Afera Rywina pogrążyła III Rzeczpospolitą. Tak zwana zaś afera hazardowa może pogrążyć IV, a więc to co w publicystyce określa się mianem "POPiS-u", czyli polityczną dominację dwóch prawicowych partii. Dowiadujemy się coraz to nowych rzeczy. Platforma Obywatelska miała chyba rację, aby w pracach sejmowej komisji śledczej uwzględnić nieco szerszy zakres analiz i sięgnąć do historii. Dzięki temu, wychodzi powoli na jaw, iż w hazardzie tkwi cała polityczna elita. Przy pracach legislacyjnych nad konkretną ustawą, „majstrowali” nie tylko politycy PO, ale także PiS-u i SLD, a niedawny "bohater narodowy" – minister Jacek Kapica, najwyraźniej nie był wcale taki "święty".
Na przestrzeni lat dwutysięcznych dynamicznie przybywało w Polsce maszyn do gry. Co najciekawsze pieniądze, aż „wylewały” się z automatów… Nawet przypadkowi „byle laicy” potrafili wygrywać całkiem pokaźne sumy. Obsługiwaniem maszyn zajmowali się zaś najczęściej „Panowie” w przysłowiowych „dresach”. Jaki proceder, tak naprawdę kryje się za hazardowym biznesem?! Jednocześnie cały czas i przy użyciu najwyższych funkcjonariuszy państwowych, dążono do wprowadzenia – na niezwykle korzystnych zasadach – wideoloterii.
W jednym z niedawnych programów telewizyjnych, znany ekspert od gier hazardowych i autor popularnej książki, pod tytułem „Wielka kumulacja, Hazard, polityka i Euro 2012” – Marek Czarkowski, powiedział, iż prace sejmowej komisji śledczej do spraw wyjaśnienia afery hazardowej, zostaną w największej mierze zdominowane przez wątek Totalizatora Sportowego. Miał rację, a sam tytuł książki „wielka kumulacja” doskonale ilustruje również obecną sytuację polityczną w Polsce. O tym, bowiem, iż przy hazardowym biznesie „maczali palce” najbardziej prominentni politycy Platformy Obywatelskiej, wiemy już doskonale. Z najnowszej analizy Centralnego Biura Antykorupcyjnego wynika jednak, iż w interesie hazardowego biznesu występowali również politycy PiS-u. Wszyscy mają więc „brudne ręce”.
Gra od samego początku toczyła się o niebywale dochodową sferę, jaką jest wideoloteria. Według informacji „Polski” – Totalizator Sportowy, już od 2001 roku, uparcie dążył do jej wprowadzenia. Dwa lata później propozycje wpuszczenia na hazardowy rynek wideoloterii przedłożyła ekipa SLD, obciążając ją jednocześnie wysokim 45-cio procentowym podatkiem. Od tego momentu Totalizator Sportowy miał cały czas zabiegać o zmniejszenie obciążeń i zawsze udawało mu się skutecznie wpływać na wysokich urzędników państwowych. Za Totalizatorem Sportowym kryły się natomiast nieczyste interesy prywatnej firmy „G-Tech”, która miała na wideoloterii nieźle zarobić, a cześć legalnego hazardu przenieść do „szarej strefy”.
W okresie rządów PiS-u, prace na ustawą o grach losowych i zakładach wzajemnych były czystą fikcją. W imieniu hazardowego biznesu lobował ówczesny wicepremier Przemysław Gosiewski, a urzędnikom ministerstwa finansów „zakneblowano” usta. Gosiewski nakazał ministerialnym ekspertom siedzieć cicho, a faktyczne projektowanie ustawy hazardowej było kreowane przez prawników Totalizatora Sportowego. Totalizator Sportowy zamierzał ogłosić, a nawet "ustawić" przetarg na cześć wideoloterii, tak aby wygrała go firma „G-Tech”. W grę wchodziły ogromne pieniądze…
Z najnowszych – ujawnionych obecnie faktów – wynika również, iż w całokształcie procesu legislacyjnego nad tworzeniem przepisów hazardowych, nie jest także jednoznaczna rola wiceministra finansów Jacka Kapicy. „Polska” dotarła do pisma z 13 maja 2009 roku, jakie do Komitetu Stałego Rady Ministrów przesłał resort skarbu. W punkcie 15 załącznika do tego dokumentu sformułowano postulat, aby obniżyć podatek od wideoloterii z 45 do 20 proc. Pod pismem, podpisał się też minister finansów Jacek Kapica. W czyim więc interesie występował – uważany jeszcze do niedawna za niezłomnego – urzędnik i co przez to chciał osiągnąć? W świetle ujawnionych faktów jego postawa jest bardzo niejednoznaczna.
Na przestrzeni lat dwutysięcznych dynamicznie przybywało w Polsce maszyn do gry. Co najciekawsze pieniądze, aż „wylewały” się z automatów… Nawet przypadkowi „byle laicy” potrafili wygrywać całkiem pokaźne sumy. Obsługiwaniem maszyn zajmowali się zaś najczęściej „Panowie” w przysłowiowych „dresach”. Jaki proceder, tak naprawdę kryje się za hazardowym biznesem?! Jednocześnie cały czas i przy użyciu najwyższych funkcjonariuszy państwowych, dążono do wprowadzenia – na niezwykle korzystnych zasadach – wideoloterii.
Afera hazardowa może pogrążyć całą polityczną elitę. Żadna z największych w Polsce partii politycznych nie ma tu, bowiem najwyraźniej czystego sumienia. „Umaczani” są zarówno jedni, jak i drudzy. Wina zaś leży po różnych stronach. Może to i nawet dobrze, iż Platforma Obywatelska, aż tak bardzo rozszerzyła zakres prac sejmowej komisji śledczej, do spraw zbadania nielegalnych nacisków, w czasie tworzenia ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych. Dzięki temu społeczeństwo ma przynajmniej szansę poznać kolejne „odsłony”, odgrywanego przez całe lata, przez rożnych aktorów „hazardowego spektaklu”. I tak, jak afera Rywina pogrążyła III Rzeczpospolitą, tak afera hazardowa może pogrążyć IV, czyli polityczną dominację dwóch prawicowych partii, nazywaną czasami też w publicystyce "POPiS-em".
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka