Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
572
BLOG

Jak spóźniłem się na statek w Tallinie

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Wycyrklowałem sobie to na mapie- z dworca kolejowego w Tallinie na dworzec żeglugi morskiej 20 minut piechotą powinno wystarczyć, przynajmniej tak wynikałoby z mapy. W dworcowej toalecie musiałem ulec procesowi tajenia- minus 20 stopni mrozu to nie przelewki, rady nie dały nawet najlepsze rękawice jakie miałem (choć puchowy kombinezon przydał się w sam raz). Udałem się na dworzec by przekonać się jak ma się kolej po jej całkowitej prywatyzacji. Miała się trochę średnio- w starych ruskich pociągach powymieniano siedzenia, a w niektórych nawet nie.

Zainstalowano internet na pokładach pociągów, więc jadąc na niekiedy pamiętającym sowieckie czasy siedzisku możemy surfować. Czy to dobrze działa, nie sprawdzałem. Na statkach przez morze też jest internet i działa, owszem, ale wg mnie dopiero gdy owe statki złapią jakieś tajemne fale, rzadkie niczym zorza polarna.

Idąc chciałem popstrykać jeszcze jakieś zdjęcia moją Idiotenkamera w telefonie komórkowym. W labiryncie średniowiecznych uliczek poznawałem nowe zaułki gdzie jeszcze nie dotarłem, owe kilka godzin w Tallinie to zdecydowanie za mało. Wspaniały jest pałac w którym urzęduje premier tegoż kraju wraz ze swoim rządem: jeśli chodzi o widok z jego okna, chyba bije na głowę całą Europę. To tak jakby premier kraju urzędował na Wawelu, mając u swoich stóp cały gród Kraka jarzący się ochrą i karminem dachówek w świetle zachodzącego słońca. Miodzio.

Coś mi się poplątało w świecie średniowiecznych uliczek. Na mojej drodze wyrósł mur miejski w stylu Carcasonne, wysoki na ze 20 metrów. I niestety nie miał bram. Przeszkoda nie była oznaczona chyba odpowiednio wyraźnie na mapie. Zapewne w Polsce przedsiębiorczy mieszczanie powykuwaliby bramy i przejścia, a tutaj nie. Spanikowany lazłem aż potem biegłem po lodzie wzdłuż muru. Czas się kurczył, czek-in był możliwy do mniej więcej 17-tej. Taksówkarz za kurs do dworca chciał 8 euro. Stwierdziłem że chyba chce mnie naciągnąć, a to jakieś półtora kilometra, może kilometr.

Był to zły wybór. Jakoś wszedłem przez bramki z moja kartą pokładową, choć mojego statku już nie było na wyświetlaczach. W akcie desperacji bezowocnie próbowałem się zaokrętować na statek do Sztokholmu: ot, stał sobie w porcie i był podłączony do owego skomplikowanego systemu ludziociągów, tych rur którymi wędrują ludzkie masy zapełniające wielkie statki wodne i powietrzne. Niestety, wyłapano że mam bilet na statek w innym kierunku. A ludziociąg na mój statek był już zamknięty drzwiami.

Ciekawe czy ludzie często spóźniają się na statki?- frapowałem swoją głowę, bo kolejny tego przewoźnika, na którego wykupiłem bilet, był za kilka godzin. Ale- stwierdziłem że poszukam w porcie innych statków. Zabrałem toboły i wyruszyłem z nadzieją że jakiś ze statków o wysokości wieżowca może zechcieć zawieźć mnie w moim kierunku. Port był pogrodzony basenami portowymi, wielkimi kanałami które musiałem obchodzić. W oddali majaczył jakiś kolos o wielkości całego osiedla wieżowców, kolejne kolosy przypływały lub odpływały. Dziwiłem się, po co statki pasażerskie są tak gigantyczne- mają wielkość płynącego miasteczka. Pożerają kilka pociągów pasażerów, a w środku jest nawet sala teatralna z fortepianem.

Z nadzieją zbliżałem się do kolejnego budynku o rozmiarach portu lotniczego. Jeden z kilku terminali pasażerskich, ten ma literę B, mój poprzedni miał literę D. Kiedy odchodzi najbliższy statek do Helsinek- pytam z nadzieją. „O 18-tej”- słyszę. Proszę bilet, jednocześnie jest mi strasznie smutno że muszę płacić jeszcze raz. A mogłem wziąć taksówkę zamiast się wlec z buta. Promu nawet nie zwiedzam, jest pełen ciągnących zapasy taniego alkoholu i papierosów Finów i Rosjan (których coraz więcej przenosi się do Finlandii). Idę w drzemkę, gdy się rozbudzam, restauracje, przynajmniej te w mojej części pływającego miasteczka, są już bez potraw, zupełnie jakby jedzenie serwowano tylko raz.

Ten prom był sporo tańszy, ale też i wolniejszy. Sprawdzam w komórce odjazdy pociągów, muszę zdążyć na dworzec. Kiedy wreszcie wyciskam się z ludziociągu, na placu przed budynkiem dworca morskiego, jednego z kilku w Helsinkach, trwa walka o miejsce w tramwaju. Przerażony że spóźnię się do dworca, kupuję bilet u motorniczego (2 euro 50 centów), a potem odpytuję pasażerów czy dojadę do tymże pojazdem do dworca. Kompletnie pełen tramwaj nie zatrzymuje się na przystankach na trasie, i słusznie, bo gdy tylko gdzieś się wreszcie zatrzymywał, motorniczy musiał wyskakiwać taszcząc swój wór banknotów i monet (nie zostawiał ich w kabinie), i upychał podróżnych. Dawno nie jechałem tramwajem pospiesznym mijającym bez zatrzymania przystanki- ciekawy wynalazek.

Docieram, uprzejmi współpasażerowie pokazują mi jakieś tajemnicze przejście, jakby pasaż przez bramy kamienic, podobno najszybsza droga na dworzec. Jaernvagstation- wreszcie widzę ten neon. Mimo pomocy innych podróżnych nie udaje mi się obsłużyć automatu biletowego (tylko po szwedzki i fińsku), nie czyta mojej karty. Łapię się chyba na zaraz zamykaną salę kas kolejowych (dozorcy z kluczami stoją przy drzwiach), kupuję mój bilet. Współpasażerka która pokazywała mi jak przejść owym skrótem na dworzec, pokazuje mi że mój pociąg stoi na 11 torze. Dziękuję jej. Jadę do Åbo.

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości