Od miesiąca boli mnie stopa- nie rozgrzałem jej na jakimś treningu, a akurat był unik gdzie się zeskakuje na stopę. Nie jest jakoś tak że nie mogę na niej stanąć, ale coś czuję. Podobno w stopie jest mnóstwo kości i któraś mogła się nawet złamać. Wczoraj graliśmy capoeirę w tym padającym śniegu- bo cóż można robić w zaśnieżonej Warszawie gdy stok snowboardowo-narciarski na Górce Szczęśliwickiej nie działa, a żal jest 200 PLN na bilet gdzieś w góry? I oczywiście teraz boi mnie ta stopa bardziej.
O szpitalach krążą straszliwe wieści. Kumpel z treningu, A., na samym początku złamał palca u nogi. O 18-tej poszedł do szpitala Na Solcu, a wyszedł, jak opowiadał, pomiędzy drugą a trzecią w nocy. I tak obsłużono go fatalnie, teraz ten palec wg niego mu się nie zgina, pokazywał mi go nawet. Był chyba u kilku lekarzy i dopiero któryś z kolei, chyba w prywatnej klinice, bardziej się przejął.
Inny kolega miał ranę ciętą na głowie. Poszedł do Polikliniki w jednym z miast wojewódzkich (to szpital podległy MSWiA), i o godzinie 13 powiedziano mu że z ową raną musi czekać do 18-tej, bo dopiero wtedy przyjdzie lekarz. Siedział tam i przechodziła lekarz od uszu, którą znał jako pacjent. Widząc jego stan wzięła go do swojego „usznego” gabinetu i pozszywała.
Szukałem dziś w Internecie czegoś w rodzaju lecznicy czy kliniki weterynaryjnej, tylko że dla ludzi. Takiej której jakoś bardziej zależałoby na pacjentach, więc szukałaby ich w Internecie. Po wpisaniu że szukam rtg i ortopedii znalazłem rentgen a nawet chirurgię kolana i homeopatię, tyle że dla zwierząt. I pomyśleć że w USA owe rentgeny są takim przeżytkiem że w amerykańskim serialu pokazywano jak jakiś lekarz "bohatersko i innowacyjnie wykorzystał zabytkowy sprzęt z piwnicy do zdiagnozowania rzadkiej choroby".
Sądzę że moja przygoda z Internetem dobitnie pokazuje jaka w Polsce jest konkurencja o pacjenta, i jaki tak naprawdę jest wolny rynek w tej branży. Bez wolnego rynku i konkurencji pacjent zawsze będzie popychadłem naprzykrzającym się lekarzom. Czekającym po 8 godzin w kolejce. Unikającym lekarzy ile tylko można. Ja sam znam aż nadto dobrze (mój pies miał raka z nawrotami) standard usług jaki panuje w sferze usług medycznych dla zwierząt, i nie oczekuję wiele więcej dla siebie. Tymczasem widzę i słyszę że jakość tych usług w odniesieniu dla ludzi jest wciąż kiepska.
Zauważam też że nikomu jakoś nie zależy na pozyskaniu pacjentów. Myślę że winę za to ponosi NFZ, który działa w myśl typowej gospodarki planowej. Owe limity przyznawane każdej placówce medycznej to przecież nic innego. Dana placówka może wykonać tylko tyle usług i nie więcej, więc nie ma konkurencji, nie opłaca się walczyć o klienta.
Ludzie leczą się więc sami. Trenerzy niektórych walk wschodu sami nastawiają kości swoim podopiecznym. Wciskają wypadłe kręgi. Full-service dosłownie. Czasem widzę jednak jak męczą się różni ludzie, czasem nawet trenerzy, którzy mają różne dolegliwości, a z usług medycznych z różnych problemów nie korzystają. Fora o różnych sportach ekstremalnych pełne są porad co zrobić samemu z różnymi złamaniami.
W Niemczech płaciłem jakieś 55 euro miesięcznie i miałem dość dobre ubezpieczenie medyczne, żadnych problemów z dostępnością do usług. W Polsce płacę podobnie a może nawet więcej, i co mam? Owe niby dostępne dla wszystkich usługi medyczne to trochę fikcja. Zacząć można od samego formatu książeczki RUM-owskiej z wydrukowanymi receptami (tak, ja taką mam) i legitymacji ubezpieczeniowej, której nie możemy nosić w portfelu jako karty, tak jak w innych krajach. Czy ktoś wozi takie dokumenty ze sobą w bagażu podróżnym, gdy gdzieś jedzie? Skala reszty problemów jest podobna...
Inne tematy w dziale Polityka