Jadę w krótką weekendową podróż. Pociąg państwowego przewoźnika PKP Intercity. Wagon klasy pierwszej, choć toaleta klasy czwartej chyba. Pod oknem szumi jakiś chałaśliwy wentylator, czegoś takiego nie uświadczyłem podróżując kolejami po całym kontynencie.
Touchdown Gdańsk. Witają mnie śmieci na placyku autobusowym przed dworcem Gdańsk Wrzeszcz. Jest to chyba główna stacja kolejowa milionowego Trójmiasta, bo mieszka tu więcej ludności niż np. wokół dworca Gdańsk Główny. A wygląda jak przystanek kolejowy- gdy wysiadłem, byłem w szoku, i pytałem się innych osób na peronie, czy aby się nie pomyliłem. Nie. Oto główny dworzec milionowej aglomeracji- parterowa budka obrośnięta kebabowniami i kioskami.
Okolica dworca to slamsy- strasznie zdziadziałe, a 70 lat temu luksusowe śródmiejskie kamienice. Brud, szarość obdrapanych fasad, zaniedbane wszystko co jeszcze jest komunalne lub różnymi formami "gospodarki niekapitalistycznej" (pod co wg mnie podpadają wspólnoty mieszkaniowe). Centrum Gdańska- Wrzeszcza jest po prostu przerażająco brzydkie, wygląda lata świetlne za centrami miast Ameryki Łacińskiej o porównywalnej wielkości. Nie chce się wierzyć. Jedynym elementem wyróżniającym się są centra handlowe o architekturze oszpeconej tak dokładnie planszami reklam, że takich gargameli nie uświadczyłem lecąc samolotem 24 godziny do przeciętnie biednych rejonów Ameryki Łacińskiej i zwiedzając centra rozlicznych miast tamtego kontynentu.
Port lotniczy. Idę do toalety, wita mnie rozwalony pojemnik na papier toaletowy, którego zresztą nie ma. W drugiej z kolei kabinie zepsuta jest deska klozetu, nie da się skorzystać (choć akurat jest papier). Nie wspominając że wszystkie deski są ochlapane moczem. Witamy w Polsce. Ameryka Południowa to niedościgły wzór zapewne.
Inne tematy w dziale Rozmaitości