Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
116
BLOG

Polska- kraj cywilizacyjnego odosobnienia. Nasze oazy cywilizacj

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 21

Minęło półtora roku odkąd przyjechałem z Wielkiej Brytanii do Polski. Od tamtego czasu po wszystko niemal muszę sięgać do zachodnich książek, dorobku zachodniej cywilizacji. W dziedzinie nauki czy w dziedzinie kultury. Nawet na festiwal muzyczny wyjeżdżać wolę na Zachód, bo w Polsce wg mnie nie ma prawdziwych festiwali gatunków muzyki które lubię. Polska, porównana z Zachodem, jest raczej miejscem odosobnienia cywilizacyjnego niż atrakcyjnym miejscem do mieszkania na planecie Ziemia.

Wielkomiejskie młode pokolenie z Zachodu czerpie niemal wszystko- poglądy, ciuchy, styl życia, rodzaje muzyki, formy spędzania czasu wolnego. Mamy te same co w Europie Zachodniej subkultury, z tą różnicą że potrafi minąć i dekada nim zachodnie nurty przenikną do Polski, a i tak "zarażą" tylko garstkę "oświeconych" nową zajawką.

Polska wersja "zachodniego stylu życia" jest jego chińską podróbką w malutkiej skali. Zamiast upojnych całonocnych imprez junglowych, grajmowych, czy dubowych na kilkaset osób jest garsta zapaleńców rozchodząca się do domów wtedy gdy w Wielkiej Brytanii wypada środek imprezy. Zamiast intelektualnych debat w gazetach są najzwyklejsze tabloidy, nadzwyczaj rzadko silące się na erudycję w co najwyżej fast-fudowej wersji. Zamiast telewizji publicznej- opery mydlane i propaganda dzierżących to medium partii.

Zamiast stacji radiowych, tego osiedlowego pirackiego radia nadającego same niezależne gatunki, np. grime i raggajungle do poduszki mamy "radio Bzdet" grające muzykę komercyjną. Zamiast intelektualnego radia BBC 4 zajmującego się problemami całego chyba świata mamy radio dla emerytów pod hasłem "Lato z Radiem". W Wielkiej Brytanii już słuchając radia możemy być oczarowani nieznaną nam muzyką czy godzinami śledzić przebieg debat z udziałem słuchaczy. W Polsce nigdy coś takiego mi się nie zdarzyło. Tu wszystko jest do bólu przewidywalne.

Niewiele w Polsce pisze się o duchowości ludzi Zachodu. A jest to postprotestancki patchwork. Własne religie tworzone ze zlepków różnych wiar. Małe wspólnoty religijne, nowe kościoły chrześcijańskie, religie wschodu. Posągi Buddy wystawione w tylu witrynach sklepów. Stare kościoły, a nawet synagogę, pozamieniano na dyskoteki, szkoły tańca, kluby. Tradycyjne msze odprawiano może w co czwartym kościele.

Pamiętam całe centrum handlowe, które mi, przyjezdnemu przedstawiono jako "obraz tej nowej Anglii". Były tam sklepy dla satanistów i emo, dla buddystów, dla plantatorów marihuanty, snowboardowe, komiksowe, skejtszopy przypominające butiki, w tym, jeden skejtszop dla rasta, sklepy ze zdrową żywnością, z mountainboardami i latawcami, sklep dla didżejów, galeria sztuki współczesnej.

Czym żyli tamtejsi ludzie? Pracowali i/lub uczyli się oraz bawili się. Zwykle od czwartku w nocy do niedzieli rano. Tak jest, potrafili zarwać trzy noce w tygodniu, bo przed 5-6 rano rzadko się tam wychodzi z imprezy. Praktycznie połowę tygodnia spędzali imprezując z przyjaciółmi. Pracowali po to by się bawić. Często nie interesowały ich nowe samochody, konsumpcja dóbr do jakiej namawiają Polaków reklamy. Być może istniał również typ konsumentów do których te reklamy przemawiały, ale nie dostrzegłem go.

Pamiętam życie na angielskim osiedlu. Wielki park, w którym ludzie spotykali się by pograć na zawsze zielonej i krótko skoszonej trawie w jakieś gry zespołowe. Często przynosili tutaj rozstawiane na trawie jednorazowe grille, które rozplalali. W weekendy park był pełen grillujących rodzin, kosze zamieniały się wówczas w góry śmieci. W tygodniu wieczorami przychodzili tu młodsi ludzie, by wspólnie grać na bębnach, rozmawiać. W parku zawsze wyczuć można było zapach marihuany. To tam zrobiłem pierwsze moje znajomości, tam poznałem paczkę ludzi z którymi chodziłerm na imprezy, to tam uczyłem się lokalnego slangu rozmawiając i paląc sensi w kole ludzi.

Pamiętam lokalne kluby, w tym jeden w którym aby wejść trzeba było być wprowadzonym przez dotychczasowego członka. Dostawało się za niewielką opłątą kartę członkowską, trzeba się było wpisywac przy wejściu. Wewnątrz spotykała się młodzież z osiedla. Pito tańsze tam piwo, palono dżointy, umawiano się przed każdą większą imprezą na mieście. Kanapy, mnóstwo znajomych twarzy. Wielkie i głębokie rozmowy. Piękne kobiety obsiadłe przez adoratorów.

Pamiętam domówki, imprezy w prywatnych domach. Większość moich znajomych miała w domu decki (gramofony) albo wręcz była didżejami. Wynajmowali wspólnie domki jednorodzinne w których mieszkali jak w komunach, i co jakiś czas wyprawiali w nich wielkie imprezy na 100 czy 200 osób. W salonie byli nawijacze i didżeje, w kuchni wszyscy pili i jedli, w sypialniach na pierwszym piętrze czilloutowali się. Czasem imprezy wylewały się z domów i zajmowały całą ulicę. Lokalna prasa co jakiś czas opowiadała jak policja zamykała takie nielegalne imprezy. A czasem, gdy nikt nie zgłosił że hałasy mu przeszkadzają, imprezy trwały do 8-mej czy 9-tej rano zajmując całe ulice mojego osiedla.

Mieszkając w Polsce czuję się jakoś na uboczu cywilizacji, i nie sądzę by była to tylko zasługa odmiennych gustów. Jestem przerażony aspołecznością głównie starszej części tego narodu. Nie widzę parków pełnych ludzi, siedzących co metr od siebie. Poza moimi przyjaciółmi nie widuję ludzi grających na czymkolwiek w przestrzeni publicznej dla samej przyjemności. Przez lata mieszkałem na osiedlu domków jednorodzinnych, i nie widziałem żadnych wielkich imprez, poza może jedną własną. Nie spotykam też rozmówców- erudytów, takich jacy mi się trafiali na imprezach w Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech.

Oazy- naparstki zachodnioeuropejskiej cywilizacji w Polsce istnieją w kilku największych miastach. W mniejszych miastach, jak obserwuję, całe środowiska je tworzące potrafią zniknąć w ciągu 2-3 lat z powodu różnic w zarobkach i postępującej w związku z tym emigracji. Polska, gospodarczo po Rumunii i Bułgarii najbiedniejszy kraj Unii Europejskiej, oferuje jedynie namiastkę zachodniego stylu życia, i to co najwyżej gdzieniegdzie.

Choć w przeciągu ostatnich lat dokonał się spory postęp, to wciąż jesteśmy niemal nigdzie. Całe pokolenia, dorastając opuszczają Polskę w kierunku zachodnim, mając tam poza lepiej płatną pracą także odpowiednie ilości współczesnej kultury czy rozrywki. Jeśli się zintegrują z tamtejszym społeczeństwem, to często także pod względem towarzyskim mogą odczuć niebotyczną poprawę.

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Polityka