Kurier z Munster Kurier z Munster
260
BLOG

Proroctwo aPOkalipsy już się sprawdza!

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 23

        Dokładnie 4 lipca 2009 roku napisałem, na forum niezależnych publicystów Salonu24 artykuł, pod tytułem:  "PO skończy niczym śnieżna kula".   Niespełna dwa tygodnie później, zamieściłem publikację o nazwie:  "Wielka aPOkalipsa 2010";  by wreszcie 14 września, dosłownie w przededniu wybuchu tak zwanej afery hazardowej, opublikować tekst o wymownym tytule:  "Fazy upadku Platformy Obywatelskiej".  Przewidywałem w nim, iż jeszcze na przełomie najbliższej jesieni i zimy, społeczne poparcie dla rządzącej Polską partii spadnie poniżej 40 proc. Ta pierwsza teza - jak wynika z przedstawionych ostatnio w telewizji TVN sondaży - już się sprawdziła.

 

        O tym, iż Platforma Obywatelska nie jest w stanie, na dłuższą metę utrzymać przytłaczającej przewagi nad pozostałymi politycznymi konkurentami, a w perspektywie najbliższych miesięcy odwróci się jej sondażowy trend i notowania zaczną dynamicznie spadać -  wiedziałem już od dawna. Wynikało, to po prostu z trzeźwej analizy aktualnej sytuacji politycznej oraz obserwowanych zjawisk. Sportowiec, który na rok przed najważniejszą imprezą prezentuje wysoką formę i wygrywa wszystkie mitingi lekkoatletyczne, na właściwych zawodach zazwyczaj nie błyszczy, wracając z nich bez żadnego  medalu. To prosta zasada, która obowiązuje nie tylko w sporcie, ale i w całym  życiu. W tym samym czasie, gdy ja zamieszczałem na forum Salonu24 swoje - bądź co bądź - odważne analizy, to najważniejsi publicyści tego portalu, a także najwybitniejsi profesorowie socjologii w telewizji, zachwycali się rzekomym fenomenem niezwyciężonej Platformy Obywatelskiej - wmawiając ludziom, iż rządzącemu ugrupowaniu nic nie zagraża, a jego lider premier Donald Tusk ma już właściwie prezydencką elekcję w kieszeni. Teraz  pewnie, jak zawsze, ze wszystkich swoich prognoz zaczną się stopniowo wycofywać i nieskromnie uznajmią opinii publicznej, że z góry przewidywali taki scenariusz. NIE! NIE PRZEWIDYWALI MIMO, ŻE IM ZA PRZEWIDYWANIA PŁACĄ...! Tymczasem pierwsza faza apokalipsy Platformy Obywatelskiej, o której pisałem w artykule pod tytułem:  "Fazy upadku Platformy Obywatelskiej"   już nadeszła.

        Poniżej zamieszczam teksty swoich najważniejszych publikacji, które na forum niezależnych publicystów Salonu24 publikowałem na temat Platformy Obywatelskiej:

 


PO skończy niczym śnieżna kula...


        Socjologowie społeczny fenomen, wysokiego poparcia dla Platformy Obywatelskiej, wyjaśniają często teorią "śnieżnej kuli".   W praktyce jednak, ta kula okleja się tylko do czasu, a kiedy przychodzi ocieplenie, to topnieje, albo się rozsypuje. Niestety PO oraz Donalda Tuska czeka dokładnie taki sam los, gdyż brak im jest realnych, materialnych argumentów - zarówno strukturalnych, jak i merytorycznych. Prawdę napisał w swoim liście do premiera, ojciec założyciel Platformy  -  Andrzej Olechowski - iż stała się ona bardziej partią władzy niż programową.      

 

         Analitycy oraz dziennikarze, którzy już uznali, iż Donald Tusk zostanie w przyszłorocznych wyborach prezydentem, niestety srodze się rozczarują. Być może teraz właśnie brat aktualnego "lokatora"   Pałacu Namiestnikowskiego - Jarosław Kaczyński szepce sobie po cichu, pod nosem -  iż pomarzyć każdy może. Dałoby się, bowiem - na przekór różnego rodzaju badaniom opinii publicznej - postawić, wcale nie taką ryzykowną tezę, iż obecny premier, nie tylko, że nie zdobędzie prezydenckiej elekcji, ale również przegra wyborczy wyścig, już w pierwszej turze, a Platforma Obywatelska zniknie ze sceny politycznej.

 

       Nawet najdłuższe, przychylne dla zeglarzy wiatry, nie trwają w niekończoność. Dabra koniunktura kiedyś odchodzi, tak samo jak morski przypływ. W polityce niebywale ważna jest umiejętność dozowania popularności. Kulminacja społecznego poparcia, nie może przyjść za wcześnie, tak samo jak u sportowca za wcześnie nie powinnien przyjść szczyt formy. Zawodnik, który na rok przed ważną imprezą wygrywa wszystkie mityngi lekkoatletyczne, na właściwej imprezie zazwyczaj nie błyszczy.

***


        Platforma Obywatelska to partia hybrydowa, a takie twory, jak powszechnie wiadomo prędzej czy później się rozpadają. Jej poparcie nie jest wcale efektem realnej siły struktur terenowych, atrakcyjności programu, czy skuteczności w rządzeniu, tylko pewnej korzystnej polaryzacji politycznej, jaka wytworzyła się w wyniku wyborów prezydenckich w 2005 roku. To właśnie wówczas powstała sytuacja, w której na jednym biegunie sceny politycznej znalazła się liberalna Platforma Obywatelska, a na drugim konserwatywne i w swojej istocie prosocjalistyczne Prawo i Sprawiedliwość. Wystąpienie takiego ostrego politycznego kontrastu powodowało, iż jego beneficjentem była raz jedna strona, innym druga, a jeszcze innym obydwie naraz. Moc jednak obowiązywania tego mechanizmu, powoli się będzie wyczerpywać, a bieguny polityczne (używając języka jakim często operują fizycy) ulegną "przemagnetyzowaniu",  a precyzyjniej rzecz ujmując rekonfiguracji. Mówiąc jaśniej: - linia dotychczasowego sporu politycznego, który kształtował polską scenę polityczną, nie będzie już taka wyrazista. Do gry zgłosi się więcej uczestników, co spowoduje, iż otrzymywany przez wyborców obraz, nie będzie już taki ostry oraz czarno-biały, jak dotychczas. Być może miejsce, które obecnie okupuje PO zajmie, w najbliższej przyszłości SD lub jakaś inna partia, a sama Platforma będzie musiała lawirować powmiędzy lewą, a zarazem prawą stroną sceny politycznej. Oznaki takiego scenariusza widać już w tej chwili.
        Obecnie rządząca Polską Platforam Obywatelska jest, w o tyle komfortowej sytuacji, iż nawet gdyby nic nie robiła, to wyborcy i tak, w różnego rodzaju badanich opinii publicznej będą ją popierać, gdyż alternatywą są znienawidzeni, w najpoważniejszych opiniotwórczych kręgach Kaczyńscy, których ciągle się jeszcze - tak samo konsekwentnie, co skutecznie - deprecjonuje. Taki stan rzeczy, nie potrwa już jednak długo, a popularnymi braćmi bliźniakami będzie można straszyć tylko do czasu. Bez realnych politycznych instrumentów ugrupowanie Donalda Tuska, nie utrzyma wysokiego poziomu społecznego poparcia. Gdy, bowiem polityczna popularność nie wynika z siły struktur terenowych, czy efektywności (a nie efektowności) rządzenia, to nie jest ona zjawiskiem trwałym i staje się w większym stopniu wirtualną, socjotechniczną "abstrakcją" niż realnym, materialnym bytem. Dlatego Platformie Obywatelskiej, jak i jej liderowi niezmiernie trudno będzie obronić wysokie wykresy notowań, w różnego rodzaju sondażach demoskopijnych. Wcześniejsze doświadczenia AWS-u, czy SLD powinny być pouczające.
        Czym bliżej będzie wyborów prezydenckich, tym sytuacja coraz bardziej zacznie się dynamizować. A przecież przed sprawującym aktualnie władzę ugrupowaniem najważniejsze wyzwania, staną dopiero w przyszłości. Konieczność rozwiązania najtrudniejszych społecznych problemów, a także zmierzenia się z prawdziwymi skutkami kryzysu może wiele kosztować. Dobra socjotechnika oraz zakrojone na wielką skalę wysiłki pijarowskie, okażą się zupełnie niewystarczające, aby nadal przewodzić na czele politycznej stawki.  Jarosław Kaczyński przewidział taki bieg wydarzeń, dlatego w 2007 roku sam dobrowolnie, na własne życzenie oddał władzę, aby jego brat bliźniak posiadał, w najważniejszym momencie, jak najwięcej atutów.
        Wszelako Donald Tusk ma dziś świetne karty. Cała sztuka polega jednak na tym, aby mieć je jutro. Nawet najdłuższe, przychylne dla zeglarzy wiatry, nie trwają w niekończoność. Dabra koniunktura kiedyś odchodzi, tak samo jak morski przypływ. W polityce niebywale ważna jest umiejętność dozowania popularności. Kulminacja społecznego poparcia, nie może przyjść za wcześnie, tak samo jak u sportowca za wcześnie nie powinnien przyjść szczyt formy. Zawodnik, który na rok przed ważną imprezą wygrywa wszystkie mityngi lekkoatletyczne, na właściwej imprezie zazwyczaj nie błyszczy. W polityce, podobnie jak i w sporcie, czy w ogóle w życiu nic nie może przyjść za wcześnie. Socjologowie społeczny fenomen, wysokiego poparcia dla Platformy Obywatelskiej, wyjaśniają często teorią "śnieżnej kuli".   W praktyce jednak ta kula okleja się tylko do czasu, a kiedy przychodzi ocieplenie, to topnieje, albo się rozsypuje. Niestety PO oraz Donalda Tuska czeka dokładnie taki sam los, gdyż brak im jest realnych materialnych argumentów - zarówno strukturalnych, jak i merytorycznych. Prawdę napisał w swoim liście do premiera, ojciec założyciel Platformy Andrzej Olechowski - iż stała się ona bardziej partią władzy niż programową.
        Scena polityczna w Polsce zostanie zrekonstruowana, w wyniku nie wyborów parlamentarnych, lecz prezydenckich. W kampanii, bowiem parlamentarnej, a także polityce partyjnej, nie ma warunków do spowodowania poważnych zmian, a przede wszystkim przewartościowania sił. Na straży aktualnego status quo stoi, w największej mierze obowiązująca ustawa o finansowaniu ugrupowań politycznych. To zaś zamyka drogę do wszelkich przekształceń - zarówno jakościowych, jak i ilościowych. Kampania prezydencka spersonifikuje polityczny spór, a przede wszystkim radykalnie zmieni bieguny politycznej polaryzacji. Sytuacja, nie będzie już pracowała dla Platformy Obywatelskiej oraz Danalda Tuska. Do głosu dojdą inne czynniki odniesienia, które radykalnie zawężą  PO spektrum politycznego oddziaływania, a także ograniczą wyborcze pole manewru, do którego będzie mogła się odwoływać. Partia ta zejdzie do swojego naturalnego dwudziesto procentowego poziomu społecznego poparcia, opierającego się w przeważającym stopniu o elektorat liberalny, a to może nie wystarczyć, nawet na II turę wyborów prezydenckich, co ostatecznie przesądzi, iż Platforma Obywatelska rozsypie się na drobne kawałki,  niczym "śnieżna kula" ,  a potem raz na zawsze  zniknie ze sceny politycznej, podobnie jak niegdyś AWS.


Romano Manka-Wlodarczyk

 

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

 


Wielka aPOkalipsa 2010!


         Platformę Obywatelską czeka prawdziwa "polityczna apokalipsa". Nowa polaryzacja partyjna będzie już, bowiem dla niej o wiele mniej korzystna, niż ta która ma miejsce obecnie.  Decydującym momentem, który ostetcznie sfinalizuje proces "przemagnetyzowywania"   biegunów politycznych i doprowadzi do rekonfiguracji polskiej sceny politycznej, staną się  wybory prezydenckie w 2010 roku. Jeżeli  lider PO, premier Donald Tusk przegra batalię prezydencką, co jest bardzo prawdopodobne, to rządząca Polską partia  gwałtownie się rozpadnie. Jeżeli zaś odniesie zwycięstwo, to czeka ją dokładnie taki sam los, tyle tylko, że trochę później.  "Hybrydowa"  struktura PO   "rozjedzie"  się wówczas w dwóch przeciwstawnych kierunkach - lewicowo-liberalnym oraz prawicowo-konserwatywnym. Obecne status quo jest na dłuższą metę, po prostu nie do utrzymania.

 

       

        Nieuchronnie zbliżamy się do momentu, w którym obecne bieguny polityczne ulegną "przemagnetyzowaniu", zasadniczo zmienią swoje położenie i znajdą się w innym niż dotychczas układzie odniesienia. Ten proces już  dawno się rozpoczął, a ostatecznie doprowadzi do nowej polaryzacji politycznej, której główną osią nie będzie już, tak jak w przeszłości rywalizacja pomiędzy dwoma przeciwnymi obozami - postkomunistycznym a  postsolidarnościowym, czy obecnie Platformą Obywatelską oraz Prawem i Sprawiedliwość, lecz o wiele bardziej pluralistyczna mozaika podmiotów. Rzeczywistość polityczna przestanie być interpretowana w czarno białych barwach, a o kształtowaniu partyjnych preferencji, nie będzie już decydować tylko i wyłącznie jedno kryterium, czy też jedna alternatywa. Okres "postrywinowski"  był tylko przejściowy i aktualnie dobiega  do końca.

 

***

Historyczna polaryzacja
         Przez wiele lat scena polityczna w Polsce dzieliła się według historycznego sporu, na ugrupowania postkomunistyczne i postsolidarnościowe. W różnych okresach, polaryzacja ta dawała o sobie znać z mniejszą lub większą siłą oraz intensywnością. Skutecznie osłabiał ją, w trakcie swojej prezydentury Lech Wałęsa, który w sposób przemyślany doprowadził do swoistego  "wielkiego wybuchu",  czyli celowego rozbicia obozu "Solidarności",  aby sam mógł dyskontować polityczne korzyści, wynikające z dwubiegunowego sytsemu. Tak zwana  "wojna na górze"   zdecydowanie złagodziła ostrość, istniejącego w Polsce historycznego podziału, a także zafałszowała autentyczny układ sił. Trudno było, bowiem mówić o klasycznej, wyrazistej polaryzacji, skoro na lewej stronie sceny politycznej występował właściwie jeden silny podmiot, a na prawej cała ich przysłowiowa "tablica Mendelejewa".  Dlatego podczas wyborów parlamentarnych w 1991 oraz 1993 roku, choć symboliczny historyczny spór został mocno wyakcentowany, to jednak polityczna polaryzacja nie wpływała ostatecznie, w decydującej mierze na wyborczy wynik. W obydwu tych przypadkach, korzystniej działała na rzecz obozu solidarnościowego; przyczym o ile ze względu na duże rozdrobnienie ugrupowań prawicowych, za pierwszym razem było to mało widoczne oraz odczuwalne, dając niewielki efekt w postaci parlementarnej przewagi, to już za drugim doprowadziło nawet do rozstrzygnięcia innego niż to, które by wynikało z przebiegającej polaryzacji. W praktyce, bowiem mimo, iż partie prawicowe skoncentrowały wokół siebie większą ilość wyborczego elektoratu, to jednak w parlamencie znalazły się w dramatycznej mniejszości.
        Najsilniej dwubiegunowy układ odniesienia, kształtowany według przesłanek historycznych, wystąpił podczas wyborów prezydenckich w 1995 roku, a także parlamentarnych w roku 1997 oraz 2001. Rywalizacja pomiędzy Lechem Wałęsą a Aleksandrem Kwaśniewskim, przynajmniej do zakończenia I tury wyborów, była w przeważającej mierze wyznaczana przez kryteria, jak również uwarunkowania o charakterze historycznym i gdyby legendarny przywódca "Solidarności" zdołał "dociągnąć",  taki rodzaj historycznej polaryzacji do końca, to z całą pewnością odniósłby osteteczne zwycięstwo, gdyż przebiegała ona  według korzystniejszego dla niego "algorytmu".  Kwaśniewski, jednak bardzo chytrze  "zagrał kontrastami",  a wyborczą polaryzację przeniósł na zupełnie inną płaszczyznę, zdominowaną przez kryteria wizerunkowo-merytoryczne, gdzie czuł się o wiele lepiej. Słynne telewizyjne debaty przyczyniły się, w ogromnym stopniu do ugruntowania, mocno propagowanych przez środowiska postkomunistyczne dwóch przeciwstawnych stereotypów - "zaściankowca Wałęsy"  i "światowca Kwaśniewskiego",  a taki ostry kontrast personalny, musiał dać temu ostatniemu spektakularny triumf. Lider postkomunistów wygrał wybory, dzięki perfekcyjnemu wręcz uwypukleniu walorów medialno-osobowych, pomimo, iż polityczna polaryzacja działała na korzyść prezydenta Wałęsy.
        Zresztą, w całym pierwszym dziesięcioleciu funkcjonowania w Polsce demokracji, układ politycznych biegunów sprzyjał, wbrew pozorom, prawie zawsze, tak zwanemu "obozowi posierpniowemu". Jeżeli postkomuniści, w tym okresie wygrywali już konkretne wybory, to tylko dzięki umiejętnemu posługiwaniu się hasłami populistycznymi, stosowaniu różnego rodzaju wyrafinowanych socjotechnik, a przede wszystkim wielkiemu rozdrobnieniu, jakie istniało po prawej stronie sceny politycznej. Inaczej mówiąc - siłą lewicy była słabość prawicy. ..
        Najlepszym, na potwierdzenie takiego stanu rzeczy dowodem są wybory parlamentarne w 1997 roku. Gdy skupiająca prawie wszystkie środowiska postsolidarnościowe, w federacyjnej formule AWS-u prawica wystąpiła razem, to w cuglach zwyciężyła z postkkomunistyczną SLD. Dwubiegunowy mechanizm polaryzacyjny, zadziałał dla lewicy korzystnie tylko raz, czery lata później, kiedy zdecydowana większość społeczeństwa - trochę z tęsknoty za dawnym systemem, a trochę z powodu istniejącej wówczas trudnej sytuacji ekonomicznej - zagłosowała przeciwko dorobkowi ugrupowań o solidarnościowym rodowodzie, czego najlepszą egzemplifikacją stały się wyniki uzyskane wtedy przez SLD oraz  "Samoobronę".  To był jednak już ostatni raz, kiedy o dokonywanym wyborze decydowała, w największym stopniu historyczna opozycja, pomiędzy obozem postkomunistycznym, a postsolidarnościowym.

 

"Przemagnetyzowanie"  politycznych biegunów...
        Na początku lat dwutysięcznych rozpoczął się trwający do dziś proces, który w ślad za terminologią używaną w fizyce, bądź astronomii, można określić, jako "przemagnetyzowanie"  politycznych biegunów. Kluczową rolę odegrały tu trzy ważne wydarzenia: - po pierwsze rozpad AWS-u; po drugie  "afera Rywina";  po trzecie zaś wybory prezydenckie w 2005 roku.
        Rozpad AWS-u spowodował, iż w miejsce istniejącego do tej pory jednego bloku prawicowego, pojawiły się dwie, w mierę równorzędne struktury stricte partyjne - Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość. Jedna z nich orientowała się, w sfrze programu liberalnie, a druga konserwatywnie; jedna określała się jako centroprawicowa, a druga prawicowa. Mimo deklarowanej i nawet przez jakiś czas w paraktyce realizowanej współpracy  politycznej  ("POPIS"),  musiały one z całkowicie zrozumiałych względów, wynikających z faktu odwoływania się  do zbliżonego elektoratu pomiędzy sobą konkurować. Na początku, jednak wzajemna rywalizacja odbywała się, na zasadach bardzo pokojowych i ograniczała jedynie do obszaru obejmującego połowę sceny politycznej. Jednakowoż, już sama konkurencja dwóch prawicowych podmiotów oraz związany z tym mechanizm  "licytowania się"  na konserwatywne hasła, doprowadziły do przesunięcia   "prawego bieguna politycznego",  jeszcze bardziej w prawą stronę.
         Jednocześnie zaś tak zwana  "afera Rywina",   w zasadniczy sposób przyczyniła się do ogromnego osłabienia Sojuszu Lewicy Demokratycznej, radykalnego zmniejszenia jego   "siły grawitacyjnego oddziaływania",   a także złamania żelaznej jedności, z jakiej wcześniej słyneły środowiska postkomunistyczne, czy socjaldemokratyczne. W efekcie  "lewy biegun"  przesunął się wyraźnie w kierunku centrum, a nawet na prawą stronę sceny politycznej, co zdecydowanie przemieściło na prawo również cały dwubiegunowy układ odniesienia.
        Z kolei wybory prezydenckie w 2005 roku, a przede wszystkim  "bratobójczy"  pojedynek w ich II turze, Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem uczyniły z rywalizacji pomiędzy Prawem  i Sprawiedliwość, a Platformą Obywatelską - główną oś podziału polskiej sceny politycznej. Wspólny rodowód obydwu partii przesądzał, iż nowa polaryzacja nie mogła już się kształtować tak, jak miało to miejsce wcześniej, według przesłanek typowo historycznych. Ostry spór dwóch osobowości, jak również forsowana przez   "spin doktorów"   PiS-u dychotomia  "polski liberalnej"   w opozycji do   "polski solidarnej"  - spowodowały, iż nowa polaryzacja zaczeła być, w przeważającym stopniu kreowana, przez czynniki o charakterze personalnym, wizerunkowym, ideologicznym, czy merytorycznym, ale nie historycznym.
         Skądinąd zaś programowa bliskość obydwu ugrupowań, przyczyniła się do ogromnego  "spłaszczenia" sceny politycznej, a tym samym dwubiegunowego układu odniesienia, a nawet prostopadłego nałożenia poszczególnych biegunów na siebie. Powstała kuriozalna sytuacja, w której nie wiadomo, czy Platforma Obywatelska jest bardziej na prawo od Prawa i Sprawiedliwości, czy też bardzej na lewo i na odwrót. Z punktu widzenia politycznej koniunktury, zachodząca pomiędzy obydwiema partiami ostra polaryzacja, była korzystna raz dla jednej strony, innym dla drugiej, a jeszcze innym dla obydwu naraz.

 

Polityka nie cierpi próżni...
         Proces  "przemagnetyzowywania"  biegunów politycznych rozpoczął się w 2001 roku i cały czas trwa, przechodząc jedynie przez kolejne fazy oraz etapy. Jego zakończenie może doprowadzić, do ostetcznego uformowania sceny politycznej. Aktualnie czynnikami, które go w największym stopniu napędzają, jest personalna rywalizacja pomiędzy prezydentem Lechem Kaczyńskim, a premierem Donaldem Tuskiem, jak również brutalny spór o władzę Platformy Obywatelskiej z Prawem i Sprawiedliwością. To się, jednak niebawem diametralnie zmieni, a powstała sytuacja zacznie przybierać zupełnie inne cechy. W ferworze walki o prawicową tożsamość oraz szaleńczego  "licytowania się"  z PiS-em na konserwatywne hasła - PO przesuwa się, coraz bardziej na prawą stronę sceny politycznej, zostawiając wolną przestrzeń, po swojej lewej stronie. W to natomiast miejsce, na pewno ktoś wejdzie, gdyż, jak powszechnie wiadomo rzeczywistość, a  polityka tym bardziej nie cierpi próżni. Który z podmiotów politycznych, dostąpi tego zaszczytu, to na razie pozostaje sprawą otwartą. Wydaje się jednak, iż największe szanse posiada ku temu - jakby na nowo reaktywowane niedawno - Stronnictwo Demokratyczne, gdyż dysponuje ono przynajmniej kilkomo ważnymi atutami: - po pierwsze nieźle wypadającymi w miediach, znanymi społecznie liderami; po drugie historycznymi tradycjami; po trzecie strukturami terenowymi i pokaźnym majątkiem; a po czwarte wreszcie polityczną świeżością. W ramach walki o przestrzeń na lewo od centrum, nie można też do końca przekreślać szans postkomunistycznej SLD, czy jakiegoś innego szerszego politycznie projektu liberalno-lewicowego, na modłę dawnych marzeń eksprezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraz redaktora naczelnego Gazety Wyborczej Adama Michnika, a obejmującego swym zasięgiem - zarówno SLD, jak i SD, PD, czy inne ugrupowania.
        Tak więc nieuchronnie zbliżamy się do momentu, w którym obecne bieguny polityczne ulegną   "przemagnetyzowaniu",  zasadniczo zmienią swoje położenie i znajdą się w innym niż dotychczas układzie odniesienia. Ten proces już się dawno rozpoczął, a ostatecznie doprowadzi do nowej polaryzacji politycznej, której główną osią nie będzie już, tak jak w przeszłości rywalizacja pomiędzy dwoma przeciwnymi obozami - postkomunistycznym a postsolidarnościowym, czy obecnie Platformą Obywatelską oraz Prawem i Sprawiedliwość, lecz o wiele bardziej pluralistyczna mozaika podmiotów. Rzeczywistość polityczna przestanie być interpretowana w czarno białych barwach, a o kształtowaniu partyjnych preferencji, nie będzie już decydować tylko i wyłącznie jedno kryterium, czy też jedna alternatywa. Okres  "postrywinowski"  był tylko przejściowy i aktualnie dobiega  do końca. 
         Decydującym momentem, który ostetcznie sfinalizuje proces "przemagnetyzowywania"   biegunów  politycznych i doprowadzi do rekonfiguracji polskiej sceny politycznej, będą wybory prezydenckie w 2010 roku. Stereotyp  "upiornych braci Kaczyńskich",  niebawem przestanie działać mobilizująco na elektoraty, a po lewej stronie PO   "wykrystalizuje"  się silna polityczna konkurencja.  Z innych czynników -  o wiele  mocniej niż  dotychczas da o sobie znać światowy kryzys gospodarczy.  Dla aktualnie rządzącej Platformy Obywatelskiej może to oznaczać, prawdziwą  "polityczną apokalipsę".  Jeżeli jej lider, premier Donald Tusk przegra batalię prezydencką, co jest bardzo prawdopodobne, to PO się gwałtownie rozpadnie. Jeżeli zaś odniesie zwycięstwo, to czeka ją dokładnie taki sam los, tyle tylko, że trochę później.  "Hybrydowa"  struktura PO   "rozjedzie"   się wówczas w dwóch przeciwstawnych kierunkach - lewicowo-liberalnym oraz prawicowo-konserwatywnym. Obecne status quo jest na dłuższą metę, po prostu nie do utrzymania.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

 

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

 


Fazy upadku Platformy Obywatelskiej...


          Politycy PO zdradzają objawy, czegoś, co można określić mianem   "syndromu Titanica".   Zachowują się, bowiem tak, jak gdyby Platforma Obywatelska była   "niezatapialna"   i  miała rządzić wiecznie. Tymczasem nic, w większym stopniu nie przyczynia się do katastrof tak, jak nadmierna rutyna oraz pewność siebie. Rządząca Polską partia osiągnęła już apogeum swojego społecznego poparcia i teraz zacznie już tylko spadać w dół. Jej polityczny upadek będzie podobny do zatopienia legendarnego   "Titanica"  - nie pójdzie na dno od razu, lecz woda stopniowo i po kolei wedrze się do jej poszczególnych przedziałów.

          To oczywiście na razie czysta futurologia, ale jak wiadomo dziedzina ta zajmuje się rozpatrywaniem zjawisk w ujęciu dynamicznym, a nie statycznym. Chodzi o uchwycenie -  nie dostępnych obecnie zdarzeń, lecz procesu, a przede wszystkim zantycypowanie jego ewentualnego rozwoju w przyszłości. W ujęciu statycznym Platforma Obywatelska wygrywa, ale taka prognoza jest mocno zawężona, gdyż dotyczy aktualnej dzisiaj rzeczywistości. Dzień jutrzejszy może natomiast przynieść zupełnie inne rozstrzygnięcia. Poziom społecznego poparcia zawsze, bowiem osiąga swój kulminacyjny moment, a polityczna koniunktura kiedyś się wyczerpuje. Wszak nie takie potęgi, jak Platforma Obywatelska   "kończyły się",   przechodząc klasyczną, w takich przypadkach drogę - od spektakularnych zwycięstw do ostatecznego upadku.
         Obecna sytuacja, nie pracuje już dla partii Donalda Tuska. W prowadzonych regularnie badaniach opinii publicznej, ujawnia się spadek społecznego optymizmu, a równocześnie pogorszenie notowań rządu oraz parlamentu. Tendencje te muszą prędzej czy później,  znaleźć swoje ujście w politycznych preferencjach. Próba podjęcia realnych problemów, może przynieść dla rządzącego Polską ugrupowania podobne skutki, jak zderzenie z   "górą lodową".   Z drugiej strony unikanie ich rozwiązania doprowadzi do jeszcze większej katastrofy.
         Irracjonalny polityczny spór, pomiędzy PO a PiS-em, traci na swojej ostrości i nie absorbuje społeczeństwa już tak mocno, jak dawniej. Jednocześnie na scenie politycznej pojawiają się nowe, konkurencyjne wobec Platformy podmioty. Zaczynają tworzyć się inne niż dotychczas kontrasty oraz punkty odniesienia... Partia Donalda Tuska, w ferworze szaleńczej licytacji z PiS-em na konserwatywne hasła, pozostawia po swej lewej   "burcie"  coraz więcej wolnego miejsca. Liberalno-lewicowy elektorat jest coraz bardziej sfrustrowany i powoli zaczyna poszukiwać innego obiektu afirmacji. W sposób ewidentny ujawniają to, tak zwane sondaże drugiego wyboru. W miarę, jak będzie zbliżać się termin wyborów prezydenckich, wszystkie te procesy zaczną się jeszcze bardziej eskalować. Przyszła klęska Platformy Obywatelskiej jest bardzo łatwa do przewidzenia, a jej upadek dokona się stopniowo w pięciu głównych fazach.

         Faza pierwsza:- Spadek notowań Platformy Obywatelskiej, w badaniach opinii publicznej poniżej 40 proc. Pierwszy sygnał ostrzegawczy dla władz PO, a także poważny asumpt do wewnątrzpartyjnych ruchów. Regres ten dotknie Platformę, gdzieś na przełomie jesieni i zimy bieżącego roku.

        Faza druga:  - Balansowanie rządzącego ugrupowania na progu 30 proc. Przyjęcie bardziej niż dotychczas agresywnej postawy oraz nerwowe próby odzyskania utraconego elektoratu. Zmiana pijarowskiej strategii kreowania wizerunku i zwiększenie nakładów na promocję telewizyjną. Eskalowanie sztucznych konfliktów z PiS-em. Możliwe roszady w rządzie. Wszystkie te wysiłki okażą się bezskuteczne. Poważny wzrost poziomu emocjonalności, a także agresji w szeregach partii. Sytuacja ta nastąpi wiosną lub latem 2010 roku.

       Faza trzecia: - Spektakularna porażka lidera PO - premiera Donalda Tuska w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Przełomowy moment w całym ciągu zdarzeń, składających się na proces upadku Platformy. Rozpoczęcie wewnątrzpartyjnego   "polowania na czarownice"  i  ostentacyjne szukanie winnych wyborczej klęski przewodniczącego rządzącego ugrupowania. Pierwsze przejawy kwestionowania przywództwa Donalda Tuska. Ujawnienie się tendencji frakcyjnych, a nawet rozłamowych. W efekcie spadek notowań sondażowych poniżej 20 proc.

       Faza czwarta:- Rozpaczliwe próby ratowania Platformy Obywatelskiej. Powstanie silnej grupy reformatorów, opozycyjnej wobec władz centralnych partii. Z drugiej strony oportunizm, konformizm i kunktatorstwo kierowniczych kręgów PO. Nasilenie wewnętrznych konfliktów. Walki frakcyjne. Rozpoczęcie masowego   "eksodusu"   znanych polityków PO do bliskich im ideowo ugrupowań, zarówno po prawej, jak i lewej stronie sceny politycznej. Hybrydowa  struktura PO,  będzie temu zjawisku jeszcze mocniej sprzyjać.

     Faza piąta: - Porażka Platformy Obywatelskiej w wyborach parlamentarnych w 2011 roku, a w konsekwencji rozpad i ostateczny upadek partii.


       Dramat rządzącej Polską Platformy Obywatelskiej polega na tym, iż jej wewnątrzpartyjny środek znajduje się dokładnie tam, gdzie środek polskiej sceny politycznej. Jest ona, więc ciągle narażona na działanie sił odśrodkowych. Tak wielonurtowe, hybrydowe ugrupowanie, nie może na dłuższą metę utrzymać strukturalnej spójności, a tym bardziej w nieskończoność odnosić wyborczych sukcesów.
        Partia Donalda Tuska, mogłaby przetrwać jedynie w sytuacji, gdyby nieustannie spełniała funkcję lewego bieguna politycznego, w opozycji do prawego, którym jest obecnie PiS. Udało się, to jednak tylko okresowo, ale w dłuższej perspektywie czasowej jest niemożliwe, gdyż obszar ten zagospodaruje: - albo odradzające się Stronnictwo Demokratyczne, albo zupełnie inny podmiot o liberalno-lewicowym charakterze. Paradokslanie i z uwagi na swoją hybrydowość, PO mogłaby przyjąć rolę prawego bieguna politycznego, ale to miejsce zajął już PiS.
         Niecodzienne  "spotkanie"   w   ramach PO konserwatystów z liberałami, a w niektórych przypadkach również i lewakami, posiada ważność li tylko tymczasową oraz sytuacyjną. Wkrótce, jednak nadejdzie czas   "spektakularnego pożegnania".   Obecna sytuacja polityczna   "nie  pracuje"   już, bowiem na rzecz Platformy Obywatelskiej, a na wszystko nałoży się w najbliższej przyszłości poważny kryzys ekonomiczny.


Romano Manka-Wlodarczyk

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Polityka