Dziś byłem na roda di capoeira, takiej walce w kole, bardzo starym, jeszcze afrykańskim sporcie uprawianym przez niewolników w Brazylii. Przyszedł taki mestre L., koks jak stąd do bródna, megasilny, napakowany kark, ale raczej sympatyczny. I śpiewał po portugalsku piosenkę do walki: o tym że jego serce wędruje do dzielni (bahia po portugalsku), do wielkich mistrzów capoeiry, mistrzów ze złotymi sznurami, którzy są teraz u Boga.
Może to dla niektórych zabawne, ale dla mnie wiara tudzież Bóg niekoniecznie musi być jakimś absolutem. Może to być tylko miłość i dobro, które po prostu spisano, tudzież jakieś spokojniejsze i bardziej pokojowe style walki, które ludzie od „dobrych ludzi” się nauczyli i kultywują. Cóż więc jeśli istotą Boga, owej duchowości, są nie obrzędy i złote ikony, ale tylko miłość i dobro? Które poznajemy od innych, czytamy w książkach, możemy znaleźć również w sobie? Dużo jest go w Biblii, ale u nas, w rasta nawet Biblię traktuje się krytycznie- są w niej też rzeczy złe. Jak na przykład zasada talionu, przykazanie "oko za oko, ząb za ząb", i mnóstwo innych podobnych zasad. Rasta niekiedy szukają „przedpaulińskiego chrześcijaństwa”, uważając nauki Pawła za złe.
Cesarz Sellasie mówi, że nikt nie ma prawa oceniać dróg Boga, dlatego nie powinien kwestionować wiary innych. Ale mówi też że duchowość to nie religia, ale więź jednocząca nas z absolutem, z najwyższym. Religia natomiast to rytuały, obrzędy, które miały pomóc ludziom w zachowaniu duchowości, a z czasem zostały wykorzystane przez innych ludzi dla osiągnięcia ich własnych celów. Myślę że szczególnie w Polsce dominuje podejście „obrzędowo- rytualne”, nader wygodne dla jego beneficjentów.
PS. Piosenki nie mogę znaleźć w googlu, mój portugalski jest tylko mówiony, więc pewnie jej słowa źle wpisuję.
Inne tematy w dziale Kultura