Ojejku, to straszne. Złamałem wczoraj Adze nos. Nawet nie wiem czym, po prostu usłyszałem głośne chrup. Adze od razu uśmiech znikł z twarzy i walczyła do końca z zaciśnietymi zębami. Niby nie moja wina, w walce trzeba się zasłaniać, ale wszyscy na mnie dziwnie popatrzyli. "Zbój"- powiedział M.
Gdy skończyliśmy trening było już wpół do 11 w nocy. Aga na szczęście miała prywatne ubezpieczenie medyczne. Ale i tak niespecjalnie paliła się do wizyty w szpitalu. Nie wiem gdzie w Warszawie jest prywatny szpital. Obiecałem że ją zabiorę tam i dotrzymam towarzystwa. Niestety, nie zdecydowała się. Nastawiała nos sama, i potem się pytała czy jest prosto.
Nasz kumpel A., gdy poszedł ze złamanym palcem u nogi do państwowego szpitala o godzinie 18-tej, wyszedł stamtąd dopiero o 2-giej w nocy. Fikcja państwowej opieki medycznej powoduje że ludzie, przypuszczalnie za te same pieniądze, otrzymują gorszą opiekę zdrowotną od psów. Badania serca które w szpitalu państwowym zabierały w przypadku mojego dziadka jego obsłudze 10 dni, w klinice weterynaryjnej na przedmieściach tego średniej wielkości miasta w zachodniej Polsce wykonano w 30 minut. W dodatku wieczorem zadzwonił do nas psi kariochirurg z Warszawy, informując iż suka jest nieuleczalnie chora. Elektronicznie przesłano historię choroby psa do najlepszego specjalisty w kraju. Gdyby nasz dziadek trafił w prywatne ręce pani weterynarz, chyba miałby większe szanse niż w państwowym szpitalu.
Jeździliśmy raz z S. na rowerach do downhillu po lesie koło mojego domu. Niebezpiecznie, pełno drzew, pomiędzy nimi stroma ścieżka. S. nie miał zbroi, i wpadł obojczykiem na drzewo, po prostu zboczył ze ścieżki na pełnym spidzie. Karetka nie miałby szans tam dojechać, zadzwoniłem po brata z samochodem terenowym. Odstawił go pod szpital. S. wszedł do środka tam gdzie wchodzą pacjenci z karetek.
Gdy podjechaliśmy pod szpital szukając S., znaleźliśmy go na ławce przed szpitalem. Po prostu wszedł i nie spotkał nikogo. Przeszedł na wylot przez nikogo nie zatrzymany. Był otępiały, miał chyba wstrząs mózgu. Zostawiliśmy rowery i łaziliśmy z nim po kolejnych gabinetach. Dobrze, że nic więcej mu się nie stało. Zbroję kupił sobie dopiero po tym wypadku.
Idę do szpitala po uderzeniu przez neonazistę z mojego rodzinnego miasta, syna tamtejszego sędziego. Chcę zrobić obdukcję, pani prosi o książeczkę ubezpieczeniową i rumowską. Tak, trzeba iść po to coś do domu, bo to nie są Niemcy gdzie karta z czipem mieści się w portfelu. Ciekawi mnie, czy jeżdżąc po kraju powinienem ową stertę papierów wozić ze sobą? Państwowa służba zdrowia działa, ale strach na niej polegać. Słyszałem o bezdomnych, których bez owej książeczki nigdzie nie chciano obsłużyć- no cóż, powszechna opieka zdrowotna już się skończyła.
Oglądam z kumplem serial o amerykańskich szpitalach na internetowej stacji telewizyjnej. Zawsze pokazuje mi swoje ulubione seriale w Internecie gdy do niego przychodzę. Oglądamy tego wieczoru serial o amerykańskim szpitalu, w którym doktor nakazuje nawet podwładnym włamać się do domu pacjentki by przejrzeć, od czego mogła dostać swojej choroby, wydaje się aż nieprawdopodobny. Być może to propaganda, a być może jest w tym choć ziarnko prawdy. Wszyscy znamy krytykę amerykańskiej służby zdrowia- bodajże co 6. osoba nieubezpieczona, ogromne koszty leczenia. Ja jej zalety znam jedynie z serialu, w którym lekarz diagnozuje larwę pasożyta na kształt tasiemca w mózgu pacjentki badając ją "archaicznym" i od lat zapomnianym sprzętem ze szpitalnego lamusa (owym urzędzeniem jest... rentgen).
Dziwi mnie że rząd nie dopuści do tego aby Polacy mogli rezygnować z NFZ-u i przechodzić do prywatnych kas chorych, nawet dopłacając. Bardzo wielu moich przyjaciół, nawet nastolatków, ma prywatne karty zdrowia. Idą, i nie muszą czekać w kolejkach. Pracując zawodowo, nie mają na to czasu. Państwowa służba zdrowia robi się kolejnym podatkiem, oczywiście sprzecznym z konstytucją. Dziwi mnie ze nikt tego nie zaskarży, nie obali go. Pora na kogoś, kto wyda prawną walkę nowemu obciążeniu Polaków- podatkowi na NFZ.
Inne tematy w dziale Polityka