10 przesiadek. Naprawdę można mieć dość. Byłem przewodnikiem grupy różnorakich narodowości które miałem zabrać koleją do Berlina z obozu sportowego w Zingst na niemieckim wybrzeżu Bałtyku, a następnie porozwozić po berlińskich dworcach. Na każdej przesiadce ekipa się rozłaziła, i gdyby nie groźnie zaciśnięte zęby popędzających ich konduktorów, zaglądających nawet do przejść podziemnych i popędzających opieszałe przesiadających się podróżnych, to raczej byśmy się pogubili po drodze.
Koleje niemieckie są niedoścignionym wzorem dla Polski. Od lat postawiono tam na konkurencję, w każdym z landów, mających wielkość naszych województw ale nieporównanie większą niezależność, istnieje po kilku konkurencyjnych przewoźników wyrywających sobie z rąk różne linie gdy tylko samorządy ogłoszą przetarg na obsługę połączeń. Wkrótce podobny przetarg będzie w Polsce, nowo uruchamianą linię Chełmża- Bydgoszcz tamtejszy samorząd oddaje przewoźnikowi w drodze przetargu. Jak na razie to tylko jaskółka w zimie kolejowego monopolu.
Do Zingst kolej jeździła do wojny. Potem tory zdemontowano- koleje wszak były państwowe i gdzieś miały wpływy i zyski. A w sezonie równoległa droga samochodowa jest zakorkowana. Kolej, przewoźnik UBB, dojeżdża tylko do niewielkiego miasteczka Barth. Stamtąd nad morze jeszcze 13 km. Co ciekawe, w ramach reformy kolei w RFN linię z Velgast do Barth przekazano wraz z infrastrukturą innemu przewoźnikowi niż kolej państwowa. Przewoźnik ten, Uznamska Kolej Kąpieliskowa, UBB, przebudował ją tak by generowała możliwie najniższe koszty obsługi. Planuje odbudować linię nad morze, ale dopiero za kilka lat.

Jak na razie, przewoźnik ten zbudował linię w Polsce, do stacji Albeck Grenze, do stacji Świnoujście Centrum. Obsadzony przez byłych pekapowców Urząd Transportu Kolejowego nie chce mu dać pozwolenia na otwarcie tej już od kilku miesięcy gotowej do ruchu linii. Wszak w Polsce tylko PKP mogą budować tory. A nowych linii, i to jeszcze lokalnych, przecież się nie buduje, tylko zamyka.
A kolej UBB zbudowała już nieco lokalnych linii. Połączyła w Wołogoszczy linie kolei na wyspie Uznam ze stałym lądem odbudowując most zwodzony. Można więc. Pociągi to autobusy szynowe, kursują między uzdrowiskami na wyspie Uznam co 30 minut. Tak dobrze na kolejach nie ma niemal nigdzie w Polsce, mimo że jest wiele miast gdzie przy torach mieszka nieporównanie więcej ludności niż na dość niezurbanizowanej wyspie.

W Velgast przesiedliśmy się do pociągu o nazwie Ekspres Regionalny (Regionalexpress). To rodzaj skrzyżowania pociągu osobowego z pośpiesznym. Pomija część stacji, potrafi rozpędzać się do 160 km/h. Choć zwykle osiąga średnią prędkość ok. 80- 100 km/h, i jest odpowiedzią kolei na samochody osobowe, w zetknięciu z którymi pociągi osobowe były zbyt powolne. W Polsce pociągi osobowe są po prostu puste w porównaniu z tymi ekspresami regionalnymi którymi jechaliśmy. Złożone były z samych wagonów dwupiętrowych i były wypełnione pasażerami do tego stopnia że aż na części trasy trzeba było stać. Pomieszczenia na rowery, stoliki do przewijania niemowląt w wielkich toaletach dla niepełnosprawnych. W Polsce niepełnosprawny poseł utknął z wózkiem w drzwiach do wagonu, w Niemczech spotkałem osobę na wózku w przedziale dla rowerów tuż koło toalety dostosowanej dla niepełnosprawnych.

Oglądałem co się działo za oknami pociągu, czytając niemiecki tygodnik „Zeit", bardzo ciekawy zresztą, zupełnie inny poziomem od tabloidowych tygodników znanych mi z Polski. W Greifswaldzie trwa wielka przebudowa torów- w całym mieście zlikwidowano przejazdy kolejowe i zastępuje się je tunelami pod torami, z tym że te będą tylko dla pieszych i rowerzystów. Samochody już nimi nie pojadą. Podobne prace przy torach widać w kilku innych mijanych miejscowościach. W Polsce można pociągiem jechać godzinami- śladu prac nie uświadczymy. Ostatnie tego typu inwestycje wykonywano za Niemca. Tutaj, jadąc do nadgranicznego Frankfurtu, poznaję nawet że złagodzono znacznie łuki zakrętów na linii, po to by pociągi mogły rozpędzać się do 160 km/h.
Polska to powitanie obuchem w głowę. Na piechotę z ostatniej stacji prawdziwie europejskich kolei trzeba przedzierać się do kraju w którym ktoś spieszący się podróżuje samochodem lub autobusem, kolej zostawiając rodzinom kolejarzy, uczniom i studentom mającym zniżkowe bilety i innym którym w życiu się nie spieszy. W nadgranicznym Frankfurcie kończy się świat pociągów kursujących co 20 czy 30 minut, zaczyna się świat pociągów- widm kursujących co kilka godzin, starych i już zwykle pustych. Znam jako podróżnik to uczucie, które towarzyszy zachodnim turystom porzucającym nasz kraj- oto wydostają się z kolejowego piekła do kolejowej Europy. Po jednej stronie granicy kursują pociągi jedynie słusznego przewoźnika, po drugiej stronie już na granicznym dworcu natkniemy się na pociągi różnych przewoźników. Tu monopole, tam konkurencja.
Bez problemów można kupić bilet obejmujący dojazd komunikacją miejską, i przejazd koleją. W Polsce nie ma tak niemal nigdzie. Tutaj bilety grupowe mogłem kupić u konduktora (bilety dla małych 5-cio osobowych grup są tu bardzo tanie i popularne) a w Polsce wymaga to pieczątek, kilku co najmniej wizyt na dworcu i mnóstwa biurokracji. Patrząc na to co zrobiono z koleją na Ziemiach Odzyskanych zabranych po wojnie Niemcom, mogę mieć jedynie nadzieję że kiedyś w ramach wygrania jakiegoś procesu sądowego Niemcy tu wrócą, nas nie przepędzą, ale zrobią nam pochodzącym stąd Polakom zachodnią jakość życia, zielone miasta, ścieżki rowerowe i takież koleje jakie mają po swojej stronie granicy.
Może to niepopularne twierdzenie ale sądzę że Polska jest niezdolna do zarządzania tymi terenami. Dowody przewin można obejrzeć na miejscu. Wystarczy przejść granicę w Słubicach i zaczyna się świat socjalnych kamienic, polskich fawel z balkonami podpartymi rusztowaniami z belek, bo spadają na przechodniów. Im głębiej, tym gorzej. Być może kiedyś ktoś zorganizuje tu plebiscyt, a ludność opowie się za odłączeniem się od niezdarnie rządzonej Polski. Dla Polaków mieszkających przy niemieckiej granicy ów kraj rozciągajacy się od Odry i Nysy w stronę Rosji wydaje się bardziej okupantem niż zarządcą tych terenów, często mających jedynie bardzo krótką historię związków z Polską, a częstokroć będących polskimi przez jedynie ostatnie 63 lata.
Inne tematy w dziale Polityka