Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
361
BLOG

Polska teatrem. Instytucje państwowe- potiomkinowskie wioski

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 0

Pocztę Polską można wg mnie spokojnie zaliczyć do grona instytucji które pozorują jedynie działalność. Wg mnie Polska w znacznej części składa się z takich pozorantów, głównie państwowych, natomiast ta niewielka część prywatnej gospodarki musi na ten teatr zarabiać. Po to, aby dobrze czuli się rozmaici związkowcy czy politycy? Kogóż poza specjalistami interesuje to że w Polsce koleją podróżuje się trzykrotnie rzadziej niż w sąsiednich Czechach czy Niemczech? Albo że bezpłatna opieka zdrowotna jest w dużej mierze fikcją? Albo że w Y. działa ośrodek kultury, który praktycznie nic nie robi poza przejadaniem państwowej kasy? Tudzież teatr, będący instytucją raczej potiomkinowską. Rozmaite kluczowe polskie placówki naukowe, z racji pracy ich pracowników na kilka etatów, często niczym poza wielce szanowną nazwą się nie szczycą- praca badawcza ma czysto hobbystyczny charakter, także z powodu mizerii środków publicznych na te cele.

Znajomy kierowca opowiadał jak ongiś pracował dla państwowej firmy G. Wielkiej, z mnóstwem oddziałów po całej Polsce. Wiercącej specjalistyczne studnie. Razu pewnego miał coś zawieźć do centrali owego państwowego molocha w Warszawie. Mimo że była 14-ta i dzień roboczy, nie spotkał nikogo z licznych dyrektorów i ich zastępców, nie było też żadnej z „biurw” (słowo autentyczne). Dostawę musiał rozładować sam. Cała praca centrali wyglądała jak fikcja- owo przedsiębiorstwo okazywało się żerować na pracy robotników w regionach, którzy także kantowali ile mogli. Studnia państwowym sprzętem za 100 PLN za metr? Robotnicy próbują złowić każdego kto im się nawinie aby coś zarobić. Jedno zlecenie oficjalne i 5 do kieszeni robotników.
 
Baza tej firmy to przykład tego jak państwo ma gdzieś także szeregowych pracowników. Na ścianach pomieszczeń setki zapleśniałych na biało pająków. Budynki to ruina, niektóre ściany są podparte by się nie obsypały. Wiata spadłaby na ziemię, gdyby nie przywiązano jej do komina, choć pierwotnie to ona miała podtrzymywać ów chybotliwy komin. Całość brudna i obdrapana, sprawia wrażenie trzeciego świata. Oto upadła już komunistyczna firma po 20 latach od końca systemu. Nowy właściciel dostał w spadku oszukujących go, zdemoralizowanych i zapitych pracowników, którzy nawet mieszkali latami w barakowozach na terenie bazy.
 
Poczta Polska również jest taką potiomkinowską instytucją. Na moim rodzinnym osiedlu w zachodniej Polsce mimo kilku tysięcy mieszkańców nie ma ani jednej skrzynki pocztowej. W Anglii mieszkałem na podobnym osiedlu, skrzynek, i to starych, wielkich i bardzo zdobionych, było kilka, była także prowadzona przez rodzinę Hindusów poczta pod bokiem, działająca na zasadzie ajencji, a więc prywatna. W Polsce skrzynek zwykle po prostu nie ma. W środę późnym wieczorem musiałem więc się udać na półgodzinny spacer by doręczyć płytę dla kolegi, którą w Anglii mógłbym po prostu wrzucić do skrzynki 20 metrów od domu. Aha, w Anglii zapłaciłbym chyba mniej za znaczek na list z płytą CD niż w Polsce. Przecież list powinien kosztować 25-30 groszy, a nie ponad złotówkę.
 
W Anglii codziennie dostawałem po kilka listów. Rachunków, wyciągów z kont, kopert z czasopismami czy czekami od wydawców, a także rozmaitych ofert. Nie wiem, jak owe instytucje nagle rozpoznały że oto istnieję, mieszkam, żyję. W Polsce nic takiego nie ma. Poczta wg mnie w ogóle nie funkcjonuje, listy są koszmarnie drogie. Jaka jest recepta? Wpuścić szerzej konkurencję. Już dziś dostaję listy ze znaczkami prywatnej poczty Inpost, ale wciąż państwowa poczta ma monopol na listy do 50 gram (stąd bezsensownie produkowane i dźwigane przez biednych prywatnych listonoszy blaszki dociążające na listach przesyłanych pocztami prywatnymi). Jest to typowy absurd gnijącego etatyzmu.
 
Skoro na prowincji dostarczanie listów jest deficytowe, to można rozpisywać przetargi- która firma taniej rozdysponuje i zbierze pocztę w danym regionie. Takie franszczyzy na kilka lat. A w polskich miastach, tam gdzie poczta się opłaca,  powinno być tak jak w Nowej Zelandii. Czyli np. dwie konkurencyjne skrzynki pocztowe na ulicy…
 
Skrzynka w Auckland, NZ
 
Ale cóż, jesteśmy krajem etatyzmu. W ogóle Cezary Michalski w "Europie" do owej dekoracji, imitacji, zalicza także polską demokrację:
 
"jedyną trwałą legitymizacją polskiej demokracji pozostaje jej funkcja imitacyjna. Dzięki wybieralnemu parlamentowi jesteśmy państwem prawie takim jak zachodnie demokracje."

Polska wydaje się imitacją. Na oko wszystko podobne, owa instytucjonalna struktura. Ale jak się zagłębić w tą dal, podejść do owych wiosek ustwianych przez dworskiego zausznika dla oszukania gości z zagranicy, to wyzierają malowidła na podpartych kijami dyktach. Potiomkin mógłby się wręcz od Polski uczyć- my mamy dekoracje w tójwymiarze!

 

Literatura:

Cezary Michalski „Złudny urok antysystemowości” , http://www.dziennik.pl/dziennik/europa/article295259/Zludny_urok_antysystemowosci.html

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka