Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
88
BLOG

W dziedzinie dorobku intelektualnego i kulturalnego Polska jest

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 22
Mam wrażenie że zawód dziennikarza jest pozbawiony przyszłości. Samo pisanie jest dziś zbyt prostą czynnością- pisać potrafi każdy, spora część ludzi dość dobrze. Co innego znać się na danym temacie. Dziennikarze tak naprawdę piszą mając wiedze niewiele większą od czytelnika. Swój fach w Polsce wykonują niedbale, bardzo rzadko szukają u źródeł, np. w pracach naukowców z danego tematu. Dominuje dziennikastwo pobieżne, takie na łapu-capu. Nikt nie sprawdza przecież w pięciu źródłach, by potwierdzić jakąś wiadomość, jak zalecają standardy dziennikarzy amerykańskich. Wg mnie przez to kończy się epoka typowego dziennikarstwa w Polsce, być może nadchodzi era dziennikarzy- specjalistów, niekoniecznie będącymi z wykształcenia dziennikarzami. Prasy w Polsce się niemal nie czyta, ją się co najwyżej przegląda. Szansa znalezienia tekstu istotnie coś wnoszącego do debaty jest mała. Gazet nie ma większego sensu kupować, chyba że ktoś lubi prasę na poziomie tabloidów. Zakup polskiej prasy codziennej wg mnie można sobie darować- jej wartość merytoryczna wg mnie bliska jest makulaturze poza rzadkimi wyjątkami w postaci np. dodatku "Europa". Polska to nie Niemcy, gdzie szefem działu muzycznego w lokalnej gazecie jest osoba z doktoratem w tej dziedzinie. Aby zacząć się sprzedawać, prasa drukowana musi postawić na jakość, i pozyskać specjalistów. Wczoraj przeglądałem niemieckiego "Spiegla". Rednacze polskich tygodników często ściągają na żywca tematy ze swoich niemieckich odpowiedników, ale już np. w dziedzinie gospodarki u nas kwitnie polskie bagienko układów, układzików, próbuje się "nie szkodzić" swoim, chronić synekury znajomych w państwowych monopolach. Teksty gospodarcze w polskiej prasie są jakby pisane przez PR-owców poszczególnych firm, niezależności tyle co na lekarstwo. "Lewicowe" tygodniki jak np. "Polityka" są tak skuteczne w pisaniu emocjonalnych, a nie faktograficznych artykułów, że na lata wsptrzymały reformy rynkowe niektórych sektorów. Teksty, opublikowane przed laty, dalej kształtują mentalność, nikt ich "nie odwołał" choć fakty i upływ lat pokazał że tezy autorów były błędne. Niemiecki "Spiegel", mimo że teksty ma krótkie, to bardzo treściwe. Tego nie da się powiedzieć o polskiej prasie. Teksty krókie, a płytkie. Polskie gazety i tygodniki to wg mnie bez wyjątku tabloidy i prasa kolorowa, z wyjątkiem może "Europy", "Odry" i czasopism specjalistycznych czy literackich. Czemuż tu się dziwić, skoro z drugiej wojny wyszliśmy z raptem 16-tysięczną armią osób z dyplomami studiów wyższych? Mam wrażenie że nie mając niemal nic z własnego dorobku intelektualnego (z pustego i Salomon nie naleje) wszystko musimy importować z Zachodu. Tylko że poza mną bardzo niewiele osób widzi tą potrzebę. W naszym kotle, gdzie wiedzy było wg mnie bardzo bardzo mało, od lat się dusimy we własnym sosie, dokonujemy chowu wsobnego, próbujemy coś wysdestylowac z własnej niewiedzy, przy czym musi to nosić metkę "polskie". Otwartość na "zagranicę", inność kulturową, obyczajową, czy naukową jest tak naprawdę żadna, często wręcz przechodzi w ksenofobię. Mit naszej rzekomej potęgi intelektualnej i kulturowej nakręcają rozmaici nacjonaliści: naukowcy, dziennikarze, politycy. Podczas gdy w nauce jesteśmy żadni- w skali unijnej nasz udział w budżetach firm prywatnych przeznaczanych na badania naukowe wynosi 0,036 %, i tylko dwie większe firmy: bodajże KGHM i TP S.A. finansują jakieś badania. Polskie uniwersytety, i to najlepsze, to światowa czwarta liga. Jakośc kształcenia doktorantów jest fatalna, nie mają oni nawet dostępu do podstawowego narzędzia- komputerowych baz danych z tekstami naukowymi. Grantów na badania dla nich nie ma, zresztą instytucję rozdzielajacą granty na badania dopiero co powołano. Struktura organizacyjna na uczelniach to wciąż feudalizam i kumoterstwo. Ile uczelni ogłasza nabór na stanowiska wykładowców i pracowników naukowych w prasie codziennej? Przeglądając prasę zachodnioeuropejską natrafiałem na masy takich ogłoszeń. W Europie sporo jest dużych uczelni- fundacji czy stowarzyszeń, w Polsce duże uczelnie są państwowe i skorumpowane filcem układów. Polska nauka niemal nie istnieje, jej wkład w dorobek ogólnoświatowy jest bliski zeru, co widać po liczbie cytowań polskich naukowców, albo po liczbie patentów na mieszkańca, podobno najniższej w UE czy nawet na kontynencie. Albo po odsetku badaczy w społeczeństwie, rónież tragicznie niskim w porównaniu światowym. Jakieś znaczenie ma ledwie kilka polskich czasopism naukowych. Polska kultura chyba upadła, wystarczy sobie porównać np. współczesne kino czeskie i polskie. W Polsce nie ma żadnego znaczniejszego festiwalu muzycznego, mimo że Czesi mają swój Hip- Hop Kemp i masę innych, a Węgrzy festiwal Pepsi Sziged na budapesztańskiej Wyspie Małgorzaty, bardzo popularny wśród młodych Europejczyków. W muzycznej Europie słyniemy jedynie jako zagłębie death metalu i satanizmu , który się tu bardzo mocno rozwinął zyskując za zwoolenników chyba buntowników wobec Kościoła Katolickiego. Sam znam kilku polskich satanistów- to zwykle mili, choć małomówni ludzie. Uprzedzenia wobec nich są wg mnie równie groteskowe jak oskarżanie Żydów o robienie macy z krwi katolickich dzieci kilkadziesiąt lat wcześniej. W USA satanista jest nawet "mniejszościowym" kandydatem na prezydenta. Wielu gatunków muzycznych, mainstreamowych w Europie Zachodniej, w Polsce nawet nie ma. Cały zakres fal audiowizualnych został przez popkulturę- w kraju nie ma ani jednej stacji nadającej na okrągo muzykę klubową czy alternatywną, podczas gdy w Wielkiej Brytanii są setki takich stacji, każda z innym rodzajem muzyki klubowej (większość ich nadaje piracko). W Polsce niemal nie ma sceny klubowej, do tego ona wciąż upada w wyniku masowej emigracji młodych pokoleń. Liczba klubów i imprez w typowym mieście średniej wielkości potrafi spaść trzykrotnie w ciągu ostatnich 3 lat, i podstawową tego przyczyną jest masowa emigracja całych pokoleń. Osoby które tworzą taką kulturę, nawet jeśli nie wyemigrowały, to z racji drastycznego spadku liczby odbiorców swoją działalność znacząco zredukowały, czasem wręcz zaniechały. Jest tajemnicą poliszynela że wielu wykonawców popkulturowych jest znanych i sławnych dlatego, bo mają kolegów w mediach, albo stoją za nimi koncerny mające swoje powiązania w "sprywatryzowanych" już mediach publicznych. Kultura niezależna, muzyka jaką naprawdę słucha pokolenie 30-latków w Londynie, jest w Polsce nieobecna w mediach koncesjonowanych przez rząd, które zmieniły się w skrzyżowanie reklam koncerów muzycznych z telekasynem. Lansują one tylko wykonawców z kilku koncernów. Przyszłość polskiej kultury, a może i także nauki, jest wg mnie w 17. województwie, w którym mieszka już ok. 22 milionów Polaków naszego 60-milionowego narodu. Polscy naukowcy odnoszą świetne efekty, ale gdy pracują poza granicami Polski. Polscy muzycy młodego pokolenia jeżdżą na tournee po tymże województwie, i spotykają tam swoje "pół Lublina". Po moich rówieśnikach widzę że emigrują zwykle ci bardziej wymagający intelektualnie i bardziej kompetentni kulturalnie- zwykle na emigrację decydują się osoby znające kulturę i język daneoig kraju. Nie sądzę by ich powrót był możliwy- tak naprawdę nie mają do czego wracać. Pomijając aspekty gospodarcze, Polska to także pustynia pod względem intelektualnym i kulturowym. Przyszłość? Jak na razie widać zwój, drenaż mózgów, całe regiony opuszczane w popłochu przez jednostki o większych aspiracjach intelektualnych i kulturalnych. Mieszkając w Wielkiej Brytanii, odwiedziłem z ciekawości mieszkającego 20 minut jady autobusem ode mnie emerytowanego polskiego naukowca. Wyemigrował przed laty z kraju, chyba oskarżany o żydowskie pochodzenie. Swoją sławę zdobył pisząc po angielsku. Jego tonący w zieleni dom mieścił się przy dwupasmowej, ruchliwej drodze, ale mimo sąsiedztwa w domu panował spokój. Piękna wiktoriańskia willa. W Polsce nigdy by tak nie miał. Na moją wizytę i deklarację że mięsa nie jem pozamawiał smakołyki z firmy kateringowej. Przepyszne. Ze swoją żoną włączył wieczorem "Wiadomości TVP" na kanale dla Polonii. Oglądał je z ciekawością zoologa odwiedzającego zoo. Ja nie mogłem mu się nadziwić, że mieszkając od lat poza krajem, dalej śledzi wydarzenia w nim. Na sprawy światopoglądowe nie chciał rozmwiać, mimo że miałem nadzieję na ciekawą dysputę. Podarował mi polskie tłumaczenie swojej wielce znanej książki, po którą sięgnąłem dopiero wczoraj, a więc 2 lata od spotkania. Jest to traktat filozoficzny o tworzeniu. Tworzeniu poprzez oddzielanie istotnego od odpadów. Autor podaje przykład artysty, który tworzy rzeźbę poprzez odłupywanie odpadów od istotnego. Odpady skazywał na niebyt, nie poświęcał im uwagi, reflektory uwagi ludzkiej skupiały się na tym co odpadem nie było. W Polsce brakuje nam tych, którzy odróżniają odpady od rzeczy istotnych. Prawo do tego roszczą sobie jak na razie rozmaici politycy czy duchowni, być może dlatego że wyniki pracy rodzimych segregatorów istoty od odpadów nie istnieją bądź są nieprzekonywujące, a być moze dlatego że nikt ich nie słucha. Moje rozmowy z nimi pokazują że są oni do tego stopnia obciążenia "praca dydaktyczną" że na żadne badania czasu nie mają. Nie wiem jak wygląda rzecz w istocie, również i tu brak jest wiarygodnego badacza odróżniającego twierdzenia-odpady od istotnych problemów. Żyjemy w świecie bez lamp wiedzy- możliwe że stąd się bierze i bieda naszego dziennikarstwa, i nikła zdolność polityków do rozwiązywania problemów. Wszak wiele np. z nauk ekonomicznych to w istocie rady dla świata polityki jak zreformować daną rzecz. U nas wielu gałęzi nauki niemal nie ma, więc i wiedza reformatorów jest znikoma.

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka