Ferrara. Szybka wycieczka z dworca do centrum. Badam czy opłaca się wypożyczyć rower. Znaczna część mieszkańców szaleje na rowerach, jest tu nieco holendersko, choć ścieżki dla rowerów są kiepskie. Nie decyduję się, i słusznie, bo jak się okazuje, chodzenie wolno w pięknych średniowiecznych zaułkach pozwala lepiej wniknąć w atmosferę miasta które jak rzadko zachowało średniowieczny polor.

Fot. Ferrara, Diamentowy Pałac., zdjęcie z wikimediów
Ów średniowieczny sznyt jeszcze podkreślono- na wielu ulicach przywrócono albo pozostawiono oryginalne kocie łby, z tym że ułożone z małych kamieni, otoczaków, więc wygodniejsze do chodzenia. Ferrara to taki Toruń tylko że z oryginalną nieasfaltową nawierzchnią ulic. A średniowiecznej zabudowy jest po prostu znacznie więcej.
Wrażenie robią średniowieczne gmachy publiczne. Zdziwić się można ileżto wielkich obiektów nabudowano w tamtych czasach. Rozmaite sale, hale o wielkich sklepieniach, wszystko zdobione freskami. Jako nastolatek chodziłem do gimnazjum w średniowiecznych budynkach, w którym pośrodku sali gimnastycznej tkwiła wielka kolumna podpierająca gotycki strop (opornych szybko ucząca że warto grać w kosza pod ścianą). Tutaj – wielkie sklepienia. Z freskami.
Jak typowy niedoinformowany turysta z przypadku odkryłem informację turystyczną, gdzie pani na mapie pozaznaczała co powinienem obejrzeć. Tak- dla takich turystów jak Fufu są te całe biura, wyjaśniające ciemnej masie co obejrzeć należy. Gdy wybrałem się do pierwszego z zaznaczonych na mapie obiektów, mieszczącego kolekcję wspaniałych fresków, pełnych zagadkowych alegorii, trafiłem na zajęcia jakiejś uczelni. Studenci przed profesorem wyjaśniali znaczenie skomplikowanych alegorii poumieszczanych na 12 freskach Sali Miesięcy, z których dobrze zachowanych jest ledwie kilka. I pomyśleć że na tyle wieków przed epoką Plejboja króliki symbolizowały miłość i uprawianie seksu.
Z wrażenia pobiegłem do kolejnego zabytku zaznaczonego przez panią z informacji. Był to średniowieczny dom mieszkalny, jak przeczytałem, zamożnego przedsiębiorcy. Jak się ogląda ogromną siedzibę, można tylko zaciskać pięści z wściekłości, że dziś na takie siedziby nie stać nawet bardzo zamożnych ludzi. Ów dom dziś wziętoby zapewne za pałac. W Polsce mógłby zapewne robić za zamek królewski. Na tle tej średniowiecznej zabudowy można się domyśleć czym była Polska w wiekach średnich- jakąś skrajną biedą, poza kilkoma ośrodkami.
W jednym z wagonów jest „jakiś problem z kimś”. Jakaś kobieta, coś z kasynem i jej biletem. Pasażerowie pociągu okazali się być w znacznej części cudzoziemcami- bo wyjaśnienie historii ma miejsce także po angielsku. Stoimy na peronie stacji pośredniej i czekamy na policję. Obok prześmigują pociągi pędzące chyba ze 160, jeśli nie 200 km/godzinę. Czekamy już z 15 minut. Z zainteresowaniem oglądam współpasażerów. Wyglądający na intelektualistę czyta książkę „Occidente extremo” („Ekstremalny Wschód”). Zaintrygowany już okładką (jakaś kontrowersyjna sztuka współczesna), proszę czy mogę zerknąć, co to. Książka, sądząc z tytułu, opowiada historię od upadku gospodarki Stanów Zjednoczonych po wyłonienie się nowych liderów współczesnego świata.
Wyglądający na intelektualistę pasażer denerwuje się. Wyglądam przez okno. Na peronie awantura. Wyglądający na cudzoziemca pasażer kłóci się z policją że jego bilet jest ważny. Awantura toczy się pod oknem naszego wagonu. Pasażerowie się denerwują, mi ucieka kolacja w restauracji na którą byłem umówiony. Historia po prostu niesłychana. Zdaje się że sprawa toczyła się o jedno euro różnicy w cenie biletu. Z tego co zrozumiałem słuchając z okna, pasażer miał jakiś bilet, ale nieważny na to połączenie (choć było zwykłe).
Straciliśmy 30 minut. Ale widać tak tutaj działa ów system- jak jedziemy bez biletu i jeszcze się kłócimy jak furiat, to pociąg dalej nie pojedzie. Teraz pociąg rozpędza się do znacznej prędkości, mija wszelkie samochody jadące po równoległych szosach. Wyglądający na intelektualistę pasażer debatuje teraz nad całym zdarzeniem z wagonową opozycją, która zrodziła się za moim siedzeniem. W pustym niemal wagonie 3 /4 publiki debatowało o zajściu. Teraz przenieśli się z dyskusją do przedsionka przedziału. Docieramy do Bolonii, pociąg gna jak szaleństwo, choć to już miasto. Jestem zły- ucieka uroczysta wieczerza. Jadę z dworca autobusem, przejeżdżam chyba mój przystanek. Kierowca wreszcie pyta się, dokąd jadę. Plączę się w zeznaniach, w ogóle chyba się zgubiłem, a po włosku nie mówię przecież, choć coś rozumiem. Wysiadam, łapię taksówkę, spóźniony docieram na kolację.
Inne tematy w dziale Rozmaitości