rewident rewident
119
BLOG

A co tu chodzi Rodacy - życzenia na Nowy Rok

rewident rewident Polityka Obserwuj notkę 26

W jednym z ostatnich filmów poświęconych przygodom niezniszczalnego agenta 007, jeden z gangsterów chwali się, że przyczynił się do obalenia władzy księdza, który podniósł minimalną dniówkę w haitańskich fabrykach do jednego dolara dziennie. Bandzior stwierdził, że ta „radykalna” podwyżka płacy minimalnej bardzo nie spodobała się korporacjom, które czerpały profity z pracy autochtonów. Ta scena, będąca tylko częścią filmowego scenariusza, oddaje w znakomity sposób stosunki panujące we współczesnym kapitalizmie. Ba, pokazuje czym, tak naprawdę, był i jest kapitalizm na naszej planecie.

Największym problemem zachodnich gospodarek jest uzyskanie dostępu do tanich surowców i taniej siły roboczej. Surowce pozyskuje się z Rosji, Afryki i Ameryki Południowej. Nisko opłacanych wyrobników dostarczają z kolei Chiny i Indie. W każdym przypadku reprezentanci „wolnego świata” muszą porozumieć się z lokalnymi dyktatorami, mafiosami czy bandytami, którzy biorą pod but swoich rodaków i, w zamian za sowite łapówki czy udziały w zyskach, akceptują ekonomiczną eksploatację swoich społeczeństw, skrajną nędzę i dewastację środowiska.

Przemysłowe czy handlowe korporacje poszukują celów wśród państw źle rządzonych, o wysokim poziomie korupcji i niskiej świadomości ekonomicznej społeczeństwa. Nie ma w nich działaniach niechęci, fobii czy jakichkolwiek emocji. Jest to wyłącznie zimna kalkulacja zmierzająca do uzyskania maksimum zysku.

Z punktu widzenia zachodnioeuropejskich firm Chiny stanowią łakomy kąsek, jednak wysoki koszt i długi czas transportu obniżają konkurencyjność niektórych produktów. Dlatego też Europie bardzo potrzebne są zasoby taniej siły roboczej ulokowane znacznie bliżej, gdzieś na peryferiach Unii. Po roku 1989 istotnym dostawcą tego deficytowego towaru została Polska.

Za tę samą pracę, wykonywaną na tych samych maszynach i według tych samych norm, pracodawca niemiecki płaci pięć razy więcej niż pracodawca w Polsce (będący często spółką zależną niemieckiej firmy). W tej sytuacji państwo polskie otrzymuje proporcjonalnie mniejsze wpływu z podatków od dochodów osobistych i podatku VAT. To z kolei przekłada się na niższe wydatki budżetowe na sferę edukacji, służbę zdrowia i emerytury. Jest źródłem tego, co wszyscy znamy, a więc po prostu polskiej biedy.

Co więcej, w ciągu ostatniego dwudziestolecia, niższe pobory były bardzo często wypłacane z opóźnieniem, pracodawcy nie przestrzegali podstawowych zasad BHP, nie udziela urlopów czy wymagali darmowej pracy w nadgodzinach. Przez cały czas warunkiem utrzymania takiego stanu rzeczy było i jest trwanie słabego rządu polskiego, który będzie akceptował te upokarzające dla Polaków warunki pracy i potulnie zgadzał się na eksploatację swoich obywateli.

Podstawą funkcjonowanie takiego rządu są skorumpowane i zdemoralizowane elity, które pogardzają resztą społeczeństwa (tymi frajerami, robolami) i blokują wszelkie projekty czy próby reform. Elity te wpływają społeczeństwo poprzez media, które są w pewnej części kontrolowane przez zachodni kapitał, jak również przez byłych funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych. W końcu kto lepiej nadaje się do stworzenia systemu kolonialnego niż wypróbowani zarządcy wschodniego imperium?

Kolejnym czynnikiem wspomagającym istnienie tego patologicznego systemu jest pozbawienie Polaków własności. Od roku 1989 funkcję tę pełniła „prywatyzacja”. Najpierw była to korupcyjna wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw korporacjom zachodnim, później przekazanie kontroli nad większością sektora bankowego dużym zagranicznym grupom finansowym. Z bardziej kuriozalnych dokonań tzw transformacji można wymienić prywatyzację polskiej telekomunikacji poprzez oddanie jej państwowej francuskiej firmie, co sprawiło, że ceny połączeń telefonicznych i internetowych należą w Polsce do najwyższych w Europie, następnie sprzedaż Pekao SA za 25% wartości, co bynajmniej nie poprawiło jakości obsługi klientów, natomiast spowodowało wypływ gotówki do spółki matki, czy – swoisty hit światowych finansów – prywatyzacja PZU SA, która kosztowała Polskę jakież 12-14 miliardów złotych z tytułu utraconych dywidend i odszkodowań dla szemranego inwestora zagranicznego. Analizując tylko te trzy transakcje, każda zachodnia korporacja będzie postrzegać Polskę jak skorumpowany bantustan, rządzony przez ludzi na poziomie haitańskich bandziorów.

W latach 2005-2007 zobaczyliśmy próbę zmiany tego stanu rzeczy połączoną z błyskawiczną reakcją zagrożonego establishmentu. W okresie tym nastąpił niespotykany w III RP wzrost płac i poprawa warunków pracy. Powstało coś, co można nazwać polityką społeczną. Opowieści o „wykorzystywaniu koniunktury” przez rządy PiS są tylko bajeczką dla naiwnych, bo koniunktura w gospodarce zachodniej trwała przynajmniej od roku 2002, a w przypadku kraju o dochodzie tak niskim jak Polska, wzrost jakości życia był możliwy od roku 1990 (patrz rządy Fideszu na Węgrzech w latach 1998-2002 czy czeski sukces gospodarczy).

Co ciekawe, liderzy PiS nigdy poprawnie  nie zdefiniowali skali problemu. Koncentrowali się na istnieniu tak zwanego układu, który był w rzeczywistości manifestacją, efektem, a nie przyczyną kłopotów Polski. Kluczem do wyrwania Polaków ze stanu biedy i braku perspektyw, było zerwanie z modelem kolonialnym, który był widoczny jak na dłoni, a nie walka z tajemniczym układem. Liderzy Prawa i Sprawiedliwości niejako intuicyjnie rozumieli, że zastany ustrój ekonomiczny opiera się na eksploatacji większości polskiego społeczeństwa. Często podejmowali słuszne decyzje i działali na rzecz uzdrowienia sytuacji. Było to korzystne dla ludzi, ale zarazem niezrozumiałe z punktu widzenia szerszego przekazu propagandowego. Poza błędami z obszaru techniki politycznej (PR), ten brak spójnej i zrozumiałej koncepcji był zapewne źródłem sukcesu zdegenerowanych elit w ostatnich wyborach parlamentarnych.

Oczywiście dziś apele o realizację reform kierowane do rządu PO przez coraz bardziej rozczarowanych wyborców tej partii, muszą budzić już chyba tylko szyderczy śmiech.  Znaczna część społeczeństwa zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się wokół niej i za dobrą monetę bierze wodewil wyreżyserowany przez nadzorców polskiej biedy. Trudno zrozumieć jak można wymagać od twórców systemu, aby go zreformowali zrywając z podstawowymi założeniami tego ustroju. Toż to jakaś naiwność, granicząca z wtórnym analfabetyzmem.

Lawinowy przyrost długu, który pozwolił utrzymać rządowi Tuska zadowolenie mas, jest pomijany w oficjalnych komentarzach. W zamian za to można usłyszeć pochwały za to, że premier nie zwiększył deficytu budżetowego. To oczywiście prawda, ale premier zrobił rzecz dużo gorszą, bo zwiększył deficyt całości finansów publicznych, poprzez przesuwanie długu do różnych agend rządowych, co wiąże się właściwie z utratą kontroli nad wysokością zadłużenia i wyższymi kosztami odsetek.

Problem nadzorców obecnej Polski polega na tym, że materialne aspiracje Polaków są znacznie wyższe niż potrzeby Haitańczyków. Dlatego utrzymanie minimalnego akceptowalnego poziomu konsumpcji wymaga ciągłego zadłużania państwa. Dług, czy mówiąc fachowo deficyt sektora finansów publicznych narasta od początku transformacji. To on de facto będzie barierą, która zablokuje rozwój europejskiej kolonii o nazwie III RP.

Zauważmy ponadto, że dług państwowy w żaden sposób nie obniżą zysków korporacji. Co więcej, jest korzystny, bo ograniczanie wypłat z budżetu wpłynie na ogólny niższy poziom płac i pozwoli mocniej docisnąć śrubę krnąbrnym Polakom. Słynny slogan z początku lat dziewięćdziesiątych „pracuj i nie marudź, bo na twoje miejsce czeka dziesięciu innych”, będzie głównym leitmotivem kilku najbliższych lat.

Polskę czeka trudny czas. Szansą będzie tylko przejęcie władzy przez ludzi zdeterminowanych do przeprowadzenia reform, a zarazem posiadającym odpowiednią wiedzę i zrozumienie mechanizmów geopolitycznych. Jest jeszcze trochę czasu na zmontowanie takiej ekipy. III RP pożyje jeszcze kilka lat zadłużając się do cna.

Acha, byłbym zapomniał. Życzę Państwu Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku. Choć nie bardzo wierzę, aby był lepszy od poprzedniego…

rewident
O mnie rewident

Jestem finansistą, który stara się nie zapominać o historii, psychologii, polityce i poezji... "Bo kto nie kochał kraju żadnego i nie żył chociaż przez chwilę jego ognia drżeniem, chociaż i w dniu potopu w tę miłość nie wierzył, to temu żadna ziemia nie będzie zbawieniem"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Polityka