Dlaczego Tusk nie stanął przed porządnym konsylium lekarskim ? ... ale od początku.
Właśnie przeczytałem Kuczyńskiego z Czerskiej. Tego Kuczyńskiego, który ostatnio tłumaczył na przykładzie swojego byłego kolegi Nowaka czymże jest gnida – ktoś, kto „jakby wciągał w establishment komunistyczny nie będąc komunistą. Stawał się rodzajem tzw. gnidy definicja była taka, że jest to biały sługa czerwonych.” I mówił to minister gnidziego rządu – podległy bezpartyjnemu w czasach PRL premierowi. Na marginesie - Kuczyński za gnidę nie może być uważany, gdyż zdążył być członkiem (pzpr).
Więc czytam Kuczyńskiego - „W wybuchu Lecha Kaczyńskiego zobaczyliśmy kawałek jego wnętrza, uchylenie lipnej zasłony złożonej z podziękowań dla premiera, kawałek mroczności a la Kaczyńscy, którą ostatnio owi słynni spin doktorzy próbują przysłonić sympatycznym pudrem dosłownie i w przenośni. Mówienie w tej sytuacji, że jedno zachowanie warte drugiego mimo woli dopomaga tym spin doktorom w osiągnięciu ich celu, którym jest pokazanie prezydenta takim, jakim nie jest i schowanie tego, którym jest. Naiwni się na to nabiorą, a za pudrem jest mroczność, jak i była.”
Ten wybuch Kaczyńskiego o którym pisze Kuczyński, to wybuch zdrowego śmiechu, gdy Tusk przemówił w obcym języku. Prezydent popisał się refleksem i szczerym śmiechem wybuchnął równocześnie ze mną zgromadzonym przed telewizorem. Również się śmiałem od ucha do ucha. Po prostu wyobraziłem sobie Tuska nocami wykuwającego na pamięć tych kilka zdań i deklamującego porankami przed zgromadzonymi Nowakiem, Schetyną i kim tam jeszcze i czy to świadczy o mroczności mojego wnętrza?
Przecież każde dziecko wie, że kroki tuskowe są obliczone, odmierzone i zamierzone przez innych. Dlatego się śmiałem. Śmiech prezydencki był mroczny czy po prostu zdrowy redaktorze Kuczyński?
Szczery śmiech może być mrocznym, gdy się na niego spogląda z Czerskiej, ale czy Kuczyński mierzył mroczność uśmiechu swojego pryncypała - chodzącej wprost nienawiści?
Śmiałem się też, gdy Tusk przedstawił wyniki swoich badań zdrowotnych niepełnych i ich analizy jednego lekarza – (dlaczego nie zebrało się konsylium?). Dlaczego profesor ani słowem nie wspomniał o zapachu stolca Tuska, czyżby go nie obwąchał? Przecież o czymś świadczą te nabrzmiałe bez widocznej przyczyny żyły na skroniach premiera – w każdej chwili może go wziąć (posiąść, dopaść, zawładnąć) cholera. A pomarszczona skóra na twarzy, ostre rysy i zapadnięta oprawa oczu z nimi samymi z lekka wyłupiastymi nie wskazują na nieuniknioną cholerę? A o czym świadczą nad wyraz blade (jak u śniętej ryby) gałki oczne Tuska?
I dodatkowe wątpliwości - kolejne pytania. Profesor nie podał w jakim stanie (szczątkowym?) jest kręgosłup premiera? A czy samodzielnie włada swymi członkami? A czy i jak rozwiązał problem alkoholu? A czy ktoś widział kiedykolwiek uśmiechniętego Tuska, czy raczej mało naturalnie skrzywionego na gębie?
PS. Już jestem …. I jeszcze na koniec zdanie Rybińskiego, które mocno wziął sobie do siebie nasz salonowy kolega Sadurski i się z nim rozprawił za pomocą ponad siedmiu tysięcy znaków, zebranych w tysiąc słów i pomieszczonych w ponad dwudziestu akapitach. „Każdy, kto moralne wsparcie dla Gruzji pustoszonej przez imperialne mocarstwo nazywa demolowaniem polskiej polityki zagranicznej, jest dla mnie rosyjskim agentem wpływu”.
Ta polemika ze słowami Rybińskiego których ni w ząb Sadurski nie zrozumiał, jako żywo przypominała jego recenzję książki Legutki, której nie przeczytał, a oparł się tylko na gazetowej recenzji Wildsteina. Swoją drogą, czy Wojciech Sadurski w końcu zaliczył esej o swojej duszy? Wypadałoby.
A więc już jestem - wypoczęty, uśmiechnięty i zdrów bardziej niż Tusk bez wątpienia
Inne tematy w dziale Polityka