Pierwsza część tytułowego pytania, mając na uwadze obecną sytuację, zdaje się być z gatunku political fiction. Nie zmienia to faktu, że jest jak najbardziej zasadna – ani premier Tusk, ani jego partia nie będą rządzili wiecznie.
Program życzeniowy: Polska sprawiedliwa, silna wewnętrznie spójnym systemem wartości wypływającym z korzeni cywilizacji „europejskiej” oraz mająca silne poczucie własnej wartości pozwalające na prowadzenie samodzielnej polityki zagranicznej. Ktoś zapyta – a gdzie bogactwo? Dla mnie jest to stawianie wozu przed koniem – bez wartości nie ma dobrobytu, a kryzys materialny jest pochodną kryzysu wartości.
Jakie ugrupowanie polityczne może przyczynić się do realizacji tego programu? Na chwilę obecną, moim zdaniem, tylko Prawo i Sprawiedliwość. Żeby móc realizować swoje postulaty trzeba wygrać wybory. Co zrobić, żeby wygrać? Nie jestem zwolennikiem hipotezy głoszonej przez niektórych publicystów, że prezes Jarosław Kaczyński liczy na wariant węgierski – z perspektywy polskich dziejów należałoby raczej mówić o „drugim zakończeniu I wojny”. W 1913 roku Polacy zapewne nie spodziewali się odzyskania za 5 lat niepodległego państwa. Ale nawet szczęściu, korzystnemu zbiegowi okoliczności, trzeba dopomóc. By nie zostać z przysłowiowym sznurem … . Nie sądzę jednak by ambicją Prawa i Sprawiedliwości było czekanie na cud i patrzenie na postępującą degradację Polski. Zwłaszcza, pisałem o tym w swojej poprzedniej notce, że moim zdaniem wariant kryzysowy wcale nie gwarantuje PiS-owi pełnej puli. Zatem co? Partia musi liczyć tylko na siebie – swoich działaczy. Tylko tyle i aż tyle. Co z tego wynika? Każdy polityk Prawa i Sprawiedliwości musi odpowiedzieć sobie na pytanie: czemu służę swoją działalnością? Jak odpowiadam na zaufanie którym mnie obdarzono? Wezwania brzmią troszkę jak z „ambony”, ale moim zdaniem mają sens. Mam świadomość, że dla wielu, nie jest łatwą rzeczą wykrzesać motywację do działania w imię idei, a nie własnych (wąsko rozumianych) korzyści – w tym zaś upatruję główną różnicę pomiędzy PiS-em (partia idei i wartości), a PO (partia korzyści). Ale kto powiedział, że będzie łatwo? Co gorsza, PiS nie działa w normalnym systemie politycznym: kuleje demokracja, brak niezależnego sądownictwa i zróżnicowanego rynku medialnego, a co za tym idzie silnej opinii publicznej. Jest w zamian stan permanentnej wojny antypisowskiej. Ale nawet na wojnie, gdy zwiera się szeregi i jednoosobowo wydaje rozkazy, musi pojawić się refleksja nad sposobem prowadzenia kampanii.
Nie wiem czy usunięci ostatnio z PiS-u politycy działali z premedytacją dążąc do rozłamu, czy „sytuacja wymknęła się spod kontroli” i rozsądne intencje ubrane w fatalne działania doprowadziły do eskalacji sporu i rozłamu. Darzyłem i darzę sympatią Pana Zbigniewa i uważam, że jego odejście może mieć dla PiS-u bardziej znaczące skutki niż fronda PJN-owców. Ci ostatni chyba nie wytrzymali presji bycia w opozycji i debatując po cichu z Palikotem gaworzyli o potrzebie naprawy macierzystego (jeszcze) ugrupowania. Wbrew jednak opinii Pana Rafała Ziemkiewicza nie sądzę by, po kolejnym rozłamie, Panu Jarosławowi Kaczyńskiemu groził „Korwinizm”, a PiS-owi smutny los UPR-u. Dopływ ambitnych i zdolnych polityków do PiS-u następuje, partia nie zakleszcza się w takim czy innym „zakonie”. Ja widzę groźbę inną, w mojej ocenie poważniejszą. W porównaniu do wyborów z roku 2007 (przegranych, ale z zyskiem przeszło MILIONA nowych głosów w stosunku do wygranych wyborów z roku 2005 !!!) w tegorocznej batalii PiS stracił w porównaniu z rokiem 2007 prawie milion głosów. Z jednej strony można powiedzieć, że jak na cztery lata antypisowskiego magla i tragiczne skutki katastrofy smoleńskiej to i tak jest nieźle – PiS nie został zmarginalizowany (ale to tłumaczenie przypomina klimatem słowa Roty „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” – cel raczej skromny). Z drugiej można zapytać, czy lepsza działalność struktur partyjnych – w istocie tworzących je konkretnych polityków – mogła, jeśli już nie doprowadzić do wygranej, to chociażby ograniczyć straty? Otóż ja, w kontekście tak zadanego pytania, obawiam się jednego – dla części polityków PiS-u skrajnie trudne warunki działania stają się swoistym alibi dla … spoczywania na laurach, a raczej na barkach stałego, żelaznego elektoratu, głosującego na PiS z racji wyznawanych wartości, identyfikowanych z tą właśnie partią.
Mam świadomość, że wysnuwanie daleko idących wniosków na podstawie jednostkowych obserwacji to działanie niepoważne, ale podzielę się pewną obserwacją, która wzbogacona o analizę wyniku wyborów i intuicję może dać do myślenia. Odwiedziłem strony internetowe kilku czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości. U jednego w dziale aktualności lista … ostatnich audycji radiowo-telewizyjnych z udziałem posła, a w zakładce spotkania z wyborcami ostatnie spotkanie bodaj z 5 października. To po wyborach już się nie dało? Chyba Pani Ufka napisała o spotkaniu powyborczym zorganizowanym przez Pana Mariusza Kamińskiego – da się! Trzeba chcieć! U drugiego ważne miejsce zajmuje komunikat o przyznanym tytule najlepszego posła minionej kadencji. Godność z nadania redakcji „Polityki”. W towarzystwie posła Ryszarda Kalisza. W tym samym „rankingu” za najgorszego uznano posła Antoniego Macierewicza. Jeśli już, zgodnie z zasadą „dają to biorę”, uwiarygadniać „Politykę” to może warto było wykorzystać galę i zadeklarować przekazanie koszulki koledze z klubu, ocenionemu tak niesprawiedliwie pewnie z racji swojego smoleńskiego zaangażowania i dla podtrzymania przez lata szytej „gęby”. U innych trochę lepiej, są nawet podziękowania dla wyborców i organizatorów kampanii. Zdarzają się też informacje z życia społeczności lokalnej … .
Mam świadomość, że tekst przybiera stopniowo charakter ostatnich lewackich protestów – „jesteśmy wkurzeni”, a – dla bardziej staroświeckich – dziadowskiego lamentu. Zatem do rzeczy. Nie oczekuję, zwłaszcza od posłów opozycji deklaracji „zrobiliśmy dla regionu to i tamto”. Nic mnie tak nie irytuje jak traktowanie posłów w kategoriach lokalnych lobbystów „załatwiających” swoim ośrodkom takie czy inne dobra i korzyści niematerialne. Ale oczekuję, że będą w swoich środowiskach liderami. Będą rozbudowywali struktury partyjne – tylko ludzie słabi postrzegać mogą to działanie w kategoriach budowania własnej konkurencji. I w oparciu o solidne i sprawne struktury będą kreowali i wspierali lokalne inicjatywy współgrające z interesem regionu i wartościami partii budując jej pozytywny wizerunek – poza i wbrew nieprzychylnym mediom. I wreszcie oczekuję, że będą zdecydowanie odwoływali się do wartości ludzi którzy oddali na nich swoje głosy. Jakiekolwiek obawy przed oskarżeniami o „ekstremizm”, „fundamentalizm” czy „radykalizm” nie mają sensu. Wrogowie zawsze znajdą na PiS taką czy inną „Merkel”, a jasność i klarowność przekazu tylko go wzmocni i uwiarygodni. I takich działań oraz informacji o nich oczekiwałbym od czołowych polityków mojej partii. Podniesienie ręki za usunięciem dotychczasowych kolegów to coś zapewne przykrego i niełatwego, ale to nie przybliża do odpowiedzi na pytanie „Co po PO?”.
Teraz warto położyć rękę na sercu i powiedzieć „mea culpa”. I wziąć się do rzetelnej roboty.
Inne tematy w dziale Polityka