Obrazki
***
Szatańska telewizja już od września
Jem czereśnie przed wejściem do jednego z gmachów Warszawy. Chwila się przeciągała, więc zagadnąłem siedzącą w busie zaraz obok mnie kobietę. Widząc napis na burcie pojazdu, zagadnąłem ją czy istotnie jest z "tej katolickiej telewizji". A kobieta odpowiedziała, że nie, że coraz mniej tego, że jakieś katolickie resztki zostały, i że od września startują z zupełnie nową ramówką. Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo do vana wsiadł odziany w czerń pan z pentagramem na szyi i pojazd pomknął w dal. Mi czereśń wypadła i potoczyła się pod zarośla przy murku.
***
Nikt na nas nie czeka
Z Kolonii pociąg mknął jak oszałały, deszcz po szybach ściekał na kształt śliny okapującej z pyska znudzonego demona żelaznych szlaków. Chwilami rozpędzał się do 150, a może 200 kilometrów na godzinę. Zatrzymał się na nieplanowany postój w Porta Westfalica, pan konduktor bardzo przepraszał za 8- minutowe opóźnienie jakiego wówczas nabraliśmy. Zmiana pociągu w Berlinie i teraz pociąg osobowy, który miejscami gna jakieś 160 na godzinę, bo także (i skutecznie) nadrabia opóźnienie. Po 6 godzinach podróży przybywam do granicznego Frankfurtu.
Nikt na nas nie czeka, ani pociąg, ani autobus. W stronę Polski pociągów jakoś brak, poza drogimi EuroCity. Idę prawie godzinę na oddalony o kilka kilometrów od dworca kolei dworzec polskich autobusów. Tu także nic na nas nie czeka. Jakież me zdziwienie. Tam na każdej stacji, każdym węźle czekamy na pociąg najdalej jakieś 30 minut, chyba że jesteśmy w zupełnej peryferii. Tu zaś- nie czeka na nas nic, zupełnie jak gdyby lud zaludniający tereny na wschód od Odry albo porzucił transport zbiorowy na cześć samochodów osobowych, albo zrezygnował z podróży niemal w ogóle. To, że musiałem czekać blisko półtorej godziny na następne połączenie, wydało mi się jakimś symptomem. Czy to odmiennego pojmowania czasu, czy to indywidualizmu objawiającego się upadkiem tego co wspólne i zbiorowe?
***
Gejowski teatr tańca
Krótki touchdown u przyjaciół. Gospodarz to osoba szczera do bólu: gdy idzie zrobić kupę do toalety, mówi bezpardonowo o swym zamiarze. Uznał mnie za przepoconego, pryska mnie dezodorantem. Gdy wchodzę prosto z podróży do jego pokoju, oglądają film, gejowski teatr tańca. Nudny, trzeba być chyba gejem by to ciekawiło. Po chwili okazuje się że ów film nastawił jeden z gości gospodarza. Gospodarz zaczyna naigrywać się z jego orientacji seksualnej, a ja mówię że jest niedelikatny, i że owa orientacja jest kwestią gustu. Gość nic nie mówi, peszy się na zarzuty. Po chwili goście- gej z koleżanką wychodzą, mimo że pada deszcz. Nie widzimy ich jednak na zawnątrz, możliwe że przeczekują ulewę w klatce.
***
Gangrena je polską prowincję
Rodzinne miasto, rodzinne strony. Wizyta u rodziny, przepakowanie rzeczy z podróży. I spacer po mieście z nastoletnim sąsiadem. Niemal się tu nie zmienia na lepsze, miasto od lat trwa w głębokiej gospodarczej stagnacji. Rządzą abo postkomuniści, albo konserwatyści. Rada miejska wg opowieści radnego który jest przyjacielem kogoś z mojej rodziny jest do cna skorumpowana. Jakoś "wystawiają" miejskie działki za łapówki, ale reszty nie dosłyszałem.
Wieczorem przechodzę koło ławek które jeszcze dwa-trzy lata temu tętniły życiem- nie ma ani żywej duszy. Centrum miasta wyraźnie obumiera. Jeździmy po okolicy samochodem terenowym. Miasto rozlewa się po coraz większej okolicy. Podmiejskie osiedle powstało w ciągu roku, jakieś 10 km od centrum. Oto wielki dom który buduje marynarz. Zarabia podobno 35 tys. PLN miesięcznie. A ci obok nie potrafią budować domu- budują małe izdebki od razu ze ściankami działowymi. A oto dom mojego przewodnika. Open space z basenem o wielkości wiejskiego kościoła. Ścianki działowe powstaną później, jeśli w ogóle.
Jadę do L., na festiwal SlotArt. Spotykam wielu przyjaciół z rodzinnych stron. Podobno w moim rodzinnym mieście teraz to już w ogóle nic się nie dzieje. Ostatnio padła plotka że jedyny większy klub w mieście zlikwiduje ostatnią dużą imprezę- czwartkową potańcówkę. Wszyscy w nią uwierzyli, bo w mieście, gdzie kiedyś klubów było na dziesiątki, dziś ostało się ledwie parę dogorywających. 95 % ludzi w moim wieku rozjechało się po świecie. Gdy odwiedzają oni swoje rodzinne miasto, mówią że teraz to inne miasto, że nie poznają go, nie ma już nawet ich dawnych znajomych.
Miasto możliwe że powtórzy los wyludniajacych się miast dawnej NRD- młodzi uciekli, nie ma komu rodzić dzieci, liczba ludności przestanie maleć dopiero gdy osiągnie nową równowagę, gdzieś na poziomie 40- 50 % dawnej populacji (dziś w wielu brak co trzeciego mieszkańca). Burzy się bloki- już nie ma choćby całego kwartału przy moście odrzańskim we Frankfurcie. To samo czeka wiele miast Polski B i C- to taka gangrena, która rozwija się po cichu, a gdy dopada, choremu trzeba amputować części ciała. Na inne leki za późno.
Inne tematy w dziale Polityka