Trwa festiwal „Filmy Świata”, a ja jestem pod ogromnym wrażeniem mądrości reżysera etiopskiego, Hajle Gerima. Jego wspaniały film „Teza”, wyświetlony wczoraj w kompletnie przepełnionej sali, otrzymał na końcu entuzjastyczne oklaski publiczności, pokazując że wart jest nagród którym go obsypano.
Film „Teza” toczy się w biednej etiopskiej wiosce, gdzie przez ostatnie 3 czy 4 tysiące lat nic się niemal nie zmieniło. Tak samo pole orze się wołami, jak za Średniego Państwa z czasów faraonów. Mieszkańcy śpią w szałasach, mają w nich korce na zboże, palą w nich ogniska. A żerna mają jak z muzeum archeologicznego.
Tymczasem te jakby zabytkowe postacie ożywają- dzięki napisom tłumaczącym amharski na polski, świat wioski czarnoskórych postaci nagle okazuje się być zastanawiająco bliski naszemu. Nawet jest i konserwatywna matka- chrześcijańska dewotka wykonująca podróż na kolanach w ramach ślubu jaki złożyła Matce Boskiej modląc się o powrót syna. Ale co szokuje, to zrozumienie, szacunek, taki jak okazywany przez ateistycznego chyba, "postępowego" bohatera wyznawcom chrześcijaństwa. Ze świecą takiego podejścia szukać w Polsce.
Film ten jest freskiem o historii Etiopii od czasów upadku autokratycznych, jednoosobowych rządów ostatniego prawdziwego cesarza na świecie, do chwili obecnej. Opowiada o polowaniach na młodych mężczyzn, poszukiwaniach mięsa armatniego jakie urządzały zwalczające się armie reprezentujące różne odmiany marksizmu. Opowiada o brutalnej rzeczywistości nękanej wojnami najuboższej części świata.
Film jest historią życia intelektualisty, urodzonego w takiej biednej wiosce nad jeziorem Tana i do niej powracającego w poszukiwaniu spokoju przed jakże niebezpiecznym światem, w którym mimo uległości dla marksistowskiego reżimu, śmierć czai się co krok. Także pełna rasizmu ówczesna Europa bynajmniej nie jest bezpieczniejszą przystanią.
Co szokuje w porównaniu z polską kinematografią, to to że Etiopii bliżej jest do Europy i jej kultury niż Polsce. W żadnym polskim filmie nie widziałem takich aluzji, odniesień tudzież nawet samej podróży przez Europę niebędącej podróżą Pani Wiesi po nowe kozaki. Żaden chyba z polskich filmówki był historią intelektualisty, nawet jeśli wioskowego, to jednak w pełni rasowego. Można mówić że Gerima jest na skalę Etiopii wyjątkowy, ale na tym tle tym wyraźniej widać kompletny kryzys polskiej kinematografii.
Link do wywiadu z twórcą filmu:
http://www.dailymotion.com/video/x7erpn_haile-gerima-teza_shortfilms
Oto co mówi „Przekrojowi” organizator festiwalu, Piotr Kobus.
– Zależało mi na pokazaniu w tym roku filmów Haile Gerima, bo dla Etiopii jego dorobek jest tym, czym dla nas dorobek Andrzeja Wajdy. Etiopia to unikatowy kraj, w którym olbrzymie bogactwo kulturalne spotyka się z niesamowitą biedą życia codziennego. Chciałem też przybliżyć polskim widzom kinematografię hinduską, ale nie tę związaną w Bollywoodem, a także kino z Tajlandii i Filipin, o którym aż huczy na światowych festiwalach, ale to by było za dużo jak na jedną edycję festiwalu.
Inne tematy w dziale Kultura