W Instytucie Pamięci Narodowej spędziłem przeszło 8 godzin. Od godziny 8.30 do siedemnastej. Co było powodem mojej wyprawy do IPN ? Żeby to wyjaśnić, muszę się cofnąć o pięć lat. W roku 2003 przeczytałem słowa które mną wstrząsnęły, słowa które hańbią. Czytałem prawie wszystkie teksty autora , ale te były wyjątkowymi.
„Ta powieść była najpierw skonfiskowana, potem beatyfikowana, wreszcie zbezczeszczona. Przez kolegę z partyzanckiego oddziału. Ów kolega to jest historyk z cenzusem, autor prac tak ostentacyjnie antykomunistycznych, że tytuły mówią same za siebie: Pieniądz kruszcowy w Polsce wczesnośredniowiecznej (1960), Pradzieje grosza (1975), Moneta w kulturze wieków średnich (1988), ktoś, kto nie był znany z żadnych działań opozycyjnych; otóż ten właśnie heros i nestor polskiego antykomunizmu postanowił, po upływie 50 lat spędzonych w głębokiej konspiracji w Instytucie Historii PAN, zdemaskować Konwickiego. Napisał o nim, że „nie wyróżniał się bojowością — chociaż w sytuacjach krytycznych nie nawalał — ani też nie przejawiał szczególnych skłonności do podbojów miłosnych, o których potem tyle pisywał. Miał zresztą wtedy osiemnaście lat, więc może jeszcze nie interesował się tym tak bardzo". I tak dalej — same świństwa o Konwickim. Głupia sprawa! Jako profesjonalny antykomunista, choć skażony niewątpliwie sklerozą, nie umiem przypomnieć sobie prof. K. wśród naszych kolegów i obrońców, na zebraniach Towarzystwa Kursów Naukowych, na korytarzach sądowych, wśród sygnatariuszy listów w obronie praw człowieka i ludzi uciemiężonych. Za to Konwickiego zapamiętałem. Jego książki i jego gesty; jego odwagę i poświęcenie. Ale także jego zmysł mądrej autoironii, który nakazywał zawsze odróżniać patriotę od zakompleksionego zawistnika, który własny strach racjonalizuje poprzez deprecjonowanie cudzej odwagi.”
Czy czytelnik tych słów solidaryzuje się z Tadeuszem Konwickim i pała oburzeniem ? Oczyma wyobraźni widzi profesora K., kolegę z partyzanckiego oddziału, który w pięćdziesiąt lat po wojnie, racjonalizuje własny strach przez deprecjację odwagi Konwickiego? Kolegę piszącego same świństwa? Profesor K. zbezcześcił książkę Konwickiego, który jest autorytetem moralnym, którego nie tak dawno honorując warszawskim medalem na Zamku Królewskim nazwano „sumieniem społeczeństwa”. Obrońca Konwickiego pisze, że zanim książka została zbezczeszczona, została beatyfikowana, ale najpierw została skonfiskowana. W którym roku? Rojsty (gdyż taki nosi tytuł ta zbezczeszczona książka) zostały skonfiskowane przez waaaaadzę ludową w 1948 roku. Zbiegiem okoliczności Konwickiemu w roku 1954 wydano książkę zatytułowaną Władza. Stanisław Murzański , żołnierz ZWZ i Armii Krajowej, po wojnie w WiN, od 1948 do 1955 r. więziony pisze: „Tadeusz Konwicki w Rojstach i Władzy, wali na odlew, bez skrupułów i bez litości. Przeciwnik nie ma żadnej szansy. Cel ataku jest jeden i oczywisty: unicestwić ! „
Sztafeta autorytetów moralnych.
Kto skonfiskował w roku 1948 książkę Konwickiego? Oczywiście cenzura władzy ludowej. Kto się pochylił z troską nad Rojstami, obświnionym przez kolegę z oddziału Konwickim i jest autorem słów „powieść była najpierw skonfiskowana, potem beatyfikowana, wreszcie zbezczeszczona.”? Autorem tych słów jest inny autorytet moralny - Adam Michnik.
Michnik jako były sekretarz Słonimskiego doskonale rozumie rolę autorytetów moralnych. Sam o nich pisał nie jeden raz:
„Słonimski znakomicie rozumiał potrzebę autorytetów moralnych: byli to dlań Ossowscy i Maria Dąbrowska. Gdy ich zabrakło, miał poczucie, że to jemu przypadła teraz pałeczka. (…)Mówię tu o zjawisku trudnym do uchwycenia – o sekrecie autorytetu moralnego środowiska warszawskiej inteligencji. Autorytetu moralnego nie można zadekretować, ani wymusić – powstaje on w dziesiątkach tajemniczych sytuacji międzyludzkich, zawsze trudnych, konfliktowych, skażonych dwuznacznością. Autorytet łączy w sobie materialną bezsilność z moralną mocą. Zmysł umiaru z cywilną odwagą, wysoką pozycję w hierarchii zawodowej z mądrością serca”.
Słowa Michnika o profesorze K. i o potrzebie autorytetu moralnego pochodzą z „Wyznań nawróconego dysydenta” ( wyd. Zeszyty Literackie 2003 r.).
Michnik pisząc o powieści Tadeusza Konwickiego „Rojsty” zarzucał tchórzostwo anonimowemu żołnierzowi wileńskiej Armii Krajowej, nieznanemu profesorowi K. Gdy czytałem te obelżywe słowa znałem Michnika dość dobrze, wiedziałem czego można się po nim spodziewać. Znałem również Konwickiego z racji swoich zainteresowań okresem stalinowskim - hańbą domową. Michnik nie musi się więc krygować pisząc o staliniście Konwickim, gdyż po prostu Konwicki nim był i to był stalinistą w niezbyt apetycznym wydaniu. Michnik i Konwicki wiedzieliby doskonale dlaczego piszę o niezbyt apetycznym obliczu Konwickiego – ale czytelnikom wpisu należy się wyjaśnienie.
Protezy kulawych stalinistów.
Specjalnością byłych komunistów i stalinistów jest bicie się w piersi polskie, nieustanne wzywanie Polaków do rachunku sumienia - Jedwabne, Kielce, marzec 1968. Gorzej im wychodzi przyznawanie się do własnych win, wynajdują setki usprawiedliwiających okoliczności: ukąszenie, głupota, szczeniactwo, zniewolenie umysłu. Czy Woroszylski uważał (Aut.Mor. z Czerskiej), że nagan wypychający kieszeń spodni jest cool. Swoją drogą w latach czterdziestych chodzić z naganem w kieszeni, to była nie byle jaka odwaga. Synowi dał na imię Feliks dla uczczenia pamięci Dzierżyńskiego. Iinny pryszczaty Jacek Bocheński, pisał: "Jeśli ja w życiu pisałem głupstwa, to dlatego, że uważałem głupstwa za coś mądrego/.../ a nie dlatego, że ktoś mi kazał! Jedni popełniają głupstwa w młodości, drudzy w podeszłym wieku.".
Kogo w podeszłym wieku miał na myśli, kto popełnia głupstwa? Herberta, który zabrał głos jako Obywatel. Pisał o Jaruzelskim - na liście cnót zabrakło jednej, odwagi, Kukliński - bohater, Prezydent kłamie - o Wałęsie pisał w Tygodniku Solidarność, którego naczelnym nie był już Mazowiecki. Same głupstwa. Ale innym razem rozwinę te dygresję.
Po samobójczej śmierci Tadeusza Borowskiego, pryszczaty Konwicki z Zalewskim wstąpili do partii, aby uzupełnić szeregi. Napisali w podaniu do Janiny Broniewskiej: „By zastąpić poległego” W„Hańbie domowej” Jacka Trznadla znajdujemy różne usprawiedliwienia. Miłosz pisząc Zniewolony umysł, zapomniał o sobie – był alfa i beta, był gamma i delta, ale nie było Miłosza. Żeby zakończyć dygresję o mechanizmie zniewalania umysłów, zacytuję Herlinga – Grudzińskiego. „…Tym intelektualistom metafory wymyślone prze Miłosza były potrzebne jak proteza kulawemu. Umożliwiły im wytłumaczenie, że wejście do komunistycznego establishmentu kulturalnego, żeby drukować książki i ciągnąć profity z publicznego popierania Stalina, wymagało głębokich przeżyć psychologicznych i subtelnych refleksji filozoficznych. Ja takie tłumaczenie zawsze odrzucałem i nadal odrzucam. „
Więc wracam do Konwickiego. Michnik tak pisze o Konwickim, który jest kreowany na „sumienie społeczeństwa” : „To potworny facet. Drąży polską świadomość, zdziera bandaże, obnaża rany zabliźniane podłością — po czym kreuje bohaterów, krzepi ducha, buduje nadzieję. A w końcu preparuje przewrotną apoteozę. (…) Konwicki uparcie stawia Polakom lustro z lekka przekrzywione i chce, by w nim oglądali swój niezbyt apetyczny wizerunek.”
Zadziwiające jest, że obydwaj panowie – i Konwicki i Michnik mają olbrzymie trudności, by obnażyć swoje zabliźnione rany – natomiast bez końca wiercą brudnymi paluchami dziury w polskości. Polakom stawiają lustra, a zapominają o spojrzeniu w domowe lustra. Zapominają o winach indywidualnych – ale, tylko swoich.
Tam i wtedy – Ryszard Kiersnowski
Odszukałem w sieci kto jest autorem „Pradziejów grosza” – Ryszard Kiersznowski, profesor zwyczajny w Instytucie Historii PAN i odszukałem jego wspomnienia ”Tam i wtedy w Podweryszkach, w Wilnie i w puszczy” 1939 – 1945 i oczywiście zamówiłem. Michnik zarzucił Kiersznowskiemu, że pięćdziesiąt lat milczał, a dopiero teraz – w roku 1994 - postanowił zdemaskować Konwickiego. Dlaczego milczał, czy Michnik wie, czy udaje trochę nierozgarniętego?
„Posiłkuję się jednak własną pamięcią z pierwszych lat po wojnie, ową kliszą utrwaloną w postaci opowiadań, które wtedy pisałem, a nawet ogłaszałem w „Tygodniku Powszechnym” i w „Twórczości”. (…). W swej „prozie autentycznej” zachowałem chyba wiernie przede wszystkim nastrój i tło, natomiast ze względów kompozycyjnych, a niekiedy także celem kamuflażu dokonywałem niewielkiego retuszu faktografii, przedstawiając działalność prowadzoną przeciw bolszewikom jako walkę z Niemcami. Jedni brali to za dobrą monetę, nie podejrzewając autora o bezczelność publikowania wspomnień z antysowieckiej partyzantki; zresztą w środowisku większości krakowskich redaktorów, cenzorów i czytelników tych pism zawiłe dzieje Wileńszczyzny były tak mało znane, że nie byliby w stanie rozeznać się w ich kolejach. Inni, ludzie «stamtąd», dostrzegali łatwo ów kamuflaż, ale się z tym nie zdradzali i mnie też nie zdradzili. Proszę pana - powiedział mi kiedyś Antoni Gołubiew, z którym spotykałem się na gruncie Tygodnika Powszechnego - przecież ja wiem co do miesiąca, kiedy i gdzie rozgrywa się to pańskie opowiadanie - i na wszelki wypadek zmienił mi kilka nazw miejscowości i przyciął parę zdań, żeby się wydawało, że chodzi o Niemców gdzieś w Generalnej Guberni. Jeszcze lepiej odczytywał te teksty Paweł Jasienica, ale milczał jak grób, o który, jak wiadomo, z bliska się otarł, i nawet nie mrugał do mnie porozumiewawczo.”
Swoje wspomnienia w Tygodniku Powszechnym publikował pod pseudonimem Andrzej Porojć. Michnik zna losy Jasienicy, adiutanta Łupaszki. Wie co spotkało żołnierzy Łupaszki? Proces byłych członków Okręgu Wileńskiego AK, w którym oskarżonymi byli: - ppłk A. Olechnowicz, kpt. Henryk Borowski ps."Trzmiel" mjr Z. Szendzielorz, ppor. Lucjan Minkiewicz ps. "Wiktor", Lidia Lwow ps. "Lala", Wanda Minkiewicz ps. "Danka" – wszyscy zostali skazani na wielokrotną karę śmierci.
A historyk Michnik zarzuca Kiersnowskiemu pięćdziesięcioletnie milczenie. Czy Michnik wie, jak wykonywano takie kary śmierci? Przytoczę treść protokołu, z wykonania kary śmierci na rotmistrzu Andrzeju Czajkowskim, ps. „Garda", bohaterskim cichociemnym, kawalerze orderu Virtuti Militari, dowódcy batalionu „Ryś", broniącego Mokotowa:
„Sędzia Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie por. Stefan Michnik w wykonaniu prawomocnego wyroku Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie z dnia 30 kwietnia 1953 r. Nr Sr 261153 zatwierdzonego postanowieniem Najwyższego Sądu Wojskowego z dnia 31 sierpnia 1953 r. Nr Sr Od. s. 1084/53 i wobec nieskorzystania z prawa łaski przez Radę Państwa PRL, na zasadzie art. 315 KWPK zgłosił się do więzienia Warszawa I w Mokotowie i o godz. 11.45 dnia 10 października 1953 zarządził wykonanie powyższego wyroku.”.
Czemu Michnik czyni to co czyni?
Rojsty według Michnika:
Rojsty według Michnika: "Rojsty to najuczciwsza relacja z dziejów absurdu polskiego honoru, z dziejów honoru polskiego absurdu. „Ta powieść była najpierw skonfiskowana, potem beatyfikowana, wreszcie zbezczeszczona. Przez kolegę z partyzanckiego oddziału.”
Michnik pisze, że powieść została skonfiskowana. Mógłby rozpytać w swoim otoczeniu, może komuś obiło się o uszy, cóż takiego zadecydowało, że powieść szkalująca wileńską AK, powieść antypolską i prosowiecką, wysłaną do druku nie wydano. Może za sferę językową? Jakie są Rojsty w sferze językowej i narracyjnej ? Filolog dr Dariusz Skórzewski pisze w swojej recenzji między innymi:
W Rojstach autor dopasowuje fabułę do oczekiwań polityki kulturalnej władzy komunistycznej - niezależnie od odmówienia autorowi prawa druku. Narrator Rojstów relacjonuje wydarzenia w zgodzie z dyrektywami ówczesnej propagandy komunistycznej, kreującej wizerunek podziemia niepodległościowego jako watahy składającej się ze „zwyrodnialców popełniających bestialskie zbrodnie". Obraz polskich oficerów i niższych rangą żołnierzy przedłożony w Rojstach w istocie zabezpiecza i najlepiej reprezentuje sowieckie interesy, jednocześnie ukazując polskie aspiracje do samostanowienia jako żenujące.
Polacy zaprezentowani są - wszyscy bez wyjątku – jako bierni, milczący, pozbawieni pewności i niezdolni do skutecznego oporu. Gdyby rzecz ukazała się nie w roku 1956, a tuż po napisaniu, uznana musiałaby zostać zapewne nie tyle za utwór antypartyzancki, co probolszewicki.
Pieśni rosyjskie tworzą klimat kultury dominującej, nie słyszymy niemal wcale polskich pieśni, polski język zostaje jakby zepchnięty do podziemia, jest „nielegalny".
Powierzchniowa rusofobia w warstwie językowej powieści (liczne antyrosyjskie i antysowieckie wypowiedzi polskich postaci) ulega w strukturze głębokiej utworu wyparciu wskutek rozmaitych zabiegów narracyjnych, służących w istocie usprawiedliwieniu sowieckiej hegemonii na wschodnich kresach Polski.
Konwicki dokonuje tej operacji za pomocą dwóch dopełniających się technik.
1. dokonuje selekcji zdarzeń kompromitujących dla polskiego społeczeństwa na wszystkich poziomach (od dowódców wojskowych przez katolickie duchowieństwo po cywili) - selekcji, która przedstawia Polaków jako naród niezdolny do politycznego samostanowienia, a więc nieświadomie składający władzę nad sobą w ręce kolonizatora, oraz
2. metody takiej prezentacji Rosji i Rosjan, która tej nieświadomej potrzebie obcego panowania sprosta, usprawiedliwiając tym samym „historyczną konieczność" sowieckiej dominacji. Jednym z najmocniejszych przesłań tego mitu jest przekonanie, dające się wyczytać z kart Rojstów, że Polakom należne jest rosyjskie panowanie.
Dlaczego więc Rojsty skonfiskowano? Wpis się rozciągnął, więc czego się dowiedziałem w czasie ośmiu godzin spędzonych w IPN napiszę w następnym wpisie, również napiszę cóż takiego Ryszard Kiersznowski napisał o Konwickim – nie kolega jak chce Michnik, a dowódca Konwickiego – cóż takiego napisał, co Michnik nazwał samymi świństwami i zdemaskowaniem. Wklejam fragment książki dotyczący Rojstów Konwickiego:
a Polski w ogóle tam nie ma
"Jest to paszkwil na naszą wileńską partyzantkę, obraz - jak napisał ostatnio jeden z rozmówców Konwickiego - ociekający jadem - ja bym określił go raczej jako lepki, niby to realistyczny, a w istocie odrealniony, podporządkowany idei złej rzeczywistości. Niemniej jest to opowieść oparta w znacznej części właśnie na dziejach oddziału, w którym wspólnie byliśmy do końca, opowieść obrazująca tę działalność bez niedomówień co do czasu i miejsca, a więc na pozór rzadki, wiaro-godny dokument. Wprawdzie autor w przedmowie zastrzega, że jest to powieść, nie pamiętnik, ale też sam w wywiadzie sprzed kilku lat stwierdza, że jest to tekst niemal reportażowy uwierzytelniając tym niczym pieczęcią jego dokumentalny charakter. Jako historyk wiem jednak, że bywają dokumenty z autentyczną pieczęcią, prawdziwą listą osób i miejscowości, właściwą datą, a mimo to będące falsyfikatami. Takim falsyfikatem są też Rojsty. (…)
a Polski w ogóle tam nie ma, wyjąwszy tylko ów dworek z chętną do romansów panienką. (…)
Czytamy dalej w Rojstach, że napotkani bolszewicy to przemili ludzie. Niby łapią, ciągle gdzieś ktoś strzela, dookoła nieustanna kanonada, nie wiadomo jednak po co, bo do walki jakoś nie dochodzi, chyba że sami siebie zabijamy przez karygodne niedbalstwo. Więc po co ten oddział istnieje? Odpowiedzi brak. (…) Przy tym o rozbiciu bolszewików w Wornianach, w którym przecież sam autor brał udział, nie ma w Rojstach nawet wzmianki. Nie ma też ani słowa o całej warstwie ideowej, która przecież stale towarzyszyła naszym poczynaniom. Bez niej, jak bez tlenu, dawno byśmy zrezygnowali z wszelkich działań i z wszelkiego ryzyka. W tym właśnie wyraża się najgłębsze zakłamanie tej książki, wsparte równie fałszywym obrazem demoralizacji opisywanych w niej ludzi. W ten sposób jeden z ostatnich polskich oddziałów partyzanckich na Wileńszczyźnie, istniejący niemal do ostatnich dni wojny, uzyskał z pozornie miarodajnych ust: od jego uczestnika, wybitnego pisarza, ocenę jak najgorszą, tendencyjną, niezgodną z rzeczywistością. Dlaczego?
(…) Jak świadectwo Rojstów odebrać mają ci wszyscy, którzy tworzyli brygady i bataliony akowskie w okolicach Wilna i Lidy - chłopcy i ich rodziny spod Jaszun i Ejszyszek, Mejszagoły i Bieniakoń, Turgieli, Ławaryszek, Dziewieniszek i z tylu innych wsi, miasteczek, dworów i zaścianków, wśród których nie istniały wtedy ani konflikty narodowościowe, ani nawet społeczne, wygaszone w obliczu poczucia polskiej wspólnoty? Ci wszyscy, którzy jak my próbowali przeciwstawiać się obcym, i ci, którzy trafili do Kaługi, Donbasu i dalej, skąd wielu nie wróciło; ci, którzy musieli wyjechać na zachód i zwłaszcza ci, którzy na Kresach pozostali i dotrwali w polskości do dzisiaj? Czy autor odważyłby się wysłać swoją książkę - dokument razem z literaturą przesyłaną tam przez granicę „ku pokrzepieniu serc”?
Wilki
Ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
pozostał po nich w kopnym śniegu
żółtawy mocz i ten ślad wilczy
szybciej niż w plecy strzał zdradziecki
trafiła serce mściwa rozpacz
pili samogon jedli nędzę
tak się starali losom sprostać
już nie zostanie agronomem
,,Ciemny” a ,,Świt” - księgowym
“Marusia” - matką ,,Grom” - poetą
posiwia śnieg ich młode głowy
nie opłakała ich Elektra
nie pogrzebała Antygona
i będą tak przez całą wieczność
w głębokim śniegu wiecznie konać
przegrali dom swój w białym borze
kędy zawiewa sypki śnieg
nie nam żałować - gryzipiórkom -
i gładzić ich zmierzwioną sierść
ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
został na zawsze w dobrym śniegu
żółtawy mocz i ten trop wilczy
Zbigniew Herbert
Inne tematy w dziale Polityka