4 x TAK… Taki był program Platformy Obywatelskiej głoszony przez całe lata, zanim partia ta doszła do władzy. Likwidacja senatu, zniesienie parlamentarnych immunitetów, zaprzestanie finansowania ugrupowań politycznych z pieniędzy podatników, utworzenie jednomandatowych okręgów wyborczych. Co pozostało z tych szumnie przedstawianych haseł oraz postulatów?! Pozostało 4 x NIC… Tyle właśnie – jak dotychczas – rządzącej partii udało się zrealizować. Pozwolono sobie na populizm, jakiego w dziejach III Rzeczpospolitej jeszcze nie notowano.
Dlaczego Platformy Obywatelskiej nikt nie rozlicza z głoszonych przed wyborami haseł? Dwa lata rządów tej partii, to najlepsza okazja do sformułowania generalnych ocen oraz podsumowań. Jesteśmy właśnie na półmetku kadencji obecnego parlamentu. Jakieś efekty rządzenia powinny być więc już widoczne. Tymczasem po raz kolejny okazało się, iż przysłowiowe „gruszki na wierzbie” same jednak nie wyrosną. W tym przypadku nawet nie próbowano ich tam zaszczepić, czy zawiesić. Po prostu po raz kolejny oszukano wyborców.
Populizm polityczny, to miedzy innym spektakularne formułowanie propozycji, co do których ma się przeświadczenie, iż i tak nie będą one mogły być w praktyce zrealizowane, gdyż warunki polityczne na to nie pozwolą, a odpowiedzialność za ich niezrealizowanie można będzie zrzucić na niezależne, obiektywne okoliczności, bądź też osoby trzecie. To prymat postawy efektownej nad efektywną, propagandy nad pragmatyzmem, formy nad treścią, a socjotechnicznego wizerunku nad istotą rzeczy. To domena, którą dzisiaj nazywamy, w ślad za przykładami płynącymi z dziedziny show-biznesu – poppolityką. Składający określone propozycje z góry wie, iż są one nierealne, wewnętrznie w głębi osobowości sam się nawet z nimi nie zgadza, ale ostentacyjnie formułuje je dla osiągnięcia doraźnego politycznego interesu. Mówimy, iż „gruszki wyrosną na wierzbie”, choć doskonale wiemy, że nie wyrosną i nawet nie chcemy żeby tam wyrosły, gdyż zbyt wysoko byłoby po nie sięgać. Na tym właśnie polega postępowanie czysto pijarowskie.
Platforma Obywatelska jeżeli chce być w swoich działaniach konsekwentna i traktowana przez wyborców poważnie, to powinna doprowadzić do spełnienia przedwyborczych obietnic, nawet za cenę podjęcia bardzo radykalnych kroków. Nie sprawuje się funkcji, którą uważa się za niepotrzebną, nie siedzi się w domu na krześle, co do którego zgłasza się zastrzeżenia, że źle funkcjonuje, albo też, że jest całkowicie dysfunkcjonalne. Jeżeli zatem kiedyś PO głośno formułowała postulat likwidacji senatu, jako niepotrzebnej instytucji, to dzisiaj, a właściwie zaraz po zwycięstwie wyborczym tej partii w 2007 roku – wszyscy jej senatorowie powinni równie głośno złożyć swoje mandaty. Rezygnacja 57 senatorów w praktyce zakończyłaby żywot tego organu ustawodawczego, gdyż w takich warunkach nie udałoby się wybrać jego władz, a nawet przeprowadzić jakiegokolwiek posiedzenia. Zrzeczenie się senatorskich mandatów przez senatorów PO, to najkrótsza i zarazem najprostsza droga do likwidacji senatu. Trzeba tylko chcieć to zrobić… Podobnie jest i w przypadku zniesienia parlamentarnych immunitetów. Wystarczy, że 206 posłów Platformy Obywatelskiej zrzekłoby się swoich immunitetów, następnie zaś ogłosiłoby ten fakt wszem i wobec, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, a przedstawiciele wszystkich pozostałych ugrupowań, zasiadających w parlamencie, pewnie zrobiliby dokładnie to samo, przymuszeni presją potężnych mediów oraz opinii publicznej. Tak samo i w sprawie finansowania partii politycznych z pieniędzy podatników. Nie bierze się pieniędzy ze źródeł i w sposób, co do których zasadności przedstawia się poważne zastrzeżenia. Gdyby PO odmówiła przyjmowania środków finansowych z budżetu Państwa, to postawiłaby wszystkie pozostałe partie polityczne pod przysłowiową „ścianą” i w niezmiernie trudnej sytuacji. PiS, SLD oraz PSL musiałby uczynić podobnie, aby zneutralizować oraz rozmazać autentyczny sukces polityczny Platformy Obywatelskiej, a przede wszystkim nie dać jej kolejnego argumentu do zbijania społecznej popularności. Problem jednak w tym, iż ugrupowanie Donalda Tuska nie chce tego zrobić. Propozycje oraz postulaty zgłaszane przez PO, w trakcie poszczególnych kampanii wyborczych okazały się czystą hipokryzją. Stara biblijna zasada: – „po owocach go poznacie” – obnaża ostatecznie sens i znaczenie takiego działania. Owoców nie ma! „Gruszki na wierzbie” nie wyrosły za czasów Leszka Millera, nie wyrosną i za czasów Donalda Tuska. Wyborcom po raz koleiny zafundowano całkowicie nierealną, wirtualną politykę.
Do tej pory media w Polsce zwalczały różne rzeczy, ale najbardziej zaciekle zawsze wszelkie przejawy politycznego populizmu. Z tego właśnie powodu na początku lat dziewięćdziesiątych krytykowano KPN, PC, ZCHN, czasami nawet SLD, później Samoobronę, LPR, PiS; w wielu przypadkach nawet słusznie. Dlaczego jednak za o wiele większy populizm nie krytykuje się Platformy Obywatelskiej. Dlaczego tego, co głosi i proponuje ta partia nie nazywa się politycznym populizmem. Wszak jest to populizm szczególnego rodzaju, gdyż głoszony przez siłę jawiącą się, jako liberalne ugrupowanie rozsądku. PO przecież ewidentnie rzuca w przestrzeń debaty publicznej pewne propozycje, zdając sobie doskonale sprawę z ich nierealności, a później odstępuje od ich realizacji, cedując odpowiedzialność za brak skuteczności na inne czynniki oraz okoliczności. Polityka Platformy Obywatelskiej jest wybitnie hasłowa, wizerunkowa, socjotechniczna. Gdyby ktoś chciał dziś rozszyfrować literowy skrót tego ugrupowania, to musiałby powiedzieć (p)opulistyczne (o)bietnice.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka