Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
54
BLOG

Mutali, czarnoskóry diler marihuany

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 2
Przedmieścia Kolonii, lokalne sztuczne jezioro, Fuehlinger See. Od 23 lat w tym miejscu przez kilka dni w roku buduje się wielotysięczne miasteczko namiotowe. Trwa tu chyba największy niemiecki festiwal reggae. Przy nim polskie festiwale to karzełki. Na największym polskim festiwalu reggae nie ma nawet jednej setnej namiotów tu porozbijanych. Festiwal mimo kilkudziesięciotysięcznych tłumów zorganizowany perfekcyjnie. Nie czekam w kolejkach do toalet, nie ma wielkich kolejek przy wyjściu na sztuczną wyspę na której odbywają się na kilku scenach koncerty.

 

Na festiwal przyjechałem trochę przypadkiem, po prostu przejeżdżałem przez tą część Europy i postanowiłem skorzystać z okazji i się zatrzymać. Cena biletu na festiwal jest taka sama jak na gdyński „Heineken", a że festiwal od lat ściąga same gwiazdy, postanowiłem zajrzeć, zdecydowawszy się ledwie 3 godziny przed wyjazdem na dodanie tego miejsca do planu podróży.

 

Mutaliego poznałem w sklepie spożywczym, a potem rozmawiałem z nim w festiwalowym autobusie. Był przesympatyczną osobą. Ojciec był marynarzem z jednego z miast portowych Ghany. Gdy Mutali miał 17 lat, ojciec zapakował go na statek i średnio legalnie przemycił syna pod pokładem do Europy. Mutali cicho siedział pod kontenerami, cierpiał na przemian zimno i tropikalny skwar. Gdy statek dopłynął do Europy, po prostu nagle wyszedł i zszedł po trapie do portu w jednym z hiszpańskich czy portugalskich portów.

 

Poznał nowy świat, o którym wcześniej nawet średnio słyszał. Auta, domy, sklepy pełne towarów. Mutaliego wkrótce potem schwytała policja i zamknęła w areszcie. Mutali bardzo płakał. „Za co mnie zamknęliście"- jęczał jakiemuś komendantowi, aż ten otworzył po kilku dniach drzwi od celi i podarował Mutaliemu wolność. Wolność od de facto niewolnictwa w kraju bez demokracji, wolność do stanowienia o swoim własnym życiu.

 

Mutali jakoś przedostał się do Niemiec, gdzie przebywał już jego brat czy jakiś inny krewny. Pracuje dziś jako didżej, i skończył szkołę dla ślusarzy. Po jakimś czasie konkurencyjny didżej, od którego Mutali dużo się nauczył, Mutali myśli że to on, podkablował go że M. jeździ z dyskoteki do domu w stanie gandziowego upalenia. Policja zaczaiła się na Mutaliego, i go złapała. Potem jeszcze jeden raz zrobili zasadzkę, i jeszcze jeden. Mutali stracił prawo jazdy, i nie ma czym dojechać do miejsca pracy. Bez prawa jazdy nie chcą go zatrudnić, bo M. musi być gotowy do dotarcia na miejsce zlecenia. A M. mieszka na wiosce.

 

Gdy spacerowałem z Mutalim po miasteczku z butikami dla rasta, setkami sklepów i skelpików z koszulkami z wizerunkiem cesarza, bluzami dresowymi z Lwem Judy, trójkolorowymi ciuchami które nosiła owa wielotysięczna publika, Mutali próbował dokonać handlu zamiennego. Za jakąś ogromną ilość marihuany próbował nabyć bęben. Ciekaw jestem czy w ten sprytny sposób nabył beret z Lwem Judy który nosił na swoich dreadlokach.

 

Mutali „wbił na majka", przejął mikrofon w jednym z namiotów które na takich imprezach stawiają firmy chcące się promować. Wewnątrz wielkiego namiotu rozkręcił imprezę jako MC, i wg mnie był jednym z najlepszych MC's jakich widziałem w życiu. Mimo że uciekł z Ghany, jego talent wciąż był zamknięty w wioskowych dyskotekach niemieckiej prowincji. Gdy graliśmy na bębnie przed naszym namiotem, Mutali rapował do niemal każdego podkładu.

 

Mutali nawet nie miał pieniędzy by wejść na wyspę z koncertami. Były tam wielotysięczne tłumy, bez problemu sprzedałby tam swoją gandzię. W Niemczech wolno palić dżointy, ale marihuanę można co najwyżej hodować samemu, i do tego jeszcze chyba ograniczono liczbę roślin jakie można legalnie posiadać. Sprzedaż marihuany jest zakazana, a policja z rzadka chodząca po imprezie czasem kontrolowała zapasy osób które wydawały jej się podejrzane. Mutali nawet zapytał policjanta ile można mieć przy sobie w tym landzie (w każdym niemieckim województwie limit jest inny), na co policjant odparł pytaniem, czy może M. obszukać. Mutali jakoś się wykaraskał z opresji, przy sobie miał sporo.

 

Mutaliego widziałem wczoraj. Wziął mój numer, pytając się czy nie chcę pomóc mu ściągnąć czarnoskórych Ghańczyków do Europy. „Pokażesz im drogę do granicy". „Nie ma już granicy". Odparłem mu. Powiedziałem ze nie bawią mnie takie biznesy. Mutali odszedł, a ja się martwiłem jak da sobie radę. Namawiałem go aby poszedł na studia- M. myśli o powrocie do Ghany, więc namawiam go aby miał z czym wrócić. Mutali opowiada o studiach w Ghanie- uczą się o trzech maszynach, których nigdy nie wiedzieli na oczy.... Być może uda mu się skończyć studia w RFN. Kto wie?

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka