Zdrowe żarcie (4)
Wielokrotnie i seryjnie zdarza się tak, że nie dojadamy do końca takich wytworów fantazji fermierskiej, jak sery. Dotyczy to zwłaszcza serów podpuszczkowych. Ich termin spożycia, to przeważnie siedem dni, czyli tydzień. Po tym terminie sery owe starzeją się w paskudny sposób: żółkną, schną i śmierdzą, jak stare skarpety kaprala. Owszem istnieją smakosze, którzy właśnie takie „śmierdziele” uwielbiają. Istnieją przecież sery cuchnące w sposób naturalny, a jednak takie sery (krowie, nazwijmy tak) jak camembert, brie, czy kozi fromage Valençay, po tygodniu pobytu w naszej spiżarni już nie prezentują wartości, dzięki którym System AOC (AOC – Appelation d'Origine Contrôlée) daje im wiarygodność i markę na rynku serów. Po terminie przydatności do spożycia, w takim stanie jakim są, po prostu stają się (zwłaszcza dla osób o delikatnych przewodach pokarmowych) zwykłą trucizną.
Wydawałoby się, ze tylko pozbyć się „pachnącego dowodu” naszej niegospodarności.. jednak tutaj przychodzi na ratunek.. zwykła bieda w jakiej tkwili kiedyś francuscy wieśniacy permanentnie. U biedaków nic nie ma prawa się marnować i dlatego już w wiekach średnich, gdzieś w Masywie Centralnym, wynaleziono receptę na spożytkowanie niejadalnych ścinków serów krótkoterminowych. Oto ona:
Umieszczamy ścinki niejadalne już camemberta, brie i właśnie koziego fromage Valençay na dnie metalowego garnka (najlepiej z inoxu, czyli blachy nierdzewnej), uprzednio wlewając tam cienką warstwę surowego mleka (tłustego, chudego, c'est pas grave). Możemy tam umieszczać wszystkie rodzaje serów miękkich, czy twardych, które się nam w lodowce zestarzały i przewartościowały(nawet po miesiącu i kompletnie zeschnięte). Następnie dolewamy surowego mleka tak, by zakryło tylko kawałki serów w garnku, włączamy nasza gazinierę, czyli kuchenkę i podgrzewamy, aż do momentu, gdy gorące mleko roztopi wszystkie kawałki sera w jednolitą masę o konsystencji dosyć ciągliwej. Aha, mala uwaga :)
Miejmy włączony przy tym system wentylacyjny w naszej kuchni, bo zapaszek jest dosyć intensywny. Nie dodajemy przed, w trakcie, ani przed podaniem przypraw, bo zabiłoby to tylko unikalny smak potrawy.
Tak spreparowane swoiste serowe fondue nadaje się już do spożycia, najlepiej z wiejskim chlebem pokrojonym w kostkę, którym nabieramy serowej masy i tak spożywamy, ale można też do tego upiec ziemniaczki, takie malutkie, jak do kurczaka. Od oryginalnego, szwajcarskiego fondue rożni się ten przepis brakiem białego wina i zastąpieniem go mlekiem. Można dodać do owej masy, tuż przed postawieniem garnka przy biesiadnym stole natki pietruszki, natki rzodkiewki, czy natki marchewki, co wzbogaci walory organoleptyczne potrawy, a także złagodzi dosyć intensywny zapach rozpuszczonych serów.
Do tego proponuje czerwone Château Beaulieu Comtes de Tastes (AOC Bordeaux Supérieur rouge). Aha i garnek powinien stać na jakimś elemencie grzewczym, tak by do samego końca biesiady fondue było gorące, inaczej zamienia się w zimny stary ser :))
Smacznego i dodam jeszcze, że proces podgrzewania i rozpuszczania serów usuwa częściowo przykry zapach, a także likwiduje toksyny.
StanKubik&RobertzJamajki
Pierwsza Nagroda w konkursie na najlepsze opowiadanie o Powstaniu Warszawskim organizowane przez salon24.pl za 2014 rok
Zapraszam na mój blog:
https://robertzjamajkisite.wordpress.com/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości