Nie za bardzo miałem ochotę wypowiadać się na temat ostatnich a w zasadzie ostatniego ruchu kadrowego obecnej ekipy rządzącej, wskazując, wzorem innych komentatorów, w co tam sobie PO strzeliła Ostachowiczem. Czy w łeb, czy w stopę, czy w serce czy w du… Zdanie zmieniłem nieco obejrzawszy w TVN24 wystąpienie na wspomniany temat pani Julii Pitery, która starała się… Z panią Piterą, jak chyba prawie wszyscy wiedzą, jest tak, że, albo na skutek deficytu kompetencji intelektualnych albo cynizmu, posuniętego na sam skraj przyzwoitości, potrafi ona, patrząc bez zmrużenia oka w kamerę, często z takim niedostrzegalnym uśmieszkiem, prawić takie farmazony, że nawet mało wstydliwy człowiek na jej miejscu natychmiast spaliłby się żywym ogniem tudzież zapadł pod ziemię. Wczoraj, zaczepiona pytaniem przez Zbigniewa Kuźmiuka, dociekającego czemu przez 7 lat rządów PO, potępiająca wcześniej w czambuł podobne praktyki, nie potrafiła nie tylko stworzyć mechanizmów wykluczających oczywiste przypadki nepotyzmu ale i oprzeć się posługiwaniu się tym procederem we własnej praktyce, zaczęła od argumentu, że nie zrobiono tego gdyż „opozycja nie podniosłaby w tej sprawie ręki”. To kapitalne odkrycie przedstawicielki partii, która przez owe lata wystarczająco dowiodła, że ręce opozycji czy kogokolwiek innego, wobec korzystnej arytmetyki sejmowej ma głęboko w odwłoku. Dopiero naciskana przez Kuźmiuka i Kajdanowicza przyznała, że ona akurat to wie co należy zrobić ale do tego jest potrzebny jakiś „konsensus”, którego nie ma nie tylko w sejmie ale nawet w koalicji i w jej partii.
Ale, wbrew pozorom i temu długiemu wstępowi, nie o umysłowości Pitery ani też o „braku konsensusu” w PO i koalicji chciałem pisać. W swej tyradzie , w której Pitera starała się… Coś tam, coś tam się starała, użyła ona argumentu „z Piotra Kownackiego”, który w czasach rządów PiS został prezesem PKN Orlen, wskazując, że z Kownackim było tak samo jak z Ostachowiczem.
Nie wiem czy Pitera czytuje Salon24 a w szczególności notki kolegi józefamonety. Nie zdziwiłbym się gdyby tak właśnie się okazało. Jest on bowiem specjalistą od podobnej argumentacji. Gdy tylko PO odpali jakiś większy lub mniejszy numer, błyskawicznie wyszukuje podobny numer, wykonany wcześniej przez konkurencję Platformy. Z pozoru wali w ten sposób w „hipokrytów” sympatyzujących z PiS lub innymi stronnictwami opozycyjnymi.
W rzeczywistości każda kolejna analogia, pieczołowicie wydłubana z czeluści internetu dowodzi czegoś zupełnie innego. Tego, że największym skupiskiem hipokrytów jest PO. Chciałem napisać, że także grono jej zwolenników z kolegą monetą, ale powstrzymałem się. Nie wiem, czy w ich przypadku mam do czynienia z hipokryzją czy z jakimś rodzajem odmóżdżającego afektu, który nie pozwala im dostrzec udowadnianego przez nich samych z wielkim zapałem szwindlu.
Polega to na tym, że każda taka analogia wykazuje, iż PO niczym się nie różni od swych poprzedników czy też raczej od ich odmalowanej w najczarniejszych barwach medialnej „gęby”.
Stawia zatem oczywiste i aktualne pytanie, po cholerę komu PO, skoro przy każdej próbie, przed którą staje ta partia i przy każdej okazji, jaka się jej nadarza, dowodzi ona, że niczym nie różni się ona od innych. Tak, jak zadaniem kolegi monety synekura dla Ostachowicza nie różni się od tej dla Kownackiego.
Rzecz w tym, i pewnie kolega józefmoneta nie zaprzeczy, że idąc do władzy PO przekonywała i skutecznie przekonała większość wyborców, że za jej rządów będzie zupełnie inaczej. Jeśli więc teraz kolega moneta z taką łatwością wyszukuje te analogie, znajduje oczywiste dowody, że ordynarnie kłamała.
Pozwoliłem sobie pożyczyć tytuł od Sex Pistols gdyż jednym ze źródeł tego sukcesu a w rezultacie szwindlu PO było poparcie, udzielone przez takich ludzi jak Kazik Staszewski, Tomasz Lipiński, Zbigniew Hołdys, Jakub Wojewódzki, Paweł Kukiz (a tak, panie Pawle, żyrował pan!). Ktoś powie, że to znaczenie miało żadne. Nie zgodzę się i przytoczę jako ilustrację scenę z popularnego w PRL serialu „Czterdziestolatek”. W jednym z odcinków jakiś nasz resort gościł delegację z Japonii i głowiny bohater, inż. Karwowski uczestniczył w obiedzie wydanym na tę okoliczność oraz otwierającym jakieś negocjacje. Zapytał on sąsiada przy stole kiedy i co będzie negocjował i natychmiast został sprowadzony na ziemię. Usłyszał, że wszystko już postanowiono a udział Karwowskiego i innych w obiedzie wynika z chęci pokazania Japończykom, że skoro tyle osób je w tej sprawie, znaczy, że jest ona traktowana bardzo poważnie.
Tak więc udział wspomnianych rockmanów w obiedzie, to jest w kampanii PO miał i pewnie przekonał niemała grupę potencjalnych wyborców, że z PO faktycznie będzie przepięknie. I rock&rollowo.
A skoro już cytuję polską kinematografię, przytoczę jeszcze scenę z filmu Pasikowskiego „Słodko gorzki”. W niej główny bohater Mateusz (nazywany przez kumpli Mat), licealista z intelektualnymi ambicjami, wspieranymi lekturą Sartre’a i jemu podobnych, rzuca dotychczasową dziewczynę, starającą się też mieć intelektualne ambicje i czytać Sartre’a, dla lali, która od tamtej była lepsza jedynie o sporo centymetrów w nogach i biuście.
- Myślałam, że jesteś inny – rzuciła mu rozczarowana dziewczyna usiłująca mieć ambicje.
- Ja też tak myślałem – odparł cynicznie Mat. – Ale zrozumiałem, że jestem taki sam.
Z głupot wygadywanych bez zmróżenia oka przez Piterę i z tego bezrefleksyjnego przywołania sprawy Kownackiego wynika, że Pitera a pewnie i cała PO też „zrozumiała, że jest taka sama” albo od początku to wiedziała.
Czy zrozumiał to kolega moneta i jemu podobni nie wiem. Sądzę, że raczej nie. I dalej z mozołem, zapewne wbrew sobie, będą dowodzić, że „przepięknie” nie będzie. Co najwyżej tak samo.
A dla wierzących jeszcze w „przepięknie” piosenka Pana Koracza
Inne tematy w dziale Polityka