Niedawno rozmawiałem z młodą ekonomistką, panią naukowiec która nawet skutecznie przekonywała publikę do tego że monopole są największa zmorą dla dobrobytu ludności w obecnych gospodarkach wolnorynkowych. No dobrze- mówię jej- ale jak to jest że teorie te, świetnie przecież zbadane przez pokolenia ekonomistów, tak bardzo przekonywujące, mające ogromny wpływ na politykę innych wielkich krajów (jak choćby esej Baumola, Panzara, Williga pt. "Teoria rynków kontestowalnych" z 1982 roku, który stanowił kanwę całej polityki ekonomicznej prezydentury Ronalda Reagana, o czym owa ekonomistka wspominała) nie mają żadnego wpływu na naszą polską rzeczywistość?
Jak to jest że te teorie, przecież potwierdzane analizą ekonometryczną różnych danych z rynków, zwykle więc mające poparcie w faktach, są tak nieznane polskim politykom, tak masakrycznie, makabrycznie zmarginalizowane? Przecież polska gospodarka to w ogóle nie jest zorganizowana wg zasad z podręcznika do podstaw ekonomii, a co dopiero mówiąc o ekonomii zaawansowanej? Mamy państwowe monopole telefoniczne (TP SA) autobusowe (MZA w Warszawie), kolejowe (PKP w przewozach pasażerskich), kopalniane, cukrowe etc, etc. Czy aby ekonomista uczący bardzo zawiłych metod poprawiania dobrobytu nie ma wewnętrznego dyskomfortu gdy za oknem "paradują stada monopoli" i latają samoloty państwowego jeszcze LOT-u? Po cóż w ogóle mówić o zawiłych meandrach teorii ekonomii skoro w Polsce nie zrealizowano nawet podstaw podstaw?
Pani odpowiedziała następująco: przecież jeszcze 20 lat temu polska ekonomia była nieistniejąca, gospodarkę wolnorynkową budowano od zera. Wóczas nawet nie było nawet samych podstaw podstaw z elementarza ekonomii. A czemu politycy nie są zainteresowani? Czemu nie znają ekonomii? Wg niej, do polityki ciągną ludzie którzych ekonomiści określają jako rent-seeking, szukajacy rent, szybkiego zarobku, wzbogacenia. Owa Pani tego tak precyzyjnie nie ujęła, określiła to jako "poboczne kanały zarobku" i "niejawne wpływy". Mówiąc to owa Pani uśmiechnęła się z dyskomfortem.
A Tusk? A Donald Tusk? Nie rozczarowywuje Pani? Przecież nic nie robi. Siedzi i uśmiecha się, jakby jedyną jego zaletą i pracą było to że w odróżnieniu od całej plejady katolickich fundamentalistów był bardziej tolerancyjny? Pani odpowiedziała że pan Tusk zaczarował Polaków. Być może byli spragnieni pełnej tolerancji normalności. Pan Tusk jest normalny, ale nic poza tym. I wg niej, wielu dostrzegło to na długo przed jego rządami.
Pani ekonomistka uczy rzeczy które przenigdy nie będą miały szans na realizację w Polsce. To co, że są sprawdzone, że stosowane z powodzeniem przez innych rządzących. W Polsce ekonomia jako dziedzina jest zapomniana, przez media i przez polityków. Ekonomistów nawet nie dopuszcza się do słowa, chyba że są z opcji rządzącej bądź wiadome jest że nie powiedzą nic groźnego. Jest w tym kraju nieco normalnych ekonomistów, nie będących na niczyich usługach, nieprzekupnych, mówiących rzeczy niewygodne dla wielu lobbies i grup politycznych. I co z tego, skoro ich nie usłyszymy.
Dziennikarze z reguły o ekonomii nie mają większego pojęcia, najczęściej piszą o niej z błędami albo powtarzają to co im podeślą rozmaici lobbyści. Znam dziennikarzy z głównych gazet którzy dali się skorumpować konkursami dla dziennikarzy, nagrodami za teksty rozdawanymi przez przeróżne grupy nacisku, w ten sposób kupującymi sobie teksty. A typowi ekonomiści nie mają "parcia na szkło". Tekstów popularnonaukowych pisać z reguły nie potrafią. W telewizji wypadają fatalnie, z pamięci cytują różne cyfry i liczby co wygląda nudno na wizji. Niektórzy świetni w makroekonomii pisząc o niej sadzą przeraźliwe błędy ortograficzne. Zresztą są zapracowani.
Polityka w Polsce, nawet ta rozgrywana na platformach blogerskich, przyciąga chyba inny typ ludzi niż polityka w krajach zachodnioeuropejskich. Wokół mnie widzę wielu ludzi dużo bardziej mądrych niż najlepiej wykształceni polscy politycy- takich ludzi są tysiące, ale nie są oni zainteresowani polityką. Gdy indaguję i drążę temat ich braku zaangażowania, pojawia się problem braku demokracji w Polsce i jej niedostępności dla zwykłego śmiertelnika. Wielu osobom żal jest po prostu wydać 100 tys. PLN na skuteczną kampanię wyborczą do parlamentu, a taki jest jej typowy koszt. Część z nich nawet takiej gotówki nie ma.
Od wielu lat w Polsce nie ma już demokracji, jest znana mi osobiście np. z Egiptu oligokracja- system w którym nieliczne grupy dzielą się pełnią władzy. Spowodowały to dotacje budżetowe do istniejących partii, które w perspektywie ponad dekady okazały się uniemożliwiać rozwój nowych partii. W ostatnich wyborach brało udział ledwie 7 list ogólnokrajowych, z czego tylko te zwycięskie dotarły ze swoim programem do większości wyborców, biedne listy nie miały nawet szans aby "Kowalski" przeczytał ich program. Posłowie niezalezni- jest ich chyba kilku (1 % ogółu) co chyba doskonale podsumowuje fasadowość systemu. To nie jest demokracja, ale teatrzyk dla durnego Jasia, ogłupianego przez propagandę wmawiajacą ludowi że oligarchia to demokracja. Piszą o tym oszustwie takie pisemka jak "Alterglobal", ale w zasadzie nikt ponadto.
A to dlatego "malowany Tusk" nie ma konkurencji politycznej poza PiS-em i grupką postokrągłostołowych partii- popierające swoich kandydatów wielkie polskie media nikogo więcej im do koryta nie dopuszczą, do tego dochodzi uniemożliwiający konkurencję ze strony mniejszych partii mechanizm finansowania partii postokrągostołowych. Tak jak pokazywała pani ekonomista od teorii konkurencji- firmy istniejące na rynku patrzą tylko jak ukrócić dostęp do niego potencjalnej konkurencji. Polskim partiom postokrągłostołowym to się udało, i stąd niespotykana flauta w polskiej polityce. To ci ludzie wprowadzili oligokrację, oszukując przy mechanizmie demokratycznym. Tak, "malowany Tusk" i cała reszta ukradła Polską demokrację.
A młodzi Polacy realizują się za granicą. Moi znajomi przestali nawet wspominać o powrocie- po ostatniej wizycie w naszym rodzinnym mieście mówią że teraz jest ono innym miastem- umieralnią emerytów. I taki los- wyludnienie z młodych pokoleń a następnie katastrofa demograficzna (Kto będzie rodzić dzieci? Chyba neonaziści- ci zostali...), czeka sporą część Polski, szczególnie mniejsze miasta. Jest to wg mnie uboczny skutek odebrania obywatelom prawa do samostanowienia i narzucenia dyktatury grupy postokrtągłostołowej. Jest to cena, jaką wypada zapłacić za kradzież demokracji.
W to, że demokracja tu wróci, ja nie wierzę. Zresztą, jak pokazuje "Diagnoza społeczna 2007", w demokrację jako najlepszą forme rządzów wierzy ledwie 25,2 proc. badanych, i to tylko z grupy niewykluczonych społecznie. Tym wynikiem chyba można spointować 19 lat polskiej drogi do demokracji.
Inne tematy w dziale Polityka