Grupa dziennikarzy Rzeczpospolitej postanowiła włączyć się w rządową kampanię mącenia ludziom w głowach. Na internetowych stronach rp.pl możemy dziś przeczytać jak to minister Rostowski „hamuje” wzrost zadłużenia Państwa. Na wstępie czytamy: ”Minister Jacek Rostowski robi wszystko, aby poprawić stan publicznych w zgodzie z polską metodologią liczenia długu.”. Uważny czytelnik powinien już zacząć się zastanawiać czym jest ta „polska metodologia” liczenia długu. Czy nie jest to czasem po prostu manipulacja księgowa polegająca na pomijaniu pewnych kwot w rachunkach budżetowych. Dalsza część akapitu nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości:” Nie wlicza więc do długu zobowiązań zaciąganych przez fundusz drogowy, pomija zadłużenie NFZ i ZUS”
Czyli szwindel. Prymitywny, ordynarny księgowy szwindel. Metoda Rostowskiego to nic innego jak „enronizacja” polskiego budżetu. Przypomnijmy tutaj casus potężnej amerykańskiej korporacji Enron, która zbankrutowała w 2001 roku. Skorumpowany zarząd przesuwał dług do spółek zależnych, w pewnej chwili całkowity dług stał się wymagalny i domek z kart runął.
Autorzy artykułu pisząc bezkrytycznie o „metodzie” Rostowskiego ujawniają swoją ignorancję i całkowity brak wiedzy ekonomicznej. W odróżnieniu od nich rynki finansowe na tę toporną inżynierię finansową stosowaną przez rząd Tuska nie dadzą się nabrać. Co więcej policzą nas za te długi według podwyższonej taryfy, bo większe rozproszenie długu zwiększa ich ryzyko. No, oczywiście są jeszcze krajowi „specjaliści”, którzy boją się powiedzieć ludziom prawdę o stanie finansów publicznych: „Państwowy dług publiczny w 2010 r. wzrośnie o 71,7 mld zł i wyniesie 751,9 mld zł – wylicza Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku. – To daje poziom 54,5 proc. PKB. Borowski zaznacza jednak, że w tych szacunkach nie uwzględnił chociażby około 5,5 mld zł, które Krajowy Fundusz Drogowy ma uzyskać z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, oraz 11 mld zł, jakie wpłyną na jego konto dzięki obligacjom wyemitowanym przez BGK.” Analityk, który udzielał wywiadu nie ma szczęścia, bo jego wypowiedź sama się kompromituje. Nie wynika to zapewne z braku wiedzy bankowego specjalisty. Środowisko wywiera dziś na niego i jemu podobnych tak dużą presję, że nikt nie odważy się powiedzieć, że król jest nagi.
Wracajmy jednak do naszych baranów, a raczej naszego deficytu budżetowego i konsekwencji działań Rostowskiego: „W przypadku ZUS pożyczki kosztować mogą około 150 mln zł – tyle wyniosą bowiem roczne odsetki zapłacone PKO i Nordei. Gdyby pieniądze pozyskiwał rząd, emitując roczne bony skarbowe, koszt byłby niższy o 45 mln zł. Dodatkowa linia kredytowa, którą ZUS chce pozyskać, kosztować może zakład 176 mln zł. Emisja bonów ograniczyłaby koszty odsetek o 50 mln zł.”. Dziennikarze Rzeczpospolitej dopiero na końcu artykułu podają najważniejsze informacje. Gdyby dług zaciągnął budżet i następnie pozyskane środki przekazałby ZUSowi, zaoszczędzilibyśmy łącznie 95 milionów złotych na samych odsetkach. To jednak nie wszystko, bo Polska to bogaty kraj, który mocno wspiera swój sektor bankowy: „Także emisja obligacji BGK na budowę dróg to dodatkowe koszty. Rentowność papierów na przetargach okazała się wyższa o 30 – 40 pkt bazowych od analogicznych obligacji skarbowych. Jeżeli taka tendencja się utrzyma, to łączny koszt tegorocznych emisji (BGK chce pozyskać 7,25 mld zł) może się okazać wyższy o 25 mln zł, niż gdyby papiery emitował resort finansów. Bank planuje podobne emisje w 2010 r. To oznacza kolejne 40 mln zł kosztów. Sprzedaż obligacji przez BGK pozwoliła jednak ograniczyć deficyt budżetu.” To ostatnie zdanie to intelektualne harakiri jakie popełnili autorzy artykułu. Najpierw udowodnili, że koszt finansowania pozabudżetowego jest wyższy (podając zresztą całkiem konkretne dane), następnie wyciągnęli z tych informacji absurdalną konkluzję, ze to dobry ruch rządu Tuska. Doprawdy, płakać się chce.
Okazuje się, ze są jeszcze długi samorządów, które będą nas kosztować 100 milionów złotych ekstra. W efekcie banki „stukną” piękny nadwiślański kraj na 260 milionów złotych rocznie (95+25+40+100). Opętany obsesją zwolennik PiSu mógłby jeszcze dodać, ze prezesem największego banku prywatnego w Polsce jest wysoko postawiona persona z kręgu premiera Tuska, a minister finansów pracuje dla uniwersytetu założonego przez króla światowych spekulantów. Tego typu prezent dla bankierów może przyspieszyć karierę kilku, szczególnie zasłużonych osób. Oczywiście to tylko bezczelne insynuacje, z których wycofujemy się en bloc.
Jedno jest pewne. Artykuł dziennikarzy Rzeczpospolitej ma na celu namącenie ludziom w głowach. Trudno znaleźć tekst, w którym manipulacja prowadzona jest konsekwentnie poczynając od tytułu, a kończąc na konkluzji. Drodzy redaktorzy, rząd nie hamuje wzrostu długu. Rząd właśnie wysadza polskie finanse w powietrze!
http://www.rp.pl/artykul/383430_Rzad_hamuje_wzrost_dlugu.html
Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji...
"Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka