Ostatnio zamieniłem się w widza. Będąc w Y. na święta, obserwuję. Komuś się wydaje że jak czegoś zabroni, to problemu nie ma. Tymczasem w Y. widzę obyczajowy liberalizm, niestety, niespecjalnie komentowany, opisywany, krytykowany.
1. Telewizja
Światem zaczyna rządzić globalna telewizja. Dziś ludzie dyskutują film o Emo, które się pocięło tak że na filmie czy zdjęciach było widać kości. Emo to rodzaj subkultury cechującej się uwielbieniem gotyckich thrillerów i mrocznej muzy, często Emo to także biseksualiści.
Inny nowy światowy hit to fragment filmu pornograficznego w którym mężczyzna zadaje sobie rozkosz za pomocą sporego słoika. Słoik pęka, mężczyzna wyciąga sobie z wstydliwego miejsca odłamki. Film ten ostatnio w Y. jest przedmiotem rozmów. Chcąc znaleźć ów film znalazłem także film o tym jak jakieś dzieci go oglądały i komentowały- no cóż, za mojej młodości Internet już był, ale nie było w nim takich filmów. Tymczasem moi młodsi znajomi z Y. od 13 roku życia chowają się na stałym łączu. Ich świat jest liberalny, tak jak owe „telewizyjne hity”, skutecznie umykające wszelkiej obyczajowej cenzurze.
2. Muzyka
Chodzę na imprezy, nie ma wyboru więc wybieram się na to co jest. Pewien zespół ragga złośliwie określany jako boysband rasta to prawdziwe słońce optymizmu na tle mrocznych technoidów, darkstepów i techstepów na które przychodzą ludzie ubrani w czarne bluzy dresowe, mający mnóstwo piercingów. Znajomy emo ma dziś 5 razy więcej piercingów niż rok temu. Wielki pierścień w uchu to flesh tunnel (tunel mięsny- mniam co za nazwa). Znam takich ludzi prywatnie, są zwykle bardzo mili i świetnie żartują, ale ich muzyka już niespecjalnie tchnie jakimś optymizmem. Nie rozumiem za bardzo tego stylu, nie wiem czy ci ludzie też stosują jakieś dragi. Może po prostu wciągają inne i stąd cała uczuciowa różnica (choć podobno emo stronią od dragów i piją tylko alkohol). No cóż, takie czasy.
Obserwuję też losy jednego z klubów w którym grają minimale, techno i house. Od zawsze nielegalny i deficytowy, kiedyś mieścił się w starej fabryce 10 km od centrum, i wyprawa tam była wycieczką na całą noc, tańczono nierzadko w mrozie. Dziś klub się przeniósł do magazynów bliżej centrum, ale muza to zwykła techniawka. Z braku czegoś innego wybieram się z rzadka tamże. Wg słów kumpla, tańczą tam naćpane lampucery.
Fani takiej techniawki wg mnie gustują w bynajmniej nie naturalnych dragach. Bardzo możliwe że ów klub, funkcjonujący wbrew prawom ekonomii (potrafię policzyć ile do niego przychodzi ludzi) i tak jest latarnią kultury dla stad karków i blachar. Ale i tak gra muzykę ambitną, bardziej wyuzdaną, taką śmietankę w morzu muzy dla tych subkultur. Nie poszedłem bynajmniej do zwykłego klubu, tylko na coś ambitniejszego. Potrafię jednak sobie wyobrazić całą tą resztę. Może to tylko moje uprzedzenie.
3. Dragi (tak, chodzi o Narkotyki)
W Y. można zdaje się mieć wszystko, to miasto żyje dragami podobnie jak chyba większość miast w Polsce, tyle że postronny z zewnątrz tego szybko nie dostrzeże. Żal mi dobrego kumpla, artysty który podobno ostatnio zagustował w opium. Nasi wspólni przyjaciele zastanawiają się, czy sam z tego wyjdzie, czy się zbierze w garść. Mają typowo liberalne podejście: „on sam musi zrozumieć”, „to jego problem” etc.
Wychodząc z klubu widziałem ciekawą scenkę. Nie chcieli wpuścić kolesia który wyglądał na oko jak diler fuki. Koleś się wpychał i burzył, a bramkarz do niego że nie wpuści, bo „biznesik będzie”. Kark potulnie odjechał furą. Ale ludzie wciągający fukę nie są wg mnie zbyt pozytywni- jak w jakimś nieciekawym klubie chciałem wziąć kurtkę z fotela na którym siedziała jakaś blachara, i powtórzyłem o jeden raz za dużo że chcę wziąć spod niej kurtkę- ta wyskoczyła z psykiem i agresorem, że „k… słyszy”.
Fuka to, jak podaje strona ABW, polska specjalność. Adolf Hitler dostawał z niej zastrzyki od 1942 roku do śmierci, jak podają zapiski jego osobistego lekarza. Słyniemy nie tylko z największych (podobno) transferów socjalnych na świecie (20 % PKB) ale także jako czołowy producent fuki, inaczej amfetaminy lub białego- taniego syntetycznego narkotyku. Fukę w mojej opinii czuć w muzyce znacznej części mojego pokolenia. Niby dlaczego jest tak inna niż w innych krajach? Może dlatego że w Polsce masowo wciąga się inne, twardsze narkotyki?
Rok temu byłem z kumplami na biwaku nad jeziorem koło miasta powiatowego na zachód od Y. Znajomy który przez jakiś czas mieszkał na osiedlu w tym mieście powiatowym, opowiadał że ludzie siedzący na ławkach przed blokami w tym mieście wcale nie palą marihuany, jak u niego na osiedlu, ale że w tym mieście tacy osiedlowy wciągają furkę. Nie miał z nimi o czym rozmawiać, wracał do swojego bloku i oglądał telewizję. Innym razem dotarłem koleją do dużego miasta na południe od Y. Czekałem na dworcu na przesiadkę. „Chcesz kupić fuki?”- zapytał mnie dres zaintrygowany widocznie tym że kręcę się na totalnie zrujnowanym dworcu na którym niemal nikt już się nie przesiada.
Neonaziści z mojego miasta podobno ją wciągają. Agresywny dres z dyskoteki w Y. który chciał mnie naparzać podczas owej impry ragga, tak jak naparza innych i wyskakuje za nimi z klubu na ulicę, to stały bywalec takiego klubu w którym, no cóż, chyba diluje się fuką. Owa techniawka, ta polska muzyczna specjalność, także mi pasuje pod syntetyczne dragi. Ludzie gustujący w naturalnych narkotykach wg mnie słuchają weselszej muzyki i są mniej agresywni.
4. Nuda
W Y. niemal nic się nie dzieje. Rozmaite dotowane przez rząd placówki kultury to jakieś „pucowanie państwowej kasy” jak naśmiewają się moi znajomi. Z poziomu wystaw w kierowanym przez snobów muzeum można buchnąć śmiechem- najpodlejszy kicz tańczy i śpiewa. W rosyjskim prowincjonalnym muzeum w Smoleńsku też się śmialiśmy z kiczu, choć było go tam mniej. Teatr, obojętnie czy za rządów postkomunistów czy konserwatystów, zmieniał tylko dyrektorów, a i tak nie oferował nic dla młodych ludzi. W mieście są 4 duże skejtparki, ale żaden nie jest kryty.
Zimą ludziom zostaje świat dragów i domówek, alkoholowych zwykle imprez na chatach. Kluby nie organizują zwykle żadnych imprez- nic się nie dzieje. Zresztą 2/3 z nich zamknęło progi po masowym odpływie ludności w związku z otwarciem rynków pracy w UE. Młodych ludzi w Y. możliwe że chyba nawet niespecjalnie stać na kluby. Bezrobocie jest chyba spore, w mieście i okolicach niemal nic się nie produkuje, komunistyczne fabryki padły, choć przed wojną, za Niemca, było tu zagłębie przemysłowe. Y. to taka Polska poza Księstwem Warszawa, w której prawdziwa kultura, ta tworzona oddolnie przez ludzi, a nie narzucana przez rządowe i komercyjne media- stoi fuką. Patrząc z Y. i okolic staram się przez pryzmat dragów zrozumieć Polskę i jej kulturę. I szczególnie wśród młodszych pokoleń wygląda to na świat konsumentów białego.
Moja wizyta w Y. pokazuje jak ogromne szkody wyrządza eliminowanie z debaty publicznej wielu tematów, jak na przykład tematu dragów. Liberalizm może i działałby gdyby ludzie mieli pełne informacje, tak aby mogli podejmować racjonalne decyzje, tj., tak jak widziałem w brytyjskim BBC, medium rzetelnie i bez uprzedzeń edukującym widzów również na trudne tematy. Tymczasem w Polsce w parze z zupełną wolnością nie idzie otwarte podejście w mediach tradycyjnych. Ja wierzę że ludzie podejmują racjonalne decyzje jeśli są poinformowani. A co w Polsce mówi sie o szkodliwości fuki? Nic. Albo o tym że są inaczej działające lekkie dragi, np. dropsy (pills- choć ich nigdy nie próbowałem) albo marihuana? Takie tematy w ogóle nie mają wstępu do konserwatywnych massmediów, więc dzieje się jak się dzieje. Y. na tle reszty tego kraju ma się i tak dobrze.
Literatura:
„Dziennik” o prześladowaniach Emo w Meksyku
Strona ABW o przestępczości narkotykowej
Inne tematy w dziale Polityka