieci na niskozaludninych przedmieścich muszą wychowywać się samotnie, a jeśli mają to szczęście posiadać jakichkolwiek rowieśników w pobliżu, to zwykle nielicznych.

Sam wychowałem się na przedmieściu miasta. Z dziećmi sąsiadów wielkiego kontaktu nie miałem- wokół nie było ich wiele. Nawet w szkole podstawowej my, dzieci z mniej intensywnie zurbanizowanej dzielnicy trzymaliśmy się jakoś razem, nie będąc tak koleżeńscy, otwarci, odważni, pewni siebie jak dzieci wychowane w blokach. Z moim bratem czasem zauważaliśmy jak dramatycznie inne typy osób wychowują się na rozlazłych samochodowych przedmieściach, a jak inne na zbitych osiedlach bloków.

Jako dziecko z pierwszego pokolenia polskiej suburbanizacji jestem jej zaciekłym wrogiem. I tak miałem raj- za mojego dzieciństwa mogłem zatarasować deskami drogę przed domem, po której dziennie przemieszczał się chyba tylko jeden samochód, sąsiada taksówkarza. Dziś mkną tam samochody co kilkanaście sekund. Dzieci nie mają gdzie wspólnie się bawić, ba, nawet mogą zginąć jeśli dziś się będą bawić tak jak ja w dzieciństwie.

Samochody osobowe zabrały dziś dzieciom z polskich przedmieść place zabaw. Przestrzeń publiczna zamieniła się w ściek komunikacyjny. To dopiero początek prawdziwych problemów- upadek transportu zbiorowego i wielka wygrana motoryzacji masowej w Polsce dopiero się na dobre zaczyna.

Miasto bez wątpienia jest koncepcją polityczną, bo sprzyja tworzeniu się pewnych postaw obywatelskich. Osoby mający bliskie relacje interpersonalne z innymi osobami są bardziej ufne, bardziej towarzyskie, bardziej otwarte na nowe poglądy, bardziej chętne do dyskusji i rewizji swoich poglądów.   

Na przeszkodzie idei miasta jako wspólnoty stoją ci, którzy na zamienieniu przestrzeni publicznej miasta w ściek komunikacyjny korzystają. Stany Zjednoczone są tego świetnym przykładem. Transport zbiorowy zwykle nie istnieje lub ma znaczenie marginalne (poza Nowym Jorkiem). W miastach brak jest przestrzeni publicznej poza centrami handlowymi.

W takich warunkach media i magnaci medialni zyskują ogromną władzę nad opinią publiczną którą kanalizują i sterują dla swoich własnych celów. Tworzy się nowa równowaga, mająca swoje własne motory napędowe.

Polskie suburbia a także „skansen wsi" zamieniają się w wylęgarnię osób o określonych przez ewarunki społeczne postawach społecznych. Ja braki w „socjalizacji" musiałem nadrabiać przez lata mimo że dom rodzinny opuściłem w wieku lat nastu.

Rząd Platformy Obywatelskiej tych trendów nie wiedzi, nie dostrzega. Jakiekolwiek zresztą obswerwacje na tenże temat są w Polsce rzadkie, a próby przeciwdziałania tym procesom (nowoczesna polityka transportowa, nowy urbanizm) już zupełnie nieliczne. Patrząc na upadek centrów miast, slumsyzację blokowisk, postępującą suburbanizację, problem wsi chciałoby się zauważyć że sprawy idą w najgorszym z możliwych kierunków. I cóż z tego? Nic, bo „długookresowo" w polskiej polityce się nie patrzy.

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka