Kiedyś ukształtowano w Polsce tradycję, iż prezesem Najwyższej Izby Kontroli zostaje zawsze przedstawiciel opozycji. To dobra reguła, która świetnie sprawdziła się w warunkach demokracji. Analogiczna sytuacja powinna mieć miejsce w przypadku Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Nie tylko teraz, gdy szefem CBA jest Mariusz Kamiński, ale również w przyszłości, niezależnie od konfiguracji politycznej.
Znany socjolog prof. Paweł Śpiewak, notabene związany kiedyś z Platformą Obywatelską, powiedział w programie TVN "Fakty po faktach", iż Mariusz Kamiński jest obecnie, po wybuchu tak zwanej afery hazardowej nie do ruszenia. Wtórował mu w tej samej audycji, jeden z najważniejszych uczestników prac sejmowej komisji śledczej ds. zbadania afery Rywina prof. Tomasz Nałęcz, posługując się metaforą, iż, gdy posadzi się w ogródku oswojonego psa, to każdy do niego wejdzie i zerwie kwiaty, ale gdy posadzi się obcego psa, to wówczas nie wpuści on do ogródka nikogo. Nic dodać, nic ująć, bowiem konstatacje te pozostają w zgodzie z faktami. Na czele Centralnego Biura Antykorupcyjnego potrzebny jest właśnie - nie obrażając nikogo - taki nieoswojony, ostry "pies".
Paradoksalnie, to CBA zaczęło najlepiej funkcjonować, w okresie rządów ugrupowania o orientacji przeciwnej do poglądów jej szefa. Działania tej organizacji za czasów sprawowania władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, posiadały bowiem co najmniej kontrowersyjny charakter i bardzo łatwo było podważać ich wiarygodność supozycjami o rzekomych intencjach politycznych poszczególnych operacji. Aktualny zaś układ jest korzystny, zarówno obiektywnie dla Polski, jak i subiektywnie dla premiera Donalda Tuska oraz stojącego na czele CBA Mariusza Kamińskiego, a także całej agencji. Pierwszy podmiot dostarcza argumentów drugiemu i na odwrót.
Dzięki takim relacją - ministrowie w rządzie Donalda Tuska muszą się bardziej pilnować, a sam premier musi być bardziej surowy, co zapewne imponuje opinii publicznej. Z kolei opozycyjny wobec rządzących szef CBA ma o wiele większą motywację, aby szukać różnego rodzaju afer, a samo biuro może pochwalić się wieloma sukcesami. Z drugiej strony - wyobraźmy sobie, jak mało przekonywujące byłyby działania CBA, gdyby nim kierował przedstawiciel koalicji, w osobie na przykład kogoś takiego, jak Julia Pitera.
Istniejące w polskim parlamencie siły polityczne powinny zawrzeć ponadczasowy pakt instytucjonalny, iż niezależnie od konfiguracji politycznej, na czele Centralnego Biura Antykorupcyjnego - analogicznie, jak w przypadku Najwyższej Izby Kontroli - stoi zawsze przedstawiciel opozycji. Więcej - reguła taka powinna zostać zapisana w konstytucji! Teraz, w ferworze tak zwanej afery hazardowej jest ku temu najlepszy moment. Reprezentant opozycji na stanowisku CBA gwarantuje, bowiem wyjątkową dynamikę, energiczność oraz skuteczność w działaniu. O polityczne śledztwa nie ma się natomiast co obawiać, gdyż nikt nie wymyśli żadnej afery, jeżeli sami politycy nie dadzą do tego jakiegoś asumptu i w coś "nie wdepną". Uczciwi funkcjonariusze państwowi nie mają, więc się czego bać...
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka