Nie od razu „Titanic” poszedł na dno. Aby doszło do jego zatopienia potrzebny był czas. W kontekście wielkich katastrof możemy mówić o jednym potężnym zdarzeniu, które – jako bezpośrednia przyczyna – prowadzi do dokonania określonej katastrofy, lub też o zdarzeniu małym, na pozór banalnym, incydentalnym, które jednak, jako pierwsze ogniwo wywołuje całą serię kolejnych zdarzeń, ich logiczny ciąg, tragiczny łańcuch. W polityce obowiązują dokładnie takie same reguły oraz prawidłowości. Syndrom „Titanica” nie ominął AWS-u, SLD, nie ominie również i Platformy Obywatelskiej.
Platforma Obywatelska "pójdzie na dno", to rzecz racjonalnie dość łatwa do wykazania… Gdy słynny transatlantyk „RMS Titanic” zderzył się z górą lodową, to tego zdarzenia nikt na dobrą sprawę nawet nie zauważył – pewna siebie załoga lekceważyła znaczenie całego incydentu, a rozkapryszeni pasażerowie beztrosko bawili się na pokładzie statku. Okręt cieszył się przecież – wręcz metafizycznym mianem – „niezatapialnego”. Zderzenie z górą lodową, choć na pozór incydentalne, to jednak otwierało cały ciąg następujących po sobie zdarzeń. I tylko konstruktor statku –Thomasem Andrewsem, zdołał zantycypować to, co się dalej będzie działo, przewidzieć tragiczny łańcuch nawzajem warunkujących się, w przebiegu przyczynowo-skutkowym wypadków i w ostatecznym rozrachunku prowadzących do ogromnej katastrofy.
Zderzenie z górą lodową pozostawiło po sobie tylko niewielką rysę na kadłubie „Titanica”. Mówiąc fachowym językiem marynarzy: – spowodowało jedynie niewielkie „rozszczelnienie” o łącznej powierzchni zaledwie 1,2 metrów kwadratowych i około 90 długości. To jednak wystarczyło, aby otworzyć tragiczny łańcuch zderzeń. Resztę doprawiło już ciśnienie wody, arogancja oraz niefrasobliwość załogi, a przede wszystkim pokładowe kunktatorstwo i zwlekanie z podjęciem akcji ratunkowej. Suma tych wszystkich faktów doprowadziła do wielkiej katastrofy.
Czy Platformę Obywatelską czeka taki sam los?! Jest wiele przesłanek, które pozwalają przewidywać, iż w jej przypadku spełni się scenariusz syndromu „Titanica”. Ujawnienie tak zwanej afery hazardowej można potraktować, jako swego rodzaju „zderzenie z górą lodową”. Co prawda na wizerunku PO (podobnie jak w sytuacji kadłuba „Titanica”), pojawiła się na razie tylko niewielka rysa, ale to wystarczy, aby zainicjować tragiczny bieg wydarzeń… Dalej pewne wypadki będą już następowały logicznie po sobie. Rolę napierającego ciśnienia wody odegra presja opinii publicznej. Przedstawiciele różnego rodzaju środków masowego przekazu – nawet Ci, którzy sprawiali do tej pory wrażenie życzliwych Platformie – zaczną wydobywać z „wraku” afery hazardowej coraz to nowe fakty i je krytycznie opisywać. Do zdecydowanej akcji przystąpi dziennikarstwo śledcze, żądne prawdy w celu zwiększenia poczytności swoich gazet, czy też poprawienia oglądalności poszczególnych programów telewizyjnych.
„Gazeta Wyborcza” i „TVN” już to chyba powoli zaczynają robić… Z kolei politycy Platformy Obywatelskiej będą się starali za wszelką cenę ukryć pewne nieczyste sprawy przed społeczeństwem, ale wtedy właśnie zaczną kluczyć i narażą się na ostry osąd opinii publicznej. Najsłynniejsza w dziejach świata afera Watergate, też rozpoczęła się na dobre dopiero wtedy, gdy niespodziewanie wyszło na jaw, iż w Białym Domu istnieje automatyczny system rejestracji rozmów, a prezydent Richard Nixon uchylał się od udostępnienia komisji senackiej konkretnych taśm. Ludzie Schetyny już próbowali zrobić mniej więcej to samo. Co więc czołowi politycy PO mają do ukrycia?
W szeregach Platformy Obywatelskiej rośnie poziom arogancji. Prominentni działacze tej partii stają się coraz bardziej zuchwali, bezczelni oraz cyniczni. Czym więcej faktów wypływa na wierzch, tym mocniej okazywana jest z ich strony wobec całej sytuacji impertynencka, zarozumiała ignorancja. Próbują „zaklinać rzeczywistość”, „wciskać ludziom tani kit”. To się jednak na dłuższą metę nie uda, opinia publiczna „nie kupi” bezkrytycznie takiej „narracji”.
Potrzebny jest tylko czas na zafunkcjonowanie odpowiednich procesów świadomościowych. Gołym okiem, w łonie rządzącej Polską partii uwidacznia się poważny wewnętrzny spór. Poszczególne frakcje i środowiska rozpoczęły już chyba na dobre brutalną walkę o władzę. Premier Donald Tusk – podobnie, jak Edward Smith na „Titanicu” – nie posiada chyba obecnie najlepszych relacji z „pierwszym oficerem”… Wręcz przeciwnie znajduje się z nim w cichym, tuszowanym medialnie ambicjonalnym konflikcie. Te procesy będą się w przyszłości jedynie eskalować, a łańcuch następujących po sobie zdarzeń doprowadzi w końcu do politycznej katastrofy.
Tak, jak statki, czy wielkie okręty, nie zawsze od razu ulegają zatonięciu, tak najpopularniejsze ugrupowania polityczne, czy formacje, nie zawsze od razu „idą na dno”, w przeprowadzanych badaniach opinii publicznej oraz różnego rodzaju sondażach. Potrzebny jest czas, aby opinia publiczna (podobnie jak woda okręty) mogła je spenetrować, „przechylić”, a w końcu „zatopić”. Syndrom „Titanica” dotyka jednak również i polityki. Na przełomie lat dziewięćdziesiątych oraz dwutysięcznych doświadczyły go boleśnie AWS, a także SLD. Po pierwszym podmiocie pozostał już tylko „wrak”, natomiast drugi „dryfuje” gdzieś powolnie po „mieliznach morskich otchłani”. Platforma Obywatelska też przed syndromem „Titanica” uciec nie zdoła.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka