New Age i Zielony Berlin
Juz w Berlinie. Z Warszawy, choc oddalonej niewiele dalej niz wiele miast zachodnich Niemeic od Berlina, pociag Eurocity podrozowal az prawie 7 godzin bez kwadransa, srednio jakies 60- 70 km na godzine. Wiekszosc drogi spedzilismy w wagonie restauracyjnym. Moja ekipa stolowala sie obficie. Wagon restauracyjy, mimo ze swiezo zmodernizowany, byl bardzo nieelegancki, plastikowy, sztuczny. M. rzucil pomysl by te wagony restautracyjne sprywatyzowac, wowczas kazdy mialby inny klimat, zamiast tej atmosfery fast- foodu. Pamietam z podrozy pociagami innych kolei europejskich wagony restauracyjne w atmosferze fin-de-siecle'u, z ozdobnymi lampkami na kazdym stoliku. W restauracji na szynach rozmawiamy o tym ze jako osoby ktorym nie starcza kultura w jakiej wyroslismy siegamy po obce kultury i przez to zaliczamy sie do ruchu New Age. Osoba ktora to mowi chyba zna ten temat, jest antropologiem.
W Berlinie jestem drugi raz w tym tygodniu. Rosenthaler Platz. Naokolo mnostwo cyklistow, zieleni. Nie ma samochodow parkujacych na ulicach, tak jak w Polsce. Cala ulica tonie w zieleni. Dla aut zostala tylko jezdnia, chodniki pelne sa kawiarni, pieszych. Brak halasu pedzacych aut, jak w centrum Warszawy. Kolej miejska kursuje na linii srednicowej co 90 sekund, a nie co 30 minut, jak w Warszawie. Berlin, miasto w ktorego niektorych dzielnicach Zieloni uzyskuja nawet 60- procentowe poparcie. Byc moze dlatego jest tu tak zielono.
Nasz cel to akademia angoli prowadzona przez Rosaldo, dredziarza z dlugimi do pasa dredlokami. Maja wlasne pomieszczenia, rzecz nie do pomyslenia w Poslce, gdzie takie grupy moga co najwyzej wynajac sale na godziny. Musze juz isc, zaraz szykuje sie poczatek warsztatow.
***
Polska, peryferia Zachodu
W ramach wprowadzanej nieco na siłę interdyscyplinarności studiów na
mojej uczelni musiałem zaliczyć jeden blok przedmiotów na kulturoznawstwie.
Chodziłem na dziwne zajęcia, gdzie wykładano takie przedmioty jak
homoseksualizm w krajach arabskich. Kadra była bardzo orginalna już w ubiorze,
zresztą od dziwnych naukowców w binoklach się tu roiło, zupełnie jak gdyby ci uczyli samych siebie.
Wybrałem przedmiot który traktował o historii gospodarczej Europy
Wschodniej, sądząc że będzie to pomocne w rozumieniu przeze mnie świata.
Istotnie- analizowaliśmy minione szlaki handlowe, sieć miast targowych, liczbę
imprez targowych i ich rozmiary, strukture przemysłu. Wszystko po to by
potwierdzić jedną z tez- Polska jest i była europejską peryferią.
Od małego podróżuję w relacjach Wschód- Zachód. Już w wieku około 10
lat wynaleźliśmy wspólny język z DDR-owską młodzieżą, do której
jeździliśmy na wymianę. My, dzieci z pracowni ceramicznej, lepiące krzywe
dzbanki, przeciekające lampki oliwne i kubki z odpadającymi uchami. Nie
mogłem ukryć zdziwienia widząc tam za komuny pełne sklepy. Kupowałem na potęgę cukierki, znaczki do klaserów, artykuły papiernicze. Panie z domu kultury
przemycały do Polski sprzęt fotograficzny pod siedzeniem malucha którym
ściśnięci podróżowaliśmy.
DDR już wówczas było witryną wystawową gospodarki planowej. Pamiętam,
że jadąc gdzieś porankiem z osiedla na którym mieszkaliśmy nie można
było odpalić trabanta przed 6 rano- po prostu był zakaz hałasu. Pamiętam
piękne parki jakich nie było w moim mieście. Dziś, po latach, odkrywam na
nowo miejsca w C. w których byłem jako dziecko. Dom kultury- wciąż w tym samym miejscu. Park ładniejszy. Całe centrum wypiękniało, i nie jeżdżą już
tu samochody. Nowoczesne tramwaje. Zamiast zwykłego teatru dziś jest tam i
opera. Obok wielka uczelnia.
Po blisko 20 latach nadal pokonuję ten sam szlak. Różnice nie tylko nie
zmalały, ale się wręcz spotęgowały. Dziś z moimi niemieckimi
przyjaciółmi mogę porozumieć się bardzo dokładnie, i wiem co myślą, jakie mają
poglądy. Ta taka sfera miękka w rozwoju kraju, taki kapitał ludzki. Ci
ludzie są nieporównanie bardziej obyci, tolerancyjni, liberalni, wiedzą
nieporównanie więcej o świecie od przeciętnego Polaka. W branżach w których
pracują mają zwykle niebotycznie większą wiedzę. Są nauczeni
systematyczności, skrupulatności, pracy w grupach.
Ten świat zaczyna się zaraz za polską granicą. W Goerlitz, Bad Muskau,
Schwedt, Angermuende, Herringsdorfie. My, jadąc tam, widzimy tylko świetne
drogi tudzież zaskakują nas kursujące co 30 minut sterylnie czyste pociągi
regionalne. Nie mamy jednak zwykle wglądu w wewnętrzny mechanizm
napędzający ten system. My, Polacy, myślimy że jak zbudujemy autostrady i dobre
drogi to nastąpi nowa era. Tak nie jest. Polsce brakuje sfery ideologicznej.
Większość moich niemieckich znajomych nawet jeśli ma auta, to jeździ
koleją i komunikacją miejską z uwagi na korki i brak miejsc do parkowania.
Po ulicach Berlina autami przemieszczają się hydraulicy, rzemieślnicy,
przedstawiciele handlowi, dostawcy. Jest to jeden z wolniejszych sposobów
podróżowania po niemieckich miastach, choć chyba nieodzowny na głębokiej
prowincji.
Nie jesteśmy twórczym narodem, ba, nie potrafimy nawet dobrze kopiować.
Rozwiązania sprawdzone w krajach Zachodu z trudem dają się przekopiować do
Polski. Gdyby nie firmy z kapitałem zagranicznym, i takimiż rozkazami,
przypuszczalnie wiele z popularnych dziś rozwiązań nigdy by tu nie wdrożono.
Rodzimi kupcy i przedsiębiorcy, twórcy polskiego kapitalizmu, są nader
konserwatywni. Narzeka się tyle na upadek polskich firm, polskiej gospodarki,
ale kto zabraniał polskim firmom kopiować i naśladować koncepcje
marketów, sieci sklepów czy kawiarń? Polskie marki można dziś policzyć na
palcach. I to się nie prędko zmieni, o tym się milczy...
Inne tematy w dziale Polityka